Na 295 spółek z indeksu Standard &Poor’s 500, które w październiku zaprezentowały swoje raporty finansowe, aż 220 osiągnęło rezultaty przewyższające oczekiwania analityków. Wszystko wskazuje na to, że S&P 500, najbardziej obszerny wskaźnik amerykańskiego rynku, awansuje w tym roku o 13 proc. do poziomu 1447,93 punktów. Na piątkowym zamknięciu indeks wynosił 1285,09 punktów.
Spółki w USA, poczynając od Google, internetowego giganta po Peabody Energy, wypracowują coraz większe zyski w chwili, gdy – jak ostrzega Bill Gross, jeden z szefów Pacific Investment Management, wiodącej na świecie firmy zarządzania aktywami – europejski kryzys zadłużeniowy doprowadzi do recesji.
Poczynając od maja z giełd światowych dosłownie wyparowało 6,3 bln dolarów, ale prognozy analityków teraz sugerują, że główny wskaźnik amerykańskiego rynku zanotuje największy wzrost od głośniej przeceny spółek technologicznych z końca lat 1990..
„Będziemy mieli bardzo porządny kwartał” – mówi Warren Koontz, szef wielkich spółek w domu maklerskim Loomis Sayles & Co. w Bostonie – „Wyceny (w tej chwili) są bardzo, bardzo niskie w relacji do historycznych odczytów i dlatego nie potrzeba czynić zbyt heroicznych wyliczeń, aby dojść do wniosku, że przyniosą one godziwe zyski”.
Indeks S&P 500 jest obecnie notowany na poziomie 11,7- razy większym od prognozowanego zysku na akcję. W październiku wzrósł on o 14 proc., a zeszłym tygodniu o 3,8 proc. Jeśli zatem sprawdzą się prognozy, każda akcja z indeksu zyska 114 proc. w porównaniu z marcem 2009 roku. Byłby to największy wzrost notowań poczynając od maja 2000 roku. Wcześniej podobna sytuacja wydarzyła się tylko trzykrotnie - na początku lat 1980., po II wojnie Światowej i po Wielkim Kryzysie z 1928 roku.