"Polski rynek węgla kamiennego jest już w pełni konkurencyjny, czego dowodem jest znaczący import, pokrywający blisko 20 proc. krajowego zapotrzebowania na to paliwo" - napisali przedstawiciele Kompanii w piątkowym oświadczeniu. To odpowiedź na płynące ze środowiska energetyków zarzuty, dotyczące wzrostu cen węgla z Kompanii.
Rzecznik firmy Zbigniew Madej podkreślił, że Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów odmówił wszczęcia postępowania w sprawie cen węgla stosowanych przez firmę, podzielając opinię, że jej działanie wynika z reguł konkurencyjnego rynku.
Kompania Węglowa dostarcza energetyce rocznie ok. 20 mln ton węgla - połowę zapotrzebowania polskich elektrowni i połowę własnej produkcji.
"Większość dostaw dla energetyki jest realizowana na podstawie umów wieloletnich, w których strony uzgodniły zasady indeksacji cen" - podkreślił Madej.
Zastrzeżenia energetyki dotyczą dodatkowych ilości węgla, sprzedawanych odbiorcom w tzw. transakcjach spotowych (czyli na bieżąco, bez wcześniejszych umów), po cenach odpowiadających bieżącym warunkom rynkowym.
"Kształtują je oferty innych producentów, bieżące zapotrzebowanie rynku, ceny węgla w Europie, kursy walut, koszty logistyczne itd." - wyjaśnił Madej, nie zdradzając, o ile węgiel w transakcjach spotowych jest droższy od tego sprzedawanego w ramach wieloletnich kontraktów.
Jednym z wyznaczników tych cen jest wartość węgla w zachodnioeuropejskich portach (tzw. ARA). Od sierpnia ceny w portach spadają, z ponad 123 dolarów za tonę do ok. 110 dolarów w styczniu. Aby sprowadzić węgiel do Polski, trzeba doliczyć jeszcze koszty transportu, rozładunku itp., a także wziąć pod uwagę kursy walut.
"Z całą pewnością Kompania Węglowa nie sprzedaje węgla w transakcjach spotowych drożej niż kosztowałby węgiel sprowadzony do Polski z portów ARA" - zapewnił Madej.