Coraz większą wagę przywiązujemy do tego, co jemy. Dlatego przybywa osób, które czytają etykiety, by wybrać produkty najwartościowsze. Jednak zamiast pomóc, ich lektura często może wprowadzić w błąd.
Coraz większą wagę przywiązujemy do tego, co jemy. Dlatego przybywa osób, które czytają etykiety, by wybrać produkty najwartościowsze. Jednak zamiast pomóc, ich lektura często może wprowadzić w błąd.
/>
Informacje zawarte na etykietach wielu produktów o ich składzie i terminie przydatności do spożycia są dalekie od rzeczywistości. Potwierdzają to dane Inspekcji Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych (IJHARS). I tak na przykład w wyniku kontroli przeprowadzonej przez IJHARS w czwartym kwartale ub.r. zakwestionowano oznakowanie prawie 22 proc. partii ocenianego mięsa drobiowego i 25,8 proc. partii przetworów drobiowych. Okazało się, że producenci bez uzasadnienia wydłużyli na etykietach okres przydatności tych wyrobów do spożycia albo nie wykazali na nich składników stosowanych w produkcji – m.in. soli i glukozy.
W tym czasie podobne praktyki stosowali m.in. niektórzy producenci kiełbas, pasztetów, konserw mięsnych, wędlin surowych i dojrzewających oraz wędzonek. W wykazach składników użytych do produkcji nie podawali informacji m.in. o dodanej wodzie, soli, aromatach i przyprawach. Ponadto wprowadzali konsumentów w błąd co do trwałości produktu przez bezpodstawne wydłużenie terminu przydatności do spożycia nawet o 16 dni. Nieprawidłowości tego rodzaju inspekcja stwierdziła aż w 35,7 proc. skontrolowanych partii przetworów z mięsa.
Dużo jest też matactwa w oznakowaniu wyrobów garmażeryjnych. W wyniku kontroli stwierdzono bowiem, że na etykietach tych produktów nie było na przykład informacji o zawartości mięsa w pierogach z mięsem, podrobów w pierogach z podrobami. Nie umieszczono w wykazie wszystkich składników wyrobów garmażeryjnych – wody, soli, oleju. Między innymi tego rodzaju praktyki stwierdzono w 28,8 proc. skontrolowanych partii tych produktów. Złe oznaczenie kontrolerzy wykryli też w ponad 26 proc. badanego piwa oraz 20,5 proc. wyrobów mleczarskich. Inspektorzy zakwestionowali np. użycie nazwy produktu z mleka koziego, bo wykryto w nim obecność także mleka krowiego. A na przykład tegoroczna kontrola tzw. żywności wygodnej, czyli koncentratów spożywczych oferowanych między innymi w formie gorącego kubka, wykazała, że źle oznakowana jest aż ponad połowa badanych produktów.
Skąd tyle nieprawidłowości? – W branży żywnościowej jest ogromna konkurencja, która prowadzi do ustalania niskich cen kosztem jakości. Część producentów ukrywa to przed konsumentami albo wprowadza ich w błąd, bo chce sprzedać swoje produkty, używając wszelkich sposobów, aby utrzymać się na rynku – ocenia prof. Krystyna Świetlik z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama