Dyrektor Instytutu Spraw Publicznych dr Jacek Kucharczyk uważa, że uzgodnienie wspólnego stanowiska między Niemcami a Francją ws. sytuacji w strefie euro jest bardzo ważnym sygnałem. Jako korzystną dla Polski ocenił też informację o nieemitowaniu euroobligacji.

Prezydent Francji Nicolas Sarkozy i kanclerz Niemiec Angela Merkel ogłosili w poniedziałek, że Francja i Niemcy chcą zmian traktatowych wprowadzających "automatyczne" sankcje dla krajów UE, które złamią Pakt Stabilności i Wzrostu. Jeśli to się nie uda, alternatywą ma być umowa przyjęta przez państwa eurogrupy, otwarta dla innych państw spoza niej. Paryż i Berlin wykluczyły emitowanie euroobligacji.

Kucharczyk powiedział w rozmowie z PAP, że ważne jest, iż Merkel i Sarkozy uzgodnili wspólne stanowisko i "potrafili mówić razem", choć dotychczas rozbieżności między Francją a Niemcami były spore.

Jak podkreślił, zakończyła się "dramatyczna niemożliwość porozumienia"

"Dopóki Francja i Niemcy nie mogły mówić razem, to podważało zaufanie do całej Unii i do eurozony. Więc sam fakt, że oni razem zabrali głos, chyba zrobił większe wrażenie na wszystkich, niż to, co konkretnie tam powiedzieli. To chyba sprawia, że podskoczyły giełdy i wzrosło zaufanie do euro jako waluty" - ocenił.

Za bardzo ważną uznał też samą treść przekazu z poniedziałkowej konferencji. "Sankcje za złamanie deficytu to też jest ważna informacja" - powiedział Kucharczyk.

Szef ISP podkreślił również, że zmian, jakie zapowiedzieli Merkel i Sarkozy, można się było spodziewać. "Tego zresztą rząd polski się ostatnio domagał i słowami (szefa MSZ Radosława Sikorskiego), i premiera (Donalda Tuska). Tak że to wychodzi w kierunku tych postulatów" - mówił.

"Oczywiście diabeł tkwi w szczegółach" - podkreślił socjolog. Jak tłumaczył, Polsce zależy na tym, aby zmiany dotyczyły wszystkich, a Niemcy i Francja proponują, żeby na początku "wypróbować" możliwość wprowadzenia zmian traktatowych dla 27 krajów UE, a gdy się to nie uda, zaproponować porozumienie dla krajów euro - otwarte też dla krajów zainteresowanych.

Podkreślił, że dla Polski ważne jest jednak to, że gdyby przeszła nawet wersja dla nas mniej korzystna - czyli skupiająca się na strefie euro - to w każdym razie "tam jest takie otwarcie, że nie tylko eurozona, ale też te kraje, które chciałyby się dopisać do traktatu, mogłyby być doproszone".

"Więc to dla nas jest ważne, chociaż oczywiście dla Polski najkorzystniejsze byłoby, żeby zmiany dotyczyły wszystkich 27 krajów" - podkreślił.

Kucharczyk szanse na podpisanie zmian traktatowych przez 27 państw ocenia na "fifty-fifty"

Zdaniem socjologa, "histeryczne głosy" w Polsce, które w kontekście dyskusji o przyszłości Unii "straszą utratą niepodległości", są niesłuszne.

"Jest odwrotnie, niż mówią ci, co nas straszą utratą niepodległości w wyniku tych zmian, bo tak naprawdę nas to czyni bezpieczniejszymi" - podkreślił.

Jak uważa, chodzi tu jedynie o "uznanie pewnych oczywistości, że deficyt budżetowy w jednym kraju - jeżeli jesteśmy w Unii - to nie jest tylko sprawa tego kraju, ani nawet nie tylko sprawa eurozony".

"Polska jako kraj ponosi konsekwencje np. tego, co robi Grecja i Włochy. Nam spada wartość waluty, bo tamci się nie mogą dogadać. Także widać, że te zmiany jednak wzmacniają nasze bezpieczeństwo, a przez to - de facto - wzmacniają naszą suwerenność. I tak to trzeba rozumieć, że to jest dzielenie się suwerennością i przyjmowanie wspólnych reguł, które wszystkich wiążą" - podkreślił.

"To nie jest tak, że my oddajemy Niemcom jakieś kompetencje, tyko i my, i Niemcy, i Grecy będziemy działali według tych samych reguł, które będą dla wszystkich tak samo egzekwowane. W związku z czym nie trzeba słuchać tych głupot o tym, jak to tracimy niepodległość przez ten traktat" - podkreślił Kucharczyk.