Ulewy i huragany z zeszłego miesiąca drogo kosztowały towarzystwa ubezpieczeniowe. Ale to nic w porównaniu z koszmarem ubiegłorocznych powodzi.
Lipiec był najgorszym w tym roku miesiącem dla branży ubezpieczeniowej pod względem szkodowości – wynika z danych zebranych przez „DGP”. To efekt gwałtownych opadów deszczu, burz, huraganów i lokalnych powodzi, które w ubiegłym miesiącu nawiedziły Polskę.
– Pomiędzy styczniem a czerwcem nie było potrzeby ustanawiania rejestrów szkód masowych, w ramach których ewidencjonujemy zdarzenia katastroficzne. Sięgnęliśmy po to dopiero w lipcu, kiedy trafiło do nas ok. 2 tys. szkód zakwalifikowanych jako masowe – mówi Sylwia Mikiel z Uniqi.
Wtóruje jej Jarosław Mikołajczuk, zajmujący się likwidacją szkód w Warcie. – We wcześniejszych miesiącach nie odnotowaliśmy masowych zdarzeń związanych z anomaliami pogodowymi, których skalę można by uznać za katastroficzną. Lipiec był pod tym względem najgorszy w tym roku – twierdzi.
Potwierdzają to dane ubezpieczycieli. Według Ergo Hestii liczba zgłoszonych w lipcu szkód spowodowanych przez burzę i deszcze była dwa razy większa niż w czerwcu. Warta wylicza zaś, że w wyniku anomalii pogodowych, które miały miejsce od początku lipca do 10 sierpnia, klienci zgłosili ponad 2,1 tys. szkód na łączną kwotę ok. 14,6 mln zł.
Mimo to nie można porównywać ostatnich tygodni z sytuacją z wiosny 2010 r., kiedy południową Polskę nawiedziła powódź. Wówczas do samej Warty tylko w maju napłynęło 7,5 tys. szkód na łączną kwotę ok. 50 mln zł.
Natomiast InterRisk – ubezpieczyciel majątkowy z grupy VIG Polska – twierdzi, że liczba zgłoszonych w lipcu szkód katastroficznych jest sześć razy mniejsza niż po majowo-czerwcowej powodzi ubiegłego roku. Ale w 2010 r. przez Polskę przetoczyły się dwie fale powodziowe. Druga miała miejsce na przełomie sierpnia i września. I w tym przypadku – jak wynika z szacunków InterRisk – liczba szkód była porównywalna z lipcowymi.
Ubezpieczyciele zwracają uwagę na jeszcze jeden aspekt, który odróżnia burzowy lipiec od powodzi z 2010 r. To wartość zgłoszonych szkód. Jak wyjaśnia Agnieszka Nowacka z biura likwidacji szkód Ergo Hestii, odszkodowania za zniszczenia spowodowane opadami i burzami są nieporównywalnie mniejsze od tych wypłacanych za szkody powodziowe.
– Zgłaszone po nawałnicach szkody to zalania pomieszczeń mieszkalnych przez nieszczelne dachy, podtopienia piwnic, uszkodzenia sprzętu elektrycznego i elektronicznego, zerwane dachy czy uszkodzone elewacje. Najczęściej ich wartość nie przekracza 3 tys. zł – podkreśla Agnieszka Nowacka. Tymczasem odszkodowania za zalane domy i zniszczony dobytek całego życia mogły wynosić nawet kilkadziesiąt, jak nie kilkaset tysięcy złotych.
Z tego powodu ubezpieczyciele twierdzą, że zła pogoda w lipcu nie uderzy w ich finanse tak mocno jak ubiegłoroczna powódź. Przypomnijmy, że z danych Komisji Nadzoru Finansowego wynika, że z tytułu ubiegłorocznej klęski żywiołowej wypłacili ponad 1,6 mld zł odszkodowań.
– Nie przewidujemy, by wypłacone odszkodowania wykraczały poza zakładane przez nas ryzyko zdarzeń katastroficznych – mówi Marcin Jaworski, rzecznik Warty.