Na greckie wybory nałożyły się francuskie wybory prezydenckie. Przegrana Sarkozego wobec bardziej socjalnie nastawionego Hollande’a dała powody do powątpiewania w losy współpracy na osi Paryż-Berlin, a nawet podpisanego kilka miesięcy temu paktu fiskalnego. Obawy te rozwiała koło południa wypowiedź Angeli Merkel, która oświadczyła, że współpraca między tymi stolicami będzie nadal ścisła. Rynki odrobiły straty, a WIG20 wyszedł nawet nad kreskę, jakby całkowicie zapominając o zagrożeniu ze strony Grecji.
Wydawało się, że będziemy mieć kilka dni oddechu w trakcie których będą trwały konsultacje szefów zwycięskich partii w kierunku otworzenia koalicji, tymczasem już dziś rano okazało się, że już po jednym dniu, z misji utworzenia rządu zrezygnował szef zwycięskiej partii. Europa zaczęła na czerwono. Spadki były początkowo umiarkowane, koło 11-tej wyhamowały.
Dobre dane z Niemiec o produkcji przemysłowej pociągnęły nieco w górę, jednak nastroje popsuła wypowiedź lidera jednej z greckich parti - Aleksisa Tsiprasa, który oznajmił, że wynik wyborów greckich wyraźnie pokazuje, że Grecy chcą unieważnienia niedawnych pakietu oszczędnościowego i redukcji długu. Mimo to Europa tkwiła w niezdecydowaniu do godziny 16-tej, a wtedy to USA pokazały wyraźnie drogę na południe.
Szczególnie groźnie wyglądał szeroki indeks S&P500, który wybił się z miesięcznej konsolidacji.
Czy Grecji uda się zbudować rząd? Czy powstanie rząd mniejszościowy, o którym zaczyna się mówić? Jeśli tak, to nastroje poprawią się, ale jak długo przetrwa taki rząd? Najlepszym wyjściem dla Grecji jest wyjście ze strefy euro, a to będzie oznaczać początek demontażu Unii Europejskiej. Czy wobec spadków na giełdach przyjdzie na odsiecz Ben Bernanke z zapowiedzią QE3?