Warszawa i Gdańsk ścigają się o zyski, jakie można ściągnąć z kibiców. Do zgarnięcia jest ponad 300 mln zł. Najbardziej liczymy na szczodrość Niemców i Portugalczyków, ale na Czechach i Grekach też da się zarobić.
Euro 2012 popularniejsze, niż oczekiwano
/
DGP
Choć mecze grup A i C tegorocznych mistrzostw Europy rozgrywane były w czterech polskich miastach – Wrocławiu, Poznaniu, Warszawie i Gdańsku – to tak naprawdę te dwa ostatnie będą największymi zwycięzcami turnieju. W każdym z nich zostanie rozegrany mecz fazy ćwierćfinałowej (21 czerwca w stolicy i 22 czerwca w Gdańsku), a Warszawa dodatkowo jest gospodarzem meczu półfinałowego – 28 czerwca. A to oznacza dalszy napływ kibiców, a wraz z nimi pieniędzy.
Czeka nas czeski potop
W stolicy mecz ćwierćfinałowy rozegrają Czesi i Portugalczycy. – Czechów spodziewamy się jeszcze więcej niż podczas meczu ich drużyny we Wrocławiu – mówi Marta Brzegowa ze stołecznego ratusza.
Jak wynika z ustaleń DGP, na Stadionie Narodowym i w strefie kibica 21 czerwca bawić się może nawet 25 tys. kibiców czeskich. – W równym stopniu powinni dopisać Portugalczycy. Oczekujemy więc, że na koniec mistrzostw liczba kibiców przekroczy 1 mln osób. Warszawską strefę kibica odwiedziło od 7 czerwca 800 tys. osób – dodaje Marta Brzegowa.
Portugalczyków może być tyle samo co Czechów. A to oznacza, że w ćwierćfinałach Czesi zostawią około 20 mln zł. Portugalczycy zostawią jeszcze więcej, bo z reguły, w przeciwieństwie do naszych południowych sąsiadów, zostają na noc w Polsce. Dlatego każdy z Portugalczyków zostawi średnio ok. 1,5 tys. zł. A to daje ponad 35 mln zł do kasy miasta i
przedsiębiorców podczas jednego dnia meczu ćwierćfinałowego.
To i tak nic w porównaniu z meczem półfinałowym. Jeśli ziści się najlepszy scenariusz – czyli gdy w Warszawie zagrają Niemcy i Anglicy – to napływ gotówki będzie kilka razy większy. A to dlatego, że samych Niemców spodziewanych jest około 80 tys. Każdy zostawia średnio od 700 do 3 tys. zł (w zależności od tego, czy nocuje po meczu w Polsce). W takim układzie Niemcy mogą zostawić od 56 do 120 mln zł. Kolejne 100 mln zł mogą zostawić Anglicy, których według prognoz może przyjechać 50 tys. A ci kibice nocują niemal zawsze. Zatem sama Warszawa na ćwierć- i półfinale może zarobić od 200 do 270 mln zł.
W Gdańsku, który do 15 czerwca odwiedziło w sumie 70 tys. zagranicznych kibiców, o półfinał rywalizować będą Niemcy i Grecy. Miasto szczególnie się cieszy z przyjazdu kibiców niemieckich. – Spodziewamy się 40 – 50 tys. Niemców. Greków będzie mniej, ok. 5 – 6 tys. – mówi rzecznik Euro 2012 w Gdańsku Michał Brandt. Oznacza to, że w najlepszym razie zagraniczni kibice wydadzą w mieście ok. 40 mln zł, głównie na gastronomię i transport. Przyjmując, że część z nich zdecyduje się wynająć nocleg, kwota ta może wzrosnąć o kolejnych 10 – 15 mln zł. Łącznie daje to 50 – 55 mln zł. W sumie przez cały turniej
Gdańsk powinno odwiedzić ponad 100 tys. zagranicznych gości.
