"Ameryka nie jest jedynym miejscem, gdzie polityka przeciw emisji dwutlenku węgla dostaje zasłużone lanie" - pisze "WSJ" w czwartek w komentarzu redakcyjnym zatytułowanym "Jasne światła z Warszawy".
Konserwatywny dziennik przypomina głębokie uzależnienie polskiej energetyki od węgla - opiera się na nim ponad 90 procent używanej w kraju elektryczności - i zwraca uwagę, że przestawianie się na alternatywne źródła energii w Europie owocuje na razie głównie zwyżką cen prądu elektrycznego.
Podaje tu przykład Wielkiej Brytanii, gdzie rachunki za elektryczność wzrosły po tym jak rząd przeznaczył 1,4 miliarda funtów na inwestycje w rozwijanie energii słonecznej i wiatrowej oraz nakazał firmom użyteczności publicznej stosowanie alternatywnej energii.
"W Niemczech ceny także szybko rosną. Państwowa Agencja Energetyczna DENA oceniła w grudniu, że rachunki gospodarstw domowych za elektryczność mogą wzrosnąć o 20 procent do 2020 r., jeżeli Niemcy będą realizować swe obecne plany odchodzenia od węgla i energii atomowej" - czytamy w "WSJ".
Gazeta pisze, że polski minister ochrony środowiska Marcin Korolec powiedział, iż w swym oporze wobec planu UE ma poparcie innych krajów Europy środkowowschodniej, "chociaż jak dotąd tylko Polska nadstawiła karku".
"Lepszą wiadomością jest, że nawet Wielka Brytania forsuje jedną z koncepcji Korolca, czyli postulat, by jakiekolwiek ustalanie docelowych redukcji emisji dwutlenku węgla było +technologicznie neutralne+ i pozostawiało otwartą furtkę dla energii nuklearnej. Być może Ed Davey (brytyjski minister ochrony środowiska - PAP) obudził się i zrozumiał, że w 2050 r. Europejczycy wciąż będą potrzebowali elektryczności" - konkluduje z przekąsem konserwatywny dziennik.
W ubiegłym tygodniu Polska zawetowała plan, by do 2020 r. zmniejszyć emisje dwutlenku węgla o 25 procent, zamiast dotąd uzgodnionych 20 procent.
Następnie rząd RP sprzeciwił się, by do 2030 r. zmniejszono emisje o 40 procent, a do 2040 o 60 procent.