Kryzys w eurolandzie potrwa jeszcze co najmniej 20 lat, a ostatni szczyt UE był "doniosłym krokiem w złym kierunku" - twierdzi na łamach poniedziałkowego "Financial Timesa" Wolfgang Muenchau.

Publicysta polemizuje z dość powszechną oceną, że na brukselskim szczycie 28-29 czerwca przywódcy państw UE porozumieli się w sprawie konieczności utworzenia unii bankowej.

"Liderzy UE uzgodnili, że nie będzie wspólnego dokapitalizowania banków do czasu ustanowienia unii bankowej, ale Bundesbank przypomniał, że unia bankowa nie jest możliwa bez unii politycznej. Prowadzi to do logicznej konkluzji, że kryzys w strefie euro nie będzie rozwiązany w ciągu najbliższych 20 lat" - uważa Muenchau.

"Teraz wiemy, że Niemcy nie zgodzą się na wspólne gwarancje dla depozytów bankowych. (...) Jeśli Niemcy nie mogą teraz zrobić minimum tego, co jest niezbędne, to dlaczego ktoś myśli, że zdołają porozumieć się w sprawie unii politycznej" - pyta publicysta. "Unia polityczna wygląda mniej wiarygodnie niż obietnice alkoholika, że rzuci nałóg w ciągu pięciu lat" - dodaje.

Muenchau zauważa, że choć niewielka większość Niemców chce utrzymania euro, to jednak większość przeciwna jest dalszej akcji ratunkowej, a dla kanclerz Angeli Merkel sensem unii bankowej jest wspólny nadzór, a nie wspólne ubezpieczenie depozytów.

Publicysta "FT" wyciąga z tego wniosek, że proponowana unia bankowa w najlepszym razie obejmie 25 największych banków strefy euro, co oznacza, iż najbardziej zadłużone hiszpańskie kasy pożyczkowo-kredytowe i niemieckie banki krajowe pozostałyby pod kontrolą poszczególnych rządów i nadzorców lokalnego rynku finansowego.

Taki model nasuwa publicyście skojarzenie z "pijakiem, który zobowiązuje się do tego, że odtąd będzie pił tylko najwyższej jakości koniaki".

"Niemcy nie zgodzą się na unię bankową zakładającą centralną regulację i nadzór, wspólny fundusz restrukturyzacyjny i wspólne ubezpieczenie depozytów. Jej stworzenie wymagałoby długich lat. Prawidłowe jej wprowadzenie w życie wymagałoby zmiany narodowych konstytucji i europejskich traktatów, choćby po to, by na nowo zdefiniować rolę Europejskiego Banku Centralnego" - tłumaczy.

"To czyste szaleństwo, by uzależniać rozwiązanie bieżącego kryzysu od sukcesu (unii bankowej), będącej największym zabiegiem integracyjnym w historii Europy" - konkluduje Muenchau.