Boeing stracił ją na rzecz europejskiego producenta Airbusa w 2003 roku. Teraz przyspieszenie dostaw samolotów staje się Boeinga sprawą życia i śmierci. Producenci samolotów otrzymują bowiem większość należności, kiedy maszyny znajdują się jeszcze na linii produkcyjnej. Ale umowy z przewoźnikami przewidują zwykle kary za zwłokę – relacjonuje agencja Bloomberg.
Nic dziwnego, że amerykański koncern stawia sobie obecnie za cel produkcję co najmniej 10 Dreamlinerów w ciągu miesiąca do roku 2013, co jest rekordowym wynikiem w przypadku samolotów szerokokadłubowych. Ale na liście zamówień widnieje w tej chwili niemniej rekordowa liczba 821 maszyn.
„Dostawcy dla przemysłu lotniczego pracują w nadgodzinach, aby wyprodukować przynajmniej dwa samoloty miesięcznie. Wydaje się, że reorganizacja zajmie więcej czasu i będzie bardziej znojna niż zakłada to Boeing” – ocenia Heidi Wood, analityk banku Morgan Stanley w Nowym Jorku.
„Muszą naprawdę zacząć funkcjonować jak szwajcarski zegarek” – twierdzi Steven Udvar-Hazy, dyrektor zarządzający Air Lease Corp., firmy wyspecjalizowanej w leasingowaniu samolotów. Udvar-Hazy, który kupuje samoloty u Boeinga od czterech dekad uważa, że opóźnienia Dreamlinera mogą jeszcze bardziej się wydłużyć, kiedy firma stara się zwiększyć tempo produkcji.
787 jest pierwszym samolotem budowanym w nowej technologii z włókien węglowych, zamiast tradycyjnych konstrukcji aluminiowych, co sprawia. że produkcja jest mocno skomplikowana. Projekt Dreamliner powstaje według nowego systemu produkcyjnego, zgodnie z którym 65 proc. samolotu budują dostawcy, przesyłając elementy do montażu w fabryce Boeinga.
Według analityczki z Morgan Stanley koncern liczy na zmiany projektów w kolejnych wariantach Dreamlinera, co może uprościć cykl produkcji. Ale opracowania inżynieryjne dla nowszych wersji nie są jeszcze ukończone i ich wprowadzenie w życie może być opóźnione o rok, aż do roku 2014.
Boeing trzyma się swoich celów wyznaczonych do roku 2013 – oświadczyła Lori Gunter, rzeczniczka zakładów koncernu w Everett.