Drugim zadaniem takiej instytucji, obok utrzymywania porządku na rynku obligacji, byłyby według niego działania prowadzące do wzrostu popytu, ożywienia gospodarki i zwiększenia zatrudnienia (reflacja).
"EBC nie może tego zrobić, ponieważ nie ma takiego mandatu i działa w cyklu polityki monetarnej. Tymczasem cykl gospodarki w o wiele większym zakresie kształtują wydatki sektora prywatnego, w mniejszym zakresie wydatki rządu, a w najmniejszym polityka pieniężna banków centralnych" - wyjaśnia.
Toporowski sądzi, że zadanie uporządkowania rynku obligacji, bardzo nerwowego w związku z wysokim zadłużeniem niektórych państw i perspektywą zrolowania części ich długów w najbliższym roku, można by powierzyć Europejskiemu Mechanizmowi Stabilizacyjnemu, który zostanie uruchomiony w 2012 r. by z czasem zastąpić EFSF - Europejski Fundusz Stabilizacji Finansowej.
Alternatywą mogłoby być utworzenie konsorcjum banków prywatnych, które porozumiałyby się między sobą, wystąpiły o licencję do EBC, a następnie pożyczałyby pieniądze na krótkookresowe stawki oprocentowania i skupywałyby obligacje rządowe państw oprocentowane bardzo wysoko.
Za największy problem strefy euro Toporowski uznaje to, że "liderzy UE i europejskie instytucje wciąż nie rozumieją, że mają do czynienia z kryzysem systemowym, a nie z jednorazowym wydarzeniem, które rozwiąże się, gdy na (rozrzutnych) rządach wymusi się przestrzeganie fiskalnej dyscypliny".
Ekonomista ze School of Oriental and African Studies Uniwersytetu Londyńskiego sądzi, że polityczna elita w UE, zwłaszcza w W. Brytanii, boi się banków, a te ze swej strony nie przystąpią do reform, o ile nie zostaną do nich zmuszone.
"Banki przekonały siebie i innych, że skoro są zdolne wygenerować bańki spekulacyjne, to mogą wygenerować gospodarczy boom. Tymczasem bańka i boom to zupełnie różne zjawiska" - zaznaczył.
"Głównym powodem kryzysu w eurostrefie (i W. Brytanii) jest system bankowy. W Irlandii banki zostały rekapitalizowane ogromnym kosztem. Osłabiło to rządy wobec finansowych rynków i utrudniło refinansowanie rządowego długu. W innych państwach wysoko zadłużonych zachodzą obawy, że także i tam banki mogą wymagać refinansowania, co w świetle wysokiego długu państwa będzie bardzo trudne" - podsumował.