Francja, Belgia i Estonia nie chcą, by w szczytach eurolandu brały udział kraje spoza euro, które podpiszą pakt. Eksperci krajów UE nie uzgodnili w czwartek kształtu nowego paktu fiskalnego; zajmą się nim przywódcy. Polska zaczyna mieć "poważne wątpliwości".

W czwartek wieczorem najnowszy tekst umowy omawiali przedstawiciele rządów; jak wskazało źródło unijne po spotkaniu, grupa robocza zakończyła techniczne prace. Projekt z poprawkami z tego spotkania trafi pod obrady ministrów finansów grupy euro i całej UE, a następnie na szczyt UE. "Pozostały rozbieżności na tyle polityczne, że będą rozstrzygnięte przez szefów państw (na szczycie UE pod koniec miesiąca)" - powiedziało źródło.

Ostatni projekt zakłada, że Polska nie będzie brała udziału w szczytach euro

Ostatni projekt zakłada m.in., że Polska, ani inne kraje spoza strefy euro nie będą brały udziału w szczytach eurolandu, nawet jeśli podpiszą nowy traktat. Ze spotkań eurolandu - zgodnie z zapisami projektu - wykluczony został też przewodniczący PE. "Istnieje niebezpieczeństwo, że ta umowa będzie prowadziła do jakiejś dezintegracji UE i metody wspólnotowej" - zaznaczyło źródło. Jego zdaniem "25 państw uczestniczy w tym ćwiczeniu wbrew swoim przekonaniom".

Polska zdecyduje o przystąpieniu, gdy zapadną decyzje

Minister ds. europejskich Mikołaj Dowgielewicz powiedział w piątek PAP, że kwestia paktu fiskalnego jest "otwarta". "Negocjacje trwają" - zaznaczył. Dodał, że kwestie polityczne, takie jak udział krajów spoza eurolandu w szczytach euro, będą "przeniesione na wyższy szczebel polityczny" i omawiane podczas szczytu UE.

"Decyzja Polski o przystąpieniu do umowy będzie podjęta, gdy będzie gotowy jej ostateczny kształt" - zaznaczył.

W środę, jeszcze przed czwartkowym spotkaniem ekspertów, premier Donald Tusk podkreślał, że za wcześnie, by mówić o porażce. "To nie jest być albo nie być dla Polski. Wydawało się, że to jest w interesie wszystkich państw UE, aby decyzje, które dotyczą strefy euro - ale przecież siłą rzeczy będą dotyczyły także wszystkich innych państw UE pośrednio i bezpośrednio - rodziły się w dyskusji, w której uczestniczą wszyscy" - mówił.

Siłą napędową międzyrządowego porozumienia - które w ostatniej wersji nazwano "traktatem" - są Niemcy i Francja. "Jednemu państwu zależy, żeby pieniądze, które wykłada na pomoc innym (m.in. Grecji) były obwarowane takimi warunkami, żeby ich nie zmarnować, a drugiemu - na odzyskaniu porządku w UE sprzed rozszerzenia, bo jego efektywna pozycja zaczęła maleć" - oceniło źródło. Zaznaczyło, że inne kraje zaczynają tracić cierpliwość, a cele umowy można było osiągnąć bez traktatu międzyrządowego.

Możliwość niepodpisania umowy - według unijnego źródła - bierze pod uwagę Polska, która będzie miała "poważne wątpliwości", jeśli zapisy pozwolą umowie "wchodzić" w kompetencje Unii i usankcjonują ekskluzywne spotkania państw euro. Takich wątpliwości nie ma sprawująca prezydencję w UE Dania, której nie zależy na udziale we wszystkich spotkaniach euro. Dania należy do grupy państw, które nie zobowiązały się - tak jak Polska - do przyjęcia wspólnej waluty.

Wątpliwości ma nie tylko Polska

Traktat międzyrządowy, który będzie musiał być ratyfikowany w parlamentach narodowych, budzi emocje w Czechach. Jak napisał w czwartek dziennik "Lidove noviny" wicepremier Czech i szef czeskiej dyplomacji Karel Schwarzenberg zagroził odejściem z rządu, jeśli premier Petr Neczas nie poprze włączenia się Pragi do międzyrządowego paktu fiskalnego. Paktowi fiskalnemu ostro sprzeciwia się prezydent Czech Vaclav Klaus. Za pośrednictwem swego rzecznika Radima Ochvata poinformował, że "w żadnym przypadku" go nie podpisze.

Ponieważ Londyn zablokował na grudniowym szczycie zmianę traktatu UE, nowe zasady dyscypliny budżetowej mają być wdrożone umową międzyrządową krajów strefy euro oraz chętnych państw spoza eurolandu. Głównym elementem umowy jest wzmocnienie dyscypliny budżetowej oraz automatyczne sankcje dla członków strefy euro za jej naruszenie. Ma to uchronić Europę przed przyszłymi kryzysami. Roczny deficyt strukturalny sygnatariuszy paktu ma nie przekraczać 0,5 proc. nominalnego PKB. Za kontrolę wdrażania tej tzw. złotej zasady miałby odpowiadać Trybunał Sprawiedliwości UE.

PE, który bierze udział w pracach nad tekstem, nie podoba się zapis, że uczestnicy paktu mogą się pozywać nawzajem do Trybunału UE. Zgodnie z projektem, KE nie może podawać uczestników nowego paktu do Trybunału. KE może natomiast przygotowywać raporty, na podstawie których kraje o tym zdecydują.

W ostatniej wersji umowy 60-procentowy próg długu publicznego w stosunku do PKB nie jest poddany orzecznictwu Trybunału UE na wzór złotej zasady. Tymczasem to właśnie rosnące zadłużenie jest przyczyną kłopotów w strefie euro.