Wynik greckich wyborów Europa przyjęła z ulgą. Oczywiście decydenci europejscy byli przygotowani na wariant B, w którym trzeba byłoby rozmawiać z przywódcą populistycznej Syrizy, ale rozmowy te byłyby znacznie trudniejsze i mniej przewidywalne.
Jednak ze zwycięzcami niedzielnych wyborów rozmowa wcale nie będzie łatwa i przyjemna. Mając wciąż depczącą po piętach Syrizę, która już zapowiedziała protesty uliczne, nowa-stara koalicja będzie chciała wynegocjować ustępstwa w warunkach przyznawanej pomocy. Co więcej, obecni liderzy zwycięskich partii niestety nie gwarantują konsekwentnej realizacji programu reform.
Wystarczy przypomnieć, że lider Nowej Demokracji nie chciał kilka miesięcy temu poprzeć warunków porozumienia z Europą. A co najważniejsze, jest współodpowiedzialny za obecny stan greckiej gospodarki, do którego doprowadziły partie greckiego establishmentu przez swoje nieodpowiedzialne rządy. Nie są to więc reformatorzy, tyle że bardziej są przewidywalni od skrajnie lewicowej Syrizy. Stąd ulga po niedzielnych wyborach w Grecji.
Teraz znów zaczną się schody. Tworzące nowy rząd partie polityczne będą musiały wraz z przedstawicielami UE i MFW znaleźć rozwiązanie, jak wyjść z twarzą z żądań dotyczących złagodzenia warunków udzielanej pomocy. Plan nie może być zasadniczo złagodzony, gdyż byłaby to zachęta do radykalnych ruchów w innych krajach, aby występować przeciwko uzgodnionym pakietom reform. Z drugiej zaś strony brak jakichkolwiek działań zmiękczających program będzie wodą na młyn populistycznej Syrizy, która będzie prezentować się jako jedyna partia zdolna do dokonania zmian w warunkach pomocy.
Tak czy inaczej Grecja wciąż będzie na kroplówce i, ociągając się, będzie realizować część programu reform. Jak na razie nie widać jednak nowych przywódców w ramach koalicji rządowej, którzy byliby w stanie bardziej stanowczo, a jednocześnie w krótkim okresie realizować plan. Grecja potrzebuje bowiem silnej deregulacji produkcji, rynku pracy, prywatyzacji, czyli rozwiązań, które zwiększą elastyczność i konkurencyjność tamtej gospodarki. Jeśli nie wprowadzi się tego szybko i stanowczo, to kolejne kwartały będą zdominowane przez spadek dochodu oraz ciągłe protesty uliczne. Niestety ten drugi wariant wydaje się najbardziej prawdopodobny, włącznie z ryzykiem wcześniejszych wyborów.
Ze zwycięzcami wyborów rozmawia się łatwiej niż z populistyczną Syrizą, ale to nie znaczy, że łatwo. Sytuacja w Europie jest pewniejsza, ale wciąż groźna
Nad Atenami przez najbliższe kilka lat wisieć wciąż będzie widmo opuszczenia strefy euro. Nie należy się spodziewać, aby projekt federalistycznej Europy w ramach strefy euro był w stanie to ryzyko zminimalizować. Ma ono bowiem charakter polityczny, a nie gospodarczy czy instytucjonalny. Europa jednak, w imię utrzymania jedności strefy wspólnej waluty, zrobi wszystko, aby do opuszczenia jej, choćby przez najmniejszy kraj, nie dopuścić.
Niekontrolowane wyjście z obszaru wspólnej waluty przez małą Grecję zostałoby przez wielu odebrane jako początek procesu rozpadu strefy euro. Trudno byłoby też uzasadnić, dlaczego Grecja ma być wyjątkiem, świat rynków finansowych wyznaczyłby sobie kolejnych kandydatów do podążania tą samą wyznaczoną ścieżką. Byłaby to bez wątpienia olbrzymia porażka odpowiedzialnych dziś za Europę polityków jako tych, którzy nie byli w stanie powstrzymać procesu rozpadu.
I byłoby w tym dużo prawdy, bo w znacznej mierze dzisiejsza napięta sytuacja na południu Europy bierze się z braku zdecydowanych decyzji dwa lata temu. Przypomnę, że to przywódcy europejscy w 2010 r. zamiast doprowadzić do szybkiej restrukturyzacji długu i wprowadzenia programu naprawczego, zaczęli od pakietów pomocowych, które później okazywały się niewystarczające. Przyzwyczaili też greckich polityków, że wszystko można odwołać i zamiast zaangażować od razu MFW ze sprawdzonym programem naprawczym, włączyli w ten proces UE... instytucję polityczną, a nie gospodarczą.
Im dłużej trwa ten pat, tym większe stają się zależności pomiędzy poszczególnymi krajami i więcej szantażu ze strony populistów. Przykładem takiej postawy była zeszłotygodniowa wypowiedź szefa Syrizy, który powiedział, że dzień po opuszczeniu przez Grecję strefy euro cała strefa ulegnie rozpadowi. Obie strony mają świadomość ryzyka, balansują na cienkiej linie. Od niedzieli wydaje się, że lina ta stała się nieco bardziej stabilna, ale wciąż to tylko lina, łatwo można ją rozchybotać.