Strategicznym sukcesem Polski nazywa we wtorek "Corriere della Sera" kompromis osiągnięty w Brukseli , zgodnie z którym kraje spoza eurolandu po ratyfikacji paktu fiskalnego będą uczestniczyć w szczytach ws. konkurencyjności oraz zmian w strefie euro.
Siedmiu krasnoludków nie dało się Babie Jadze - czyli Niemcom
Największa włoska gazeta pisze: "siedmiu krasnoludków czy też wspaniała siódemka, jak kto chce je uważać, czyli Polska, Republika Czeska, Słowacja, Finlandia, Austria, Węgry i Wielka Brytania to kraje, które bezpośrednio lub pośrednio wstrząsnęły szczytem UE".
Dziennik zwraca uwagę, że państwa te stanęły na drodze kanclerz Angeli Merkel, kontestując jej "rygorystyczne propozycje". Niezadowolenie to, stwierdza się w relacji, okazało się powszechne, od wschodu po zachód. Za najbardziej symboliczną gazeta uważa postawę Polski, domagającej się prawa do udziału w dyskusji o przyszłości strefy euro.
"Corriere della Sera" pisze obszernie o "polskiej strategii", która od starcia z Francją w sporze o miejsce przy stole eurolandu i pod hasłami "metody wspólnotowej" doprowadziła do finałowego kompromisu. Przytacza się słowa ministra finansów Jacka Rostowskiego, który powiedział: "Chcemy utrzymania zjednoczonej Europy".
"Oprócz częściowego rewanżu na "tych samych, jak zawsze" Francuzach, którzy wymyślili mit polskiego hydraulika, dla Warszawy był to wczoraj sukces strategiczny"- ocenia największa włoska gazeta.
Szczyt rozpoczyna porządkowanie finansowych spraw krajów UE
"La Repubblica" podkreśla, że brukselski szczyt wyznacza początek procesu politycznego, którego celem jest wprowadzenie nowych reguł fiskalnych dla Unii Europejskiej.
"Aktywny udział Włoch w tym procesie jest rezultatem osobistej reputacji (premiera Mario) Montiego i wysiłków na rzecz dyscypliny i liberalizacji, które podejmuje jego rząd" - ocenia rzymski dziennik. Zwraca jednocześnie uwagę na to, że dzięki kompromisowi udało się przezwyciężyć weto Polski, która domagała się udziału w dyskusji na temat przyszłości strefy euro. Pisząc zaś o "nie" ze strony Czech gazeta zaznacza, że nie jest ono definitywne.
Za "dyplomatyczny sukces" Mario Montiego "La Repubblica" uważa przyjęcie wspólnej deklaracji na temat wzrostu gospodarczego oraz zobowiązanie się krajów członkowskich do opracowania do marca konkretnego planu na rzecz wzrostu PKB i zatrudnienia. Według dziennika symbolem tego szczytu pozostaną poprzedzające go konsultacje premiera Włoch z kanclerz Angelą Merkel i prezydentem Francji Nicolasem Sarkozym.
"Uśmiechnięte, rozluźnione trio", nazwane przez dziennikarzy "Merkonti" to, jak stwierdza się w relacji z Brukseli, dowód na to, że obecnie na czele Unii stoją Berlin, Paryż i Rzym.
Znacznie bardziej sceptyczny jest komentator dziennika "La Stampa", według którego "nie wystarczy częściowy sukces". Jego zdaniem wszystkie kraje muszą okazać "narodową, wewnętrzną i suwerenną wolę wywiązywania się z unijnych zobowiązań", by uzdrowić finanse i przeprowadzić ważne reformy strukturalne.
"Z tego punktu widzenia Włochy są na bardziej obiecującej drodze niż Francja i Hiszpania; byłoby czymś heroicznym, ale i niepożądanym, gdyby uratowano Europę dzięki naszym wysiłkom, a potem poleglibyśmy razem z nią z powodu braku starań innych" - zastrzega publicysta "La Stampy".
Wyraża opinię, że mechanizmy działania funduszu ratunkowego dla państw muszą zostać sprecyzowane i zaktualizowane w sposób najbardziej skuteczny, bez "interwencji i ślamazarności politycznej", ale za to na podstawie zasady solidarności, bez której - przypomina - "Europa głęboko współzależna nie utrzyma się na nogach".
"Nie ma powodu, by sądzić, że Europa nie da sobie rady, ale wczorajszy szczyt nie pozbawił nas jeszcze wrażenia bałaganu, jaki tworzy zarządzanie europejską gospodarką i finansami. Rada Europejska w marcu będzie miała szansę to wrażenie poprawić" - konkluduje "La Stampa".
Sueddeutsche Zeitung" sceptycznie o pakcie fiskalnym
Korzyści z przeforsowanego przez Niemcy paktu fiskalnego są sporne, a UE powinna intensywniej zająć się rozwiązywaniem problemu ogromnych przepaści między gospodarkami poszczególnych państw - ocenia we wtorek niemiecki dziennik "Sueddeutsche Zeitung".
"Berlińska mantra od początku kryzysu brzmi: gdyby tylko wszyscy byli tacy, jak Niemcy, gdyby oszczędzali i przestrzegali reguł, to euro mogłoby funkcjonować. Prawie wszyscy oprócz Niemców wiedzą już, że to się nie zgadza. To tylko połowa prawdy" - pisze gazeta.
"Jak wiadomo, europejska waluta choruje nie tylko z tego powodu, że członkowie strefy euro niesolidnie gospodarowali, albo wprost fałszowali statystyki. Nie udało się też znaleźć sposobu na ograniczenie ogromnych różnic w bilansach gospodarczych, czyli na zmniejszenie przepaści między poszczególnymi gospodarkami narodowymi. Dzięki euro, niskim odsetkom i własnym reformom Niemcom wiedzie się względnie dobrze, podczas gdy pewne kraje, które zawsze przestrzegały reguł budżetowych, jak Hiszpania, są w nadzwyczaj złej sytuacji" - zauważa dziennik.
Według komentatora gazety, ten stan da się zmienić tylko w drodze prawdziwej politycznej integracji, w tym wprowadzenia możliwości interwencji UE w narodowe budżety, politykę podatkową i socjalną. "A od tego UE jest jeszcze daleko. Teraz, zamiast starać się jakoś walczyć z tymi wspomnianymi przepaściami - poprzez zachęty fiskalne, inwestycje, inną politykę płacową czy europejski plan Marshalla - Berlin uparcie trzyma się tylko części prawdy: restrykcyjnych oszczędności. Dlatego przeforsowano pakt fiskalny, którego korzyści są sporne" - pisze "Sueddeutsche Zeitung".
"Zbyt długo niemiecka opinia publiczna ślepo popierała swój rząd w czasie kryzysu, bo Niemcom dobrze się wiedzie. Najwyższy czas, by intensywnie i w sposób bardziej surowy niż do tej pory sprawdzić strategię (kanclerz) Angeli Merkel. Bo istnieje alternatywa" - ocenia bawarski dziennik.
Gazeta pisze również, że zamiast o pakcie fiskalnym szefowie państw i rządów na poniedziałkowym szczycie UE powinni raczej rozmawiać o sytuacji zagrożonej plajtą Grecji. Według komentatora "Sueddeutsche Zeitung", propozycja Berlina, by ustanowić "komisarza budżetu" dla Grecji z prawem wetowania większych wydatków państwa, była "politycznie niedorzeczna", zniszczyłaby zaufanie Greków do demokracji i byłaby "programem pomocowym dla ekstremistów wszelkiej maści".