Choć Niemcy wciąż nie zgadzają się na euroobligacje, KE przedstawiła w środę trzy warianty takich wspólnych, "stabilizacyjnych obligacji" strefy euro. Ich zwolennicy mówią, że to jedyny ratunek, by szybko wyjść z kryzysu zadłużenia eurolandu.

"Naszą intencją nie jest kroczyć przeciwko największej gospodarce strefy euro i UE" - zapewnił przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Barroso pytany, czemu zgłasza propozycje, wiedząc, że Berlin kategorycznie je odrzuca. "Nie zgadzam się też, że jest absolutny sprzeciw jakiegokolwiek kraju" - dodał, podkreślając, że w Niemczech sprzeciw dotyczy głównie "czasu", kiedy miałyby zostać wdrożone, a nie samego pomysłu.

Przypomniał, że także propozycja funduszu ratunkowego dla strefy euro początkowo wywoływała sprzeciw "wielu stolic", ale ostatecznie w kryzysie kraje zostały zmuszone do jego ustanowienia i zwiększenia uprawnień - m.in. do interwencji na wtórnym rynku obligacji.

Rusza debata a nie proces legislacyjny

KE przedstawiła w środę dopiero tzw. Zieloną Księgę, czyli otwierający debatę o euroobligacjach dokument przedstawiający różne opcje, a nie projekt legislacyjny.

W dokumencie mówi się nie o "euroobligacjach", ale o "stabilizujących obligacjach" dla eurolandu.

Wspólne euroobligacje oznaczają połączenie ryzyk - papierów krajów mocnych ze słabymi

Pomysł w uproszczeniu oznacza, że kraje strefy euro, zamiast indywidualnie zadłużać się na rynkach, emitowałyby przynajmniej częściowo wspólne papiery dłużne. Dzięki temu kraje Północy, uważane za bezpieczne, jak Niemcy, Holandia czy Finlandia, użyczyłyby swojej wiarygodności mniej bezpiecznym krajom Południa.

"Mam nadzieję, że nasze propozycje pomogą w konsultacjach i dyskusji, która musi się odbyć. Apeluję o debatę wolną od dogmatów" - powiedział Barroso. Dopiero po zakończeniu konsultacji KE daje sobie prawo do wskazania preferowanej opcji.

"Chodzi o stworzenie dużego i płynnego rynku obligacji podobnego do rynku amerykańskiego" - podkreślił podczas konferencji komisarz UE ds. euro i walutowych Olli Rehn.

W dokumencie KE wskazuje na trzy warianty, z czego dwa wymagają zmiany traktatu UE. Zastrzega, że bez względu na to, jaki wariant obligacji eurolandu zostałby wybrany, musi być połączony z silniejszym zarządzeniem gospodarczym UE i większą dyscypliną finansów publicznych.

Dlatego KE przedstawiła też w środę propozycję wzmacniania dyscypliny w eurolandzie poprzez zwiększenie kontroli budżetów narodowych.

Euroobligacje wymagają zmiany traktatu

Choć KE nie przesądza o dalszych losach debaty o euroobligacjach, przyznaje, że "perspektywa obligacji stabilizacyjnych mogłaby potencjalnie szybko złagodzić obecny kryzys zadłużenia, bo kraje ponoszące teraz wysokie koszty obsługi długu mogłyby skorzystać z lepszej oceny wiarygodności kredytowej silniejszych gospodarek". Dodaje, że choć wprowadzenie w życie projektu może zabrać dużo czasu - bo najpewniej wymaga zmiany traktatu - "to już sama zapowiedź wprowadzenia takich obligacji poprawiłaby sytuację krajów nękanych wysokimi kosztami długów".

Wariant pierwszy - obligacje wspólne całej całej "17"

Spośród trzech wariantów "najbardziej skuteczny" zdaniem KE to zastąpienie wszystkich narodowych obligacji emitowanych przez "17" nowymi, wspólnymi, które korzystałyby ze wspólnych gwarancji. Ta opcja wymagałaby stworzenia jednej, wspólnej agencji dłużnej. Ale oznaczałaby największe ryzyko "pokusy nadużyć (z ang. moral hazard) w krajach, które ponoszą dziś znacznie wyższe koszty obsługi długu i które zyskałyby łatwiejszy dostęp do pożyczek - ostrzega KE.

wariant drugi - obligacje wspólne ale tylko wobec długu

Drugi wariant to stworzenie wspólnie gwarantowanych euroobligacji, ale tylko dla części wspólnego długu. Kraje kontynuowałyby emisję narodowych obligacji. Opcja ta - podobnie jak pierwsza - wymaga zmiany traktatu, gdyż obecny Traktat z Lizbony nakazuje, aby każdy kraj sam był odpowiedzialny za swe zobowiązania finansowe.

Ta opcja nawiązuje do pomysłu brukselskiego think-tanku Breugel sprzed roku, dotyczącego tzw. obligacji niebieskich i czerwonych. Mające wyższy status papiery niebieskie byłyby emitowane wspólnie przez kraje strefy euro. Ich maksymalny udział, objęty wspólnymi gwarancjami, wynosiłby 60 proc. zadłużenia (czyli zgodnie z limitem Paktu Stabilności i Wzrostu). W ten sposób możliwe byłoby uzyskanie najwyższego ratingu "AAA". Obligacje czerwone byłyby indywidualnie emitowanymi przez każdy kraj papierami powyżej wspomnianego 60-procentowego limitu. Pełną odpowiedzialność za ich emisję ponosiłby dany kraj. Wyższe koszty obsługi tego długu w przypadku większości państw zachęcałyby do redukowania nadmiernego zadłużenia.

Wariant trzeci - wspólne obligacje długu, ale bez wspólnych gwarancji

Trzeci zaproponowany przez KE wariant nie wymaga zmiany traktatu. Chodzi także o stworzenie wspólnych obligacji stabilizacyjnych tylko częściowo zastępujących obligacje narodowe. Nie cieszyłyby się one jednak wspólnymi gwarancjami. Każdy kraj musiałby zapewnić gwarancje odpowiednie do wysokości swojego udziału w długu.

O euroobligacje od ponad roku apelują m.in. premier Belgii Guy Verhofstadt, szef eurogrupy Jean-Claude Juncker oraz były minister finansów Włoch Giulio Tremonti. Zwolenników stale przybywa, w miarę jak okazuje się, że fiaskiem kończą się dotychczasowe metody walki z kryzysem.