Chwieje się program budowy elektrowni atomowej do 2020 r. Pojawiła się pierwsza przeszkoda – wybór inżyniera kontraktu, czyli doradcy dla wartego nawet 100 mld zł programu, przeciągnie się o wiele miesięcy.
Finał przetargu szykowany jest na I połowę 2012 r., a to kluczowy dla realizacji siłowni jądrowej etap. Polska Grupa Energetyczna PGE odpowiedzialna za budowę atomówki nie ma w tej dziedzinie żadnego doświadczenia. Musi polegać na wiedzy firm doradczych, które w ciągu 10 lat mają szansę zarobić na doradzaniu spółce 1,2 mld zł. Opóźnia się też wybór wykonawcy badań lokalizacyjnych dla elektrowni.
Poślizgi spółka tłumaczy skomplikowanymi przepisami o zamówieniach publicznych. – Przetargi dotyczą wielu złożonych kwestii technicznych, a na dynamikę ich przebiegu wpływają przepisy ustawy o zamówieniach publicznych, która przewiduje wieloetapowy proces odwołań – tłumaczy „DGP” Marta Lau, rzecznik PGE Energia Jądrowa 1, spółki celowej do przeprowadzenia inwestycji.
O superkontrakt doradczy starają się trzy podmioty, ale PGE nie podaje ich nazw
Mimo poślizgu Tomasz Zadroga, prezes PGE, uważa, że opóźnień nie ma. – Harmonogram budowy elektrowni atomowej idzie zgodnie z planem – mówi w mediach szef grupy energetycznej. Również premier Donald Tusk zapewnia, że pierwszy prąd z elektrowni jądrowej popłynie już w 2020 r.
Zdaniem prof. Władysława Mielczarskiego, eksperta branży energetycznej i współautora programu konsolidacji polskiej energetyki, to mało prawdopodobne. Czarny scenariusz potwierdzają kolejne przesunięcia w harmonogramie inwestycji. Wybór dostawcy reaktora zamiast w połowie roku, jak zapowiadał wiosną Tomasz Zadroga, ruszy dopiero pod koniec tego roku. – Ogłoszenie przetargu planowane jest na IV kwartał tego roku, a zakończenie w 2013 r. – informuje Marta Lau.
Zdaniem prof. Mielczarskiego to ryzykowne posunięcie. – Ogłaszanie przetargu na technologię atomową przed rozstrzygnięciem postępowania na doradcę jest błędem. Kto w PGE przygotuje tomy specyfikacji przetargowej? Jeśli znajdą się w niej błędy, konsekwencje czasowe i finansowe będą ogromne – ostrzega. Jego zdaniem na przygotowanie dobrej jakości dokumentacji przetargowej na wybór reaktora potrzeba 6 – 12 miesięcy.
Opóźnienia po stronie PGE dziwią Ministerstwo Gospodarki. – Ustawy niezbędne do terminowego prowadzenia postępowań przetargowych przez PGE zostały przyjęte zgodnie z harmonogramem – usłyszeliśmy w departamencie energetyki jądrowej. Chodzi o ustawę – Prawo atomowe i ustawę o przygotowaniu i realizacji inwestycji jądrowych, które weszły w życie 1 lipca 2011 r.
Więcej pieniędzy na bezpieczeństwo
Niedawne trzęsienie ziemi i tsunami w Japonii wywołały dyskusję na temat przyszłości energii jądrowej. Na świecie funkcjonuje ponad 400 elektrowni atomowych, z czego 150 w samej Europie. W ostatnich miesiącach na odejście od energii z atomu zdecydowały się Włochy, Szwajcaria, ale przede wszystkim Niemcy, które dziś produkują w ten sposób 20 proc. prądu. Koncerny wytwarzające energię z atomu wpadły w popłoch. RWE w związku ze stopniowym wygaszaniem do 2022 r. reaktorów jądrowych i spadkiem zysków na niemieckim rynku zapowiedziało wyprzedaż dużej części europejskich aktywów.
W branży mówi się, że z powodu perturbacji na rynku wewnętrznym Niemcy mogą się wycofać nawet z rynku polskiego. Oficjalnie władze spółki matki w Essen i polskiego oddziału RWE zaprzeczają tym rewelacjom.
Eksperci zastrzegają, że na rozwój energetyki jądrowej w Europie wpływ mają nie tylko wysokie koszty – technologia atomowa jest ponad 3 razy droższa od węgla – lecz także unijna polityka. Ponieważ sprowadza się ona do ograniczenia emisji dwutlenku węgla i zmusza do poszukiwania źródeł niskoemisyjnych, atom z tej perspektywy może być atrakcyjny.
Eksperci Deloitte podkreślają, że rola energii z atomu jest nadal istotna w bilansie energetycznym Francji, Japonii, Korei oraz Stanów Zjednoczonych. – Wielka Brytania, Francja, Czechy, USA, Węgry, Słowacja, Finlandia, Turcja i – co ważne – Rosja, a także Chiny i Brazylia, ciągle inwestują w rozwój tego sektora – mówi Wojciech Hann z Deloitte.
Eksperci podkreślają jednak, że w efekcie awarii w Fukushimie wzrosną koszty budowy elektrowni atomowych. Powód – zwiększone wymagania dotyczące bezpieczeństwa, przede wszystkim związane z systemami chłodzenia reaktorów. W optymistycznym scenariuszu koszty mogą wzrosnąć o co najmniej 15 proc., w pesymistycznym – o 30 proc.