W Brukseli rozpoczął się w czwartek dwudniowy szczyt UE poświęcony reformom eurolandu, które mają wzmocnić unię walutową, co rodzi obawy, że pogłębią się podziały w UE. Tematem są m.in. nadzór bankowy oraz fundusze dla państw euro dokonujących reform.

Ponadto spodziewane jest przyjęcie deklaracji strefy euro o Grecji z wyrazem uznania dla dokonywanych przez ten kraj reform, ale - jak mówiły przed szczytem źródła UE - jeszcze bez decyzji w sprawie przyznania Grecji dodatkowego czasu na osiągnięcie surowych celów fiskalnych.

Szczyt UE w ogromnej części poświęcony będzie pogłębianiu unii walutowej w oparciu o propozycje szefa Rady Europejskiej Hermana Van Rompuya zawarte w raporcie pt. "W kierunku rzeczywistej unii walutowej". Van Rompuy z góry zapowiedział, że jego propozycje mają być przedmiotem decyzji dopiero na szczycie UE grudniu. Teraz przywódcy mają je przedyskutować.

Choć te propozycje w większości dotyczą tylko 17 państw eurolandu, szczyt odbywa się w formule 27 przywódców państw i rządów z całej UE. W preambule do projektu wniosków ze szczytu podkreślono, że "proces w kierunku pogłębienia unii walutowej i gospodarczej (...) powinien charakteryzować się otwartością i przejrzystością wobec państw członkowskich spoza euro".

"W UE mamy już wiele prędkości i może to właśnie jest źródłem problemów. Potrzebujemy więcej jedności" - mówił wchodząc na szczyt szef Parlamentu Europejskiego Martin Schulz. Tymczasem w środę prezydent Francji Francois Hollande w wywiadzie dla kilku gazet wprost opowiedział się za "Europą dwóch prędkości" i dalszą integracją eurolandu. Tę propozycję skrytykowały źródła niemieckie, a sama kanclerz Angela Merkel zapewniała, że zacieśniając współpracę w eurolandzie, Niemcy nie chcą dzielić UE na strefę euro i resztę.

Jako pierwszy element zacieśniania unii walutowej na szczycie omawiany będzie europejski nadzór nad 6 tys. banków znajdujących się w krajach eurolandu. Wciąż nierozwiązaną kwestią pozostaje udział w tym nadzorze państw, które dopiero w przyszłości planują wejście do eurolandu a także - na jakich zasadach ma się to odbywać.

Przed szczytem premier Donald Tusk mówił, że negocjacje zmierzają w pożądanym przez Polskę kierunku. "Czyli: równe prawa i równe obowiązki dla państw goszczących (filie banków - PAP) i dla państw macierzystych banków, i przede wszystkim równe prawa i obowiązki dla państw ze strefy euro i spoza strefy euro - powiedział. - My wyraźnie mówiliśmy, że w innym przypadku Polska nie będzie zainteresowana uczestniczeniem w tym projekcie".

"Sprawiedliwe" traktowanie krajów spoza euro postuluje najnowszy projekt wniosków na czwartkowo-piątkowy szczyt UE.

Tymczasem Paryż i Berlin wciąż mają różne stanowiska ws. kalendarza przyjmowania europejskiego nadzoru bankowego. Francja, Hiszpania i inne kraje tzw. Południa a także Komisja Europejska naciskają, by nadzór zaczął działać od początku przyszłego roku. Taka była też wymowa czerwcowej deklaracji szczytu eurolandu. Wdrożenie skutecznego wspólnego nadzoru uznano wówczas za wstępny warunek bezpośredniego dokapitalizowywania banków z ratunkowego funduszu strefy euro EMS. Niemcy mówią jednak, że ten kalendarz jest nierealistyczny.

Wśród propozycji raportu Van Rompuya jest też osobny od budżetu UE instrument finansowy eurolandu. Miałby on być utworzony w "średniej perspektywie" jako nowy "mechanizm solidarności" dla dokonujących ciężkich reform państw eurolandu - tak by łagodzić w tych krajach skutki kryzysu np. na rynku pracy. By te środki otrzymywać - jak wynika z dokumentu - kraje musiałyby zobowiązać się do reform w osobnym kontrakcie z unijnymi instytucjami.

Niemcy, którzy są inicjatorami tego pomysłu jako alternatywy dla euroobligacji, naciskają, by nie nazywać go "budżetem eurolandu". Merkel w czwartek mówiła, że to "fundusz solidarności" przeznaczony na wsparcie konkretnych reform, służących poprawie konkurencyjności krajów strefy euro.