Co do tego, że w poprzednim miesiącu mieliśmy wzrost inflacji, analitycy są zgodni. Ale z oszacowaniem tempa tego wzrostu mają problem, bo GUS w marcu poda nową strukturę koszyka inflacyjnego. To oznacza rewizję danych za styczeń. Z poprzednich lat wiemy, że zwykle w dół.
Gdyby jednak
GUS nie zmieniał metodologii, to prawdopodobnie w lutym inflacja wyniosłaby około 4,2 proc. wobec 4,1 proc. Przyczyny? Te same co w poprzednich miesiącach: wyższe ceny paliw (PKO BP szacuje, że o 0,5 proc. w skali miesiąca) i wzrost cen żywności (o 0,7 proc. m./m.).
Ekonomiści radzą jednak lutowym wzrostem cen się nie przejmować. Inflacja jest w trendzie spadkowym – choć powolnym. Jej spadki w następnych miesiącach będziemy zawdzięczać głównie statystyce, czyli tzw. wysokiej bazie z poprzedniego roku. Wyraźnie widać to będzie w marcu, gdy inflacja spadnie do około 3,5 proc. W tym roku podwyżka cen gazu wpłynie na wzrost cen nośników energii dopiero w kwietniu, a więc miesiąc później niż w 2011 r.
Mocny złoty może nie pomóc
– W kolejnych miesiącach inflacja będzie się utrzymywać w przedziale 3,5 – 4 proc., pod koniec roku spadnie do około 3 proc. – ocenia Piotr Bielski, ekonomista BZ WBK.
Teoretycznie inflacja mogłaby spadać szybciej, bo w walce z nią pomaga umocnienie złotego. Od początku roku nasza waluta zyskuje na sile, wobec euro umocniła się już o prawie 8 proc. To powinno mieć wpływ na ceny
towarów z importu, np. paliw. Powinno, ale nie musi.
Według ekspertów pod koniec roku inflacja spadnie do około 3 proc.
Najbardziej zainteresowany wpływem
kursu złotego na ceny Narodowy Bank Polski postanowił sprawdzić, jak duży może być ten wpływ. Opracował tzw. wskaźnik przeniesienia. Wyszło mu, że przeciętnie wynosi on 0,18, gdy gospodarka jest w szczytowej formie – czyli jest już po fazie przyspieszania, a jeszcze nie zaczęła zwalniać. Przy takim współczynniku każda zmiana kursu o 10 proc. powinna powodować zmianę inflacji o 1,8 pkt proc. W obecnym przypadku – spadek.
Jednak to tylko teoria. W praktyce wpływ złotego na ceny zależy od mnóstwa czynników. Jest większy, gdy koniunktura się poprawia i maleje wraz z jej pogorszeniem. Zupełnie zanika w recesji. Efekt przeniesienia zależy też od samej dynamiki wahań kursu. Im
zmiany gwałtowniejsze, tym ich wpływ na ceny mniejszy. Poza tym jest mocniejszy, gdy złoty traci na wartości, i słabszy w przypadku jego aprecjacji.
I właśnie teraz w gospodarce zadziałało kilka czynników, które osłabiają wpływ kursu na ceny. Po pierwsze, dynamika wzrostu
PKB będzie hamować – co do tego zgodni są wszyscy analitycy, łącznie z tymi pracującymi dla NBP. Po drugie – złoty się umacnia. Po trzecie – w dość gwałtowny sposób.
Firmy odbiorą stracone marże
Przedsiębiorcy nie będą kwapić się z obniżaniem cen, choćby mocny złoty zapewnił im dostęp do tanich środków produkcji z importu. A to dlatego, że przez cały ostatni rok, zaciskając zęby, brali dużą część rosnących kosztów produkcji na siebie. Dowodzi tego wysoka dynamika cen produkcji sprzedanej przemysłu, która nie przełożyła się w istotny sposób na ceny konsumpcyjne. To oznacza, że firmy wolały ciąć swoje marże, niż podnosić ceny odbiorcom.
– Trzeba się postawić w ich sytuacji, gdy złoty w drugiej części ubiegłego roku zaczął się gwałtownie osłabiać. Zachowali się racjonalnie: żeby nie tracić klientów, nie przenieśli na nich wysokich kosztów i nie podnieśli cen. Ale teraz nie ma co liczyć na to, że zaczną je obniżać, bo złoty się umocnił. Z ich punktu widzenia sytuacja wróciła do normy – mówi Tomasz Kaczor.
Według Katarzyny Hyż, ekonomistki PKO BP, przedsiębiorcy liczą przy tym na to, że popyt w gospodarce wyraźnie nie spadnie. Mają ku temu co najmniej jeden ważny powód: w połowie roku mocnym impulsem popytowym może być turniej Euro 2012. – To wystarczy, by sprzedawcy czekali z obniżkami cen. Nie należy spodziewać się głębszego spadku inflacji, zwłaszcza w połowie roku – mówi.
Z drugiej strony nie brakuje opinii, że z popytem konsumpcyjnym może być w tym roku naprawdę krucho. Z ostatnich danych NBP wynika, że Polacy wolą oszczędzać, niż pożyczać na bieżące wydatki. O ile depozyty wzrosły w styczniu do 443,4 mld zł z 435 mld zł w grudniu, o tyle kredyt konsumpcyjny spadł w tym samym czasie do 132,6 mld zł ze 134,5 mld zł. Do tego dochodzą nie najlepsze informacje z rynku pracy. Bezrobocie na poziomie 13,5 proc., zatrudnienie w przedsiębiorstwach rośnie w tempie 0,9 proc. rocznie, a dużej dynamiki płac ze stycznia raczej nie da się utrzymać, bo wynikała ona z wypłat wysokich premii w niektórych branżach.
Nowa strategia RPP: poczekajmy, zobaczymy
Elżbieta Chojna-Duch, Rada Polityki Pieniężnej
Co prawda inflacja teraz jest dość wysoka i znajduje się poza pasmem dopuszczalnych odchyleń od celu NBP, ale już w kolejnych miesiącach i latach wskaźnik będzie spadał. Trzeba pamiętać o tym, że Rada Polityki Pieniężnej powinna brać pod uwagę to, co się będzie działo w gospodarce za kilka kwartałów. Z takim mniej więcej opóźnieniem decyzje RPP wpływają na sferę realną. Z ostatniej projekcji inflacji NBP wynika, że wskaźnik wzrostu cen samoistnie będzie zbliżać się do celu NBP już w 2013 r. nawet przy założeniu stałych stóp procentowych. Na tle tych informacji wydaje się, że podwyżka stóp procentowych nie miałaby dziś mocnego uzasadnienia. Oczywiście wszystko zależeć będzie od sytuacji w strefie euro i od tempa wzrostu gospodarczego, również od kursu złotego czy cen surowców na rynkach światowych. Jeżeli jednak złoty utrzyma się w obecnej tendencji aprecjacyjnej, a zapowiedzi zacieśnienia polityki fiskalnej będą realizowane, wówczas warunki dla obniżania się inflacji będą korzystniejsze. Dla RPP w tym momencie strategia „poczekamy – zobaczymy” jest chyba najbardziej odpowiednia.