Inwestorzy dostali jasny sygnał, że przekonywanie załóg państwowych firm do prywatyzacji jest bardzo kosztowne. Fatalne wyniki JSW mogą zniechęcić Polaków do akcjonariatu obywatelskiego
Listonosz przyniósł właśnie rachunek za przekupstwo pracowników Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Na pół miliarda. Nie wiem, czy adresaci są właściwi. Za hojność państwa płacą spółka i inwestorzy, z których część to akcjonariat obywatelski. Po takiej informacji wartość akcji w ich rękach stopniała.
Słyszeliśmy o podwyżkach, nagrodach, kredytach i innych kosztach, ale to wszystko wydawało się wirtualne. W końcu mamy największą od lat koniunkturę na węgiel, czym się więc przejmować, państwo coś zarobi, ale i górnicy zyskają. Teraz widać, że stoją za tym konkretne pieniądze.
Wczoraj największy w Unii Europejskiej producent węgla koksowego podał, że w drugim kwartale miał 106 mln zł straty netto wobec 373 mln zł zysku rok wcześniej. Powód? Spółka przyznała, że są nim koszty programu akcji dla pracowników.
Informacja wywołała szok na rynku, bo oczekiwania analityków ankietowanych przez agencję Reuters znajdowały się w przedziale między 8 mln zł straty a 419 mln zysku. W całym półroczu spółka zarobiła 502 mln zł, choć mogło być ponad miliard złotych zysku.
Firmę obciążają m.in. koszty 5,5-proc. podwyżek (przyznane wstecz od 1 lutego), na które musiał pójść zarząd, by zyskać zgodę związków grożących strajkami. Wypłacono też 160 mln zł nagrody z zysku. Pracownicy utrzymali przywileje i zyskali nowe, jak 10-letnie gwarancje zatrudnienia. Te akurat ciężko wycenić, ale trudno, by nie odbiło się w przyszłości na kosztach firmy, która w zasadzie nie może zwolnić pracownika, choćby jego zaangażowanie pozostawiało wiele do życzenia.
Pracownicy JSW zostali też uprzywilejowani na wiele sposobów. Obok zainkasowania darmowych akcji mogli się zapisać na papiery firmy jako zwykli inwestorzy indywidualni, a przeznaczona dla nich pula była dwukrotnie wyższa niż dla reszty obywateli. Żeby ułatwić zakup dodatkowych akcji, JSW przygotowała program kredytów.
Hojność Skarbu Państwa widać w udziale pracowników w ofercie (około 17 proc.), a nie w kwotach przekazywanych im w postaci udziałów. Tu ciężko byłoby przebić PZU, gdzie wartość darmowych akcji sięgała łącznie 4,5 mld zł.
Szczodrość rządu uderzyła rykoszetem we wszystkich: w Skarb Państwa, pracowników i inwestorów. Po wczorajszej zaskakującej informacji o stratach w drugim kwartale kurs akcji spadał nawet o blisko 5 proc. Oznacza to, że wart ponad 6,3 mld zł pakiet, który pozostał w rękach państwa, stopniał o prawie 300 mln zł, zaś pula akcji pracowniczych o blisko 100 mln zł. I to wszystko zaraz po otwarciu notowań w ciągu kilkudziesięciu minut.
Oczywiście spółka może się odkuć w kolejnych kwartałach, czemu sprzyjają wysokie ceny węgla koksującego, który w rok podrożał o 30 – 40 proc. Jednak inwestorzy dostali sygnał, że przekonywanie załóg państwowych firm do prywatyzacji jest bardzo kosztowne i ktoś musi w końcu za nie zapłacić.
Świadomość ta może zniechęcać Polaków do kupna akcji kolejnych prywatyzowanych firm. A jest ich jeszcze sporo, a w tym kolejne spółki górnicze. W końcu ten, kto kupuje akcje, woli nie słyszeć słowa „strata”.