Inwestorzy ocenią, czy spowolnienie wzrostu gospodarczego jest już wkalkulowane w wartość amerykańskich akcji i czy odwrót indeksu Standard & Poor’s 500 od zanotowanego w poniedziałek czteroletniego maksimum nie jest początkiem jeszcze większych spadków, jeśli wyniki firmy okażą się rozczarowujące – relacjonuje agencja Reuters.
Dobre wyniki spółek staną się dla menedżerów funduszy sygnałem do kolejnych, być może wielomiesięcznych wzrostów na giełdach, ale słabe rezultaty mogą się okazać katalizatorem jeszcze większych spadków.
„Jeśli menedżerowie ocenią, że biznes dalej się trzyma mimo wyraźnego spowolnienia gospodarek w Europie, wówczas będzie to zachęcające dla akcji” – mówi John Carey, menedżer w Pionier Investment Management z Bostonu, który uczestniczy w zarządzaniu aktywów wartości około 260 mld dolarów -„Ale z drugiej strony, spadek zamówień i wydatków konsumenckich może zapoczątkować przeceny akcji i rewizje prognoz zysków”.
Na razie nie jest tragicznie. Z danych Thomson Reuters wynika, że zyski spółek z indeksu S&P 500 wzrosły w pierwszym kwartale o 3,2 proc. Ale w poprzednim, czwartym kwartale ten wzrost wyniósł 9,2 proc., zaś przed rokiem osiągnął rekordowe 19 proc.
Początek drugiego kwartału już wypadł słabo. Indeks S&P 500 zakończył pierwszy tydzień ze stratą 0,7 proc., co jest najgorszym tygodniowym wynikiem od grudnia. Co więcej, okres poprzedzający kwartalny sezon raportów został zdominowany przez ostrzeżenia dotyczące możliwości niedotrzymania prognoz zysków. Na 121. komunikatów firm aż 68 proc. miało przesłanie negatywne., wobec 58 proc. przed rokiem.
“Zyski będą w tym kwartale słabe, a jeśli wykluczy się z nich Apple, wtedy obraz będzie jeszcze bardziej ponury. To może być wielki cios, zwłaszcza w czasach, gdy otoczenie makroekonomiczne jest mniej przyjazne” – konkluduje Michael Mullaney, menedżer z Fiduciary Trust w Bostonie.