W latach 2008 – 2012 wydaliśmy 167 mld zł . Część środków zmarnowano. Urzędnicy, aby uzgodnić zasady współpracy, muszą się spotkać. Płaci Unia Europejska.
Za opracowanie dokumentu pod nazwą „Diagnoza stanu sektora ekonomii społecznej” też płaci Unia. Podobnie jak za „propagowanie dobrych praktyk w przedsiębiorczości”– to tylko niektóre przykłady działań, jakie w ostatnich latach zostały sfinansowane ze środków unijnych.
Rząd chwali się, że miesięcznie wydajemy około 4 mld zł dotacji z
UE. Rocznie nasz PKB zyskuje dzięki inwestycjom współfinansowanym z funduszy europejskich dodatkowy 1 punkt procentowy. Mogłoby to być jednak o wiele więcej, gdyby wszystkie te pieniądze rzeczywiście szły na rozwój naszej gospodarki.
Tymczasem w ramach programów unijnych organizowane są spotkania,
szkolenia, konferencje, których wpływ na rozwój gospodarczy jest wątpliwy. Tego typu przykłady można mnożyć.
Problemy wiążą się jednak również z „twardymi” projektami. Przykładem są baseny, które samorządy bardzo chętnie stawiały u siebie za unijne
pieniądze. – Gminy były skore do podejmowania się takich inwestycji, bo pływalnie są okazałe, można je było uroczyście otworzyć – wyjaśnia Jerzy Kwieciński, ekspert BCC, były wiceminister rozwoju regionalnego. – Dziś stanowią balast, nie zarabiają na siebie i trzeba do nich dokładać.
Kwieciński zaznacza, że w przyszłej perspektywie finansowej trzeba tak dobierać programy, aby w ich efekcie do gospodarki płynęły
pieniądze, przez co będzie się ona szybciej rozwijała.
Zdaniem Rafała Antczaka, wiceprezesa Deloitte Business Consulting, stawiać należy na rozwinięte regiony kraju. Tam bowiem unijne pieniądze będą lepiej pracować. – Tymczasem decyzją polityczną wydaje się je głównie w Polsce wschodniej. Tam szanse na to, że przyczynią się do większego wzrostu
gospodarki, są najmniejsze – dodaje.
W ramach specjalnego programu promującego Polskę wschodnią wydano np. 683 tys. zł (niemal 580 tys. zł z Unii) na spotkanie przedstawicieli kilku gmin powiatów chełmskiego, tomaszowskiego i lubaczowskiego, na którym samorządy miały nawiązać współpracę. W efekcie gminy miały być „szerzej promowane i bardziej rozpoznawalne”.
– Należałoby prześledzić efekty realizowanych programów – uważa Kwieciński. – Unia przeznaczyła pieniądze na to, aby ludzie zaczęli ze sobą działać. Pytanie, czy założone cele rzeczywiście zostały osiągnięte i jak one wpływają na nasze życie – dodaje.
W latach 2014 – 2020 możemy dostać mniej pieniędzy z unijnego budżetu niż między 2007 a 2013 r. Jednym z argumentów przeciwko zmniejszeniu transferów do Polski jest wysoki stopień wykorzystania pieniędzy unijnych w naszym kraju. Rozdzieliliśmy już prawie 80 proc. dostępnych środków, podczas gdy np. w Rumunii to zaledwie 7,4 proc. W ocenie ekonomistów jednak od stopnia wykorzystania środków ważniejsza jest ich efektywność.
– Obawiam się, że czasami na siłę szuka się programów, aby wykorzystać dostępne pieniądze – wyjaśnia Jarosław Janecki, główny ekonomista Societe Generale. – Badanie efektywności ich realizacji zajmie nam na pewno sporo czasu. Nie unikniemy sporów, czy dobrze wydaliśmy unijne dotacje i czy na tym skorzystaliśmy – dodaje.
Wątpliwości może budzić np. zakwalifikowanie wyjazdu przedstawicieli zakładów metalowych na targi do Mińska w ramach programu Innowacyjna Gospodarka. „Głównym celem udziału w projekcie było oferowanie i promowanie towarów firmy, kreowanie jej wizerunku oraz marki” – czytamy w uzasadnieniu. Kosztowało to 40 tys. zł, z czego Unia dołożyła 13,3 tys. zł.
Po kilka milionów złotych przeznaczono też na tworzenie klastrów, czyli płaszczyzn współpracy. Dla przykładu Klaster Instytucji Otoczenia Biznesu otrzymał 3,4 mln zł z Unii (całość przedsięwzięcia kosztowała 4,4 mln zł) na propagowanie dobrych praktyk i promowanie przedsiębiorczości. „Planowane są przedsięwzięcia w zakresie doradztwa i konsultingu, szkoleń, inicjatyw o charakterze edukacyjnym” – czytamy w projekcie. Trudno będzie oszacować efekty działania takich klastrów.
Z kolei w obszarach, w których rzeczywiście jesteśmy zapóźnieni, wykorzystanie unijnych pieniędzy kuleje. – Zbyt wolno przebiega budowa infrastruktury internetu szerokopasmowego – wyjaśnia Zbigniew Matwiej z Najwyższej Izby Kontroli, która śledzi realizację projektów.
– Istnieje realne zagrożenie, że ponad 1 mld euro unijnych dotacji pozyskanych na ten cel nie zostanie w pełni wykorzystane. Brakuje koordynacji między projektami a ministerstwami za nie odpowiedzialnymi – dodaje.
Według NIK niski poziom zaawansowania projektów wskazuje, że zakładane cele mogą nie zostać zrealizowane. Wtedy trzeba będzie oddać unijne dotacje.