"Za wszelką cenę musimy ratować Europę - apelował środę w Strasburgu Rostowski, który zabrał głos w imieniu polskiego przewodnictwa w Radzie UE. - Nie łudźmy się, gdyby euro miało się rozpaść, to Europa długo tego szoku nie przetrwa".
Rostowski, ostrzegając przed ryzykiem wojny, przywołał swą niedawną prywatną rozmowę z "prezesem wielkiego polskiego banku", pracującym w ministerstwie za czasów transformacji w Polsce. Miał on mu powiedzieć, że po takich wstrząsach gospodarczych i politycznych, jakie teraz dotykają Europę, "rzadko się zdarza, by po 10 latach nie było także katastrofy wojennej". I - jak mówił minister - ten prezes banku dodał, że "poważnie się zastanawia nad tym, by uzyskać dla dzieci zieloną kartę w USA".
Potem na konferencji prasowej Rostowski zastrzegł, że jego słowa o zagrożeniu wojną skierowane były nie do polskich polityków, ale europejskich; natomiast groźba wojny to perspektywa 10-20 lat, a nie najbliższych miesięcy i lat.
"Gdyby UE miała nie przetrwać tego szoku (rozpadu eurolandu) to wiemy, co działo się w Europie nim rozpoczęliśmy ten wielki projekt jedności europejskiej - co mogłoby się ponownie stać" - powiedział na konferencji prasowej. Ostrzegł, że pokój panujący w Europie dzięki integracji europejskiej, która po II wojnie światowej miała oddalić widmo kolejnego konfliktu na Starym Kontynencie, nie jest wieczny.
"Nie pozwólmy historii wrócić w złym sensie tych słów - apelował. - Musimy ratować Europę. Jeśli nie my, to kto? Jeśli nie teraz, to kiedy?".
"Nie straszę, że ta straszna historia powróci w ciągu kilku miesięcy czy lat, ale na pewno byłaby to fundamentalna zmiana w strukturze Europy, która mogłaby w ciągu 10 albo więcej lat doprowadzić do rzeczy, które dzisiaj wydają nam się kompletnie niewyobrażalne" - dodał. Zastrzegł, że "Polacy nie mają tu sobie absolutnie nic do zarzucenia", bo Polska od początku kryzysu finansowego jest zaangażowana w szukanie rozwiązań.
Rostowski w debacie w PE pochwalił Europejski Bank Centralny (EBC) i jego prezesa Jean-Claude'a Tricheta, mówiąc, że gdyby nie interwencje EBC w sierpniu tego roku, kiedy bank skupował na rynkach dług zagrożonych państw euro, "to dziś nie patrzylibyśmy z trwogą na nadchodzący huragan, lecz bylibyśmy nim już ogarnięci". "W tamtych gorących dniach EBC i prezes Trichet uratowali Europę" - oświadczył.
Minister nakreślił przed eurodeputowanymi negatywne konsekwencje rozpadu strefy euro - zarówno gdyby wypadł z niej biedny, zadłużony kraj, lub gdyby chciał z niej wyjść kraj bogatszy. Powołując się na obliczenia szwajcarskiego banku UBS powiedział, że w tym pierwszy wariancie PKB takiego kraju spadłby o 40-50 proc. w pierwszym roku, a w kolejnych latach o około 10-20 proc. Natomiast w przypadku wyjścia z euro bogatego kraju, jego PKB spadłby początkowo o 20-25 proc., natomiast potem na stałe byłby niższy o około 10 proc. niż jest obecnie.
Ponadto Rostowski zaapelował, by w ramach 17 państw należących do eurolandu szukać tylko rozwiązań, mających na celu ratowanie strefy euro, natomiast wszystkie dalsze kroki dotyczące zarządzania gospodarczego i zbliżania polityk budżetowych państw powinny się odbywać w gronie całej UE. "Polska, wobec tego, jako prezydencja i jako państwo, w pełni popiera wszelkie wysiłki, aby pokonać ten kryzys przez dalszą integrację strefy euro, ale musimy pamiętać, że (...) nie powinien ten proces być wykorzystywany do tego, aby stworzyć Europę dwóch prędkości" - zastrzegł.