W czwartek rano dolar kosztował jedynie 3,23 zł. Tak tani ostatnio był w maju. W sumie w ciągu kwartału amerykańska waluta straciła ponad 5,3 proc. Wspomógł FOMC, amerykański Federalny Komitet Otwartego Rynku. Z zapisów z jego posiedzenia wynikało, że Fed może znów zacząć druk dolarów, by wspomóc gospodarkę.
Złoty, choć ostatecznie wczoraj trochę słabł, trzyma się mocno także wobec euro – oscyluje wokół 4,08 zł, co oznacza spadek przez kwartał o ok. 6,4 proc. – i wobec franka szwajcarskiego, który osłabił się podobnie jak euro i kosztuje 3,40 zł. Niestety wbrew pozorom takie umocnienie złotego pozostanie bez wpływu na inflację. – Potencjalne hamowanie wzrostu cen o 1 pkt proc. zobaczylibyśmy, gdyby złoty umocnił się na wiele miesięcy o 10 proc. Ale i tak spadek wzrostu inflacji byłby rozłożony na kwartały – tłumaczy Jakub Borowski, główny ekonomista Kredyt Banku. Czyli złoty musiałby być jeszcze mocniejszy.
A to nie jest dobra wiadomość, bo to z powodu wysokiej inflacji Rada Polityki Pieniężnej nie tnie stóp. Z opublikowanych wczoraj minutes, czyli sprawozdania z lipcowego posiedzenia, wynika, że wpłynęły dwa wnioski o obcięcie stóp – o 0,25 pkt proc. i o 0,50 pkt proc. Oba przepadły w głosowaniu. – W kolejnych miesiącach rada będzie miała dylemat, bo inflacja będzie do końca roku utrzymywała się powyżej górnej granicy celu, 3,5 proc., przy hamującym wzroście gospodarczym – mówi Borowski. Jest zdania, że najbliższym możliwym terminem cięcia stóp jest listopad, choć bardziej prawdopodobny wydaje mu się styczeń. – Z powodu słabnącego wzrostu gospodarczego lepiej by było, żeby złoty nie umacniał się bardziej niż do 4 zł za euro. Bo to by mogło jeszcze bardziej wyhamować wzrost – tłumaczy główny ekonomista Kredyt Banku.