Strefy nie utyją
Mimo najazdu kibiców miasto nie planuje kolejnego powiększenia strefy kibica. Od ostatniej soboty może w niej przebywać 40 tys. osób, czyli o 10 tys. więcej niż wcześniej. Niewykluczone nawet, że strefa powróci do swoich poprzednich rozmiarów, bo jak przyznają władze miasta, fan zone została powiększona z myślą o awansie polskiej drużyny do fazy ćwierćfinałowej.
Strefa nie będzie również powiększona w Warszawie. – Nie spodziewamy się bowiem, że pobijemy rekord frekwencji w strefie kibica z meczu Polska – Czechy, kiedy to przewinęło się przez nią 165 tys. ludzi – mówi Marta Brzegowa.
Aby uatrakcyjnić strefę i tym samym przyciągnąć do niej też Polaków, miasto zdecydowało się wyświetlać wszystkie mecze rozgrywane w danym dniu jednocześnie. Mecz z Warszawy będzie pokazywany na ekranie głównym, a z Gdańska na bocznych, w związku z czym każdy będzie mógł wybrać coś dla siebie.
Najkorzystniej by było, gdyby w finale grali Niemcy z Anglią
Wrocław i Poznań już pożegnały się z turniejem
Z turniejem pożegnały się już Wrocław i Poznań. W stolicy Dolnego Śląska ostatni mecz rozegrano 16 czerwca, gdy nasza kadra poległa w meczu z Czechami. Z kolei wczorajszy mecz Włochy – Irlandia był piłkarskim pożegnaniem z Euro 2012 dla Poznania.
Jak szacują władze Wrocławia, od 8 do 16 czerwca miasto odwiedziło w sumie ok. 700 tys. kibiców, z czego ponad 400 tys. bawiło się w strefie kibica. Przy założeniu, że każdy wydał 50 zł, przychody z samej strefy mogą wynieść ok. 20 mln zł.
Podobna liczba zagranicznych gości bawiła się w poznańskiej strefie kibica – 365 tys. osób. Oznacza to przychody rzędu 18 mln zł. Ale te szacunki nie uwzględniają wczorajszego, ostatniego już meczu w Poznaniu. Miasto przed spotkaniem drużyn włoskiej i irlandzkiej szacowało, że dojedzie kolejnych 30 tys. Irlandczyków i 10 tys. kibiców włoskich.
Wrocław bardzo dużo zyskał dzięki rozegranemu tam 16 czerwca meczowi biało-czerwonych. W ciągu całego dnia bawiło się 90 tys. osób. Więcej kibiców było tylko w Warszawie, która zgromadziła 165 tys. osób (w Gdańsku ponad 61 tys. osób, a w Poznaniu ponad 48 tys. osób).
Wrocław na organizację Euro 2012 wydał ok. 20 mln zł, z czego najwięcej pochłonęła strefa kibica – 9 mln zł przy wkładzie UEFA w wysokości 750 tys. euro. Poznańska strefa kosztowała ok. 18 mln zł, przy podobnym wkładzie piłkarskiej federacji.
Choć zagraniczni kibice już nie będą się tak tłumnie zjeżdżać, to jednak pewne zyski, generowane głównie przez miejscowych kibiców, zostaną. Zarówno strefa wrocławska, jak i poznańska będą funkcjonować aż do zakończenia Euro 2012, czyli do 1 lipca.
Oba miasta, choć wyautowane z rozgrywek piłkarskich, liczą na tzw. efekt barceloński, czyli zwiększenie atrakcyjności turystycznej i wzrost napływu zagranicznych turystów, co w efekcie przełoży się na wymierne zyski.
Wrocław planuje się intensywniej promować wśród Czechów, którzy byli najliczniej reprezentowaną nacją zagraniczną (np. 12 czerwca podczas meczu Grecja – Czechy było ich 15,5 tys.). Poznań w pierwszym tygodniu turnieju najczęściej odwiedzali kibice włoscy (w tym czasie najwięcej jednorazowo 14 czerwca – ok. 13 tys. osób) i chorwaccy (również 14 czerwca – ok. 10 tys. osób).