Coraz częściej nowe auta serwisowane są w tańszych warsztatach niezależnych od koncernów motoryzacyjnych. Przestają się obawiać, że wymiana płynów czy drobne naprawy w autach pozbawią ich gwarancji producenta. Potwierdzają to badania firmy analitycznej GiPA przeprowadzone na 2,6 tys. użytkowników samochodów. Wynika z nich, że już 33 proc. właścicieli pojazdów wie, iż przepisy unijne zakazują tego producentom. W porównaniu z 2010 r. odsetek ten zwiększył się aż o 10 proc. Z 62 do 55 proc. zmniejszył się odsetek kierowców uważających, że ASO to jedyne miejsce, gdzie auto można oddać do naprawy.
Według Zenona Kosickiego, rzecznika prasowego Intercars, dystrybutora części zamiennych, rosnąca świadomość kierowców przekłada się bezpośrednio na wizyty w warsztatach. – Grupa właścicieli nowych aut, którzy przyjeżdżają do współpracujących z nami nieautoryzowanych warsztatów na przeglądy okresowe, znacząco wzrosła – mówi. Nie chce jednak podać konkretnych liczb. Dodaje, że zjawisko przybrało na sile w zeszłym roku, gdy wzrosły koszty utrzymania samochodu w związku ze wzrostem cen paliw.
Zdaniem Alfreda Frankego, szefa Stowarzyszenia Dystrybutorów Części Motoryzacyjnych, z usług warsztatów niezależnych może korzystać już nawet 20 – 30 proc. właścicieli nowych aut. A jeszcze cztery, pięć lat temu nie zaglądał tam prawie żaden.
ikona lupy />
Średnia stawka za naprawę mechaniczną / DGP
Według Frankego przechodzenie do niezależnych warsztatów podyktowane jest głównie ceną. W warsztatach niepowiązanych z koncernami motoryzacyjnymi przeglądy są tańsze nawet o 40 proc. Znacznie tańsze niż w ASO są płyny czy filtry wymieniane przy okazji przeglądów okresowych. Tańsza jest też praca. Z zestawienia GiPA i Moto Data wynika, że obecnie za godzinę pracy mechanika w ASO trzeba zapłacić 160 zł, podczas gdy w niezależnym warsztacie dwa razy mniej. W efekcie w przypadku droższych samochodów przy usłudze wartej w autoryzowanym serwisie 2 tys. zł po wizycie u tańszej konkurencji w portfelu kierowcy pozostaje więc często nawet 1000 zł.
Według Tadeusza Kuncego, szefa GiPA, w wyborach użytkowników znaczenie ma nie tylko cena. – W niektórych markach na wybór niezależnych warsztatów często ma wpływ kiepskie pokrycie kraju siecią serwisową – mówi ekspert. Chodzi o marki, których udział w całości zarejestrowanych w naszym kraju nie przekracza 3 proc. A to np. Volvo, Mitsubishi, a nawet Citroen czy Peugeot. – Często użytkownicy pojazdów wybierają niezależny warsztat, bo do autoryzowanej stacji mają zwyczajnie za daleko – mówi Kuncy.
Barierą jest odległość 50 km, które trzeba przejechać do serwisu firmowego. W takiej sytuacji kierowcy często wolą skorzystać z usług „pana Kazia”. Wizyty u niego zaczynają się zwykle przy okazji prostych operacji, jak np. wymiana opon czy żarówek. Z czasem zdobywa on jednak zaufanie kierowcy, który decyduje się na wykonanie w jego warsztacie poważniejszych napraw.