Projekt nawiązuje do promowanego przez polską prezydencję "niebieskiego guzika", czyli zestawu reguł transgranicznego akceptowanych przez sprzedającego i kupującego, którzy decydują się na jego stosowanie, klikając właśnie w "niebieski guzik" na witrynie internetowej. Ma to usuwać wątpliwości co do reżimu prawnego, sposobu rozstrzygania sporów konsumenckich, a jednocześnie nie ograniczać swobody kontraktowania. Byłby to dobrowolny, 28. reżim prawny w UE - dodany do istniejących 27 krajowych systemów prawa umów, obowiązujący zarówno między firmami jak i w transakcjach konsumenckich.
"Fakultatywne wspólne europejskie przepisy dotyczące sprzedaży pomogą ożywić jednolity rynek, będący motorem wzrostu gospodarczego w Europie. Zapewni on przedsiębiorstwom łatwy i tani sposób rozszerzania ich działalności na nowe rynki europejskie, jednocześnie umożliwiając konsumentom korzystanie z lepszych ofert i wyższego poziomu ochrony" - oświadczyła unijna komisarz ds. sprawiedliwości Viviane Reding. Zastrzegła, że Komisja Europejska nie zamierza uchylać przepisów krajowych, bo nowe przepisy są oparte na zasadzie swobody wyboru.
Mają one szanse powodzenia, bowiem z opublikowanego we wtorek badania Eurobarometr wynika, że 71 proc. przedsiębiorstw w UE (69 proc. w Polsce) jest gotowych korzystać z jednego wspólnego europejskiego prawa umów we wszystkich transgranicznych transakcjach sprzedaży zawieranych z konsumentami z innych państw UE.
"Polska prezydencja cieszy się, że KE tak szybko przygotowała ten projekt, bo znoszenie barier w handlu internetowym jest jednym z priorytetów prezydencji" - powiedział PAP rzecznik prezydencji Konrad Niklewicz.
Mimo lat integracji, bariery w wymianie handlowej na wspólnym unijnym rynku nadal istnieją. Z powodu różnych przepisów obowiązujących w 27 krajach UE, sprzedaż za granicą jest skomplikowana i kosztowna, w szczególności dla małych firm. KE podkreśla, że to duży kontrast w porównaniu z rynkiem wewnętrznym USA, gdzie przedsiębiorca z Maryland może z łatwością sprzedać swoje produkty konsumentom na Alasce.
Europejscy przedsiębiorcy, zniechęcani do transakcji transgranicznych, co roku tracą co najmniej 26 mld euro, które mogliby zarobić na handlu wewnątrz UE. Dostosowanie do różnych krajowych systemów prawa umów, tłumaczenia i zatrudnienie prawników kosztuje firmę średnio 10 tys. euro na każdy dodatkowy rynek eksportowy. W rezultacie zaledwie 9,3 proc. unijnych przedsiębiorstw sprzedaje swoje produkty do innych państw UE.
Jednocześnie 500 mln europejskich konsumentów traci możliwość większego wyboru towarów po niższych cenach. Teraz spotykają się z odmową sprzedaży lub dostawy za granicę; co roku doświadczają tego co najmniej 3 mln osób, w tym 130 tys. konsumentów w Polsce. W rezultacie zaledwie 9 proc. polskich konsumentów kupuje w internecie towary z innego kraju UE, podczas gdy zakupy w polskich sklepach online robi 35 proc.
W czerwcu za wprowadzeniem fakultatywnego europejskiego prawa umów opowiedział się Parlament Europejski, więc nie powinno być problemów z formalnym przyjęciem propozycji KE przez eurodeputowanych. Pomysł z inicjatywy polskiej prezydencji był dyskutowany podczas nieformalnego posiedzenia ministrów sprawiedliwości UE w lipcu w Sopocie. Komisarz Reding ogłosiła wówczas, że osiągnięty został "bardzo ważny przełom w wymiarze politycznym" wśród ministrów. Przyznała zarazem, że pięć krajów wyraziło zastrzeżenia. Chodziło o Finlandię, Austrię i Słowenię, które "stawiały największy opór", a także Niemcy i Wielką Brytanię.
Polska prezydencja zapowiada, że propozycja KE będzie dyskutowana na grudniowym posiedzeniu szefów resortów sprawiedliwości krajów UE w Brukseli.