NBP i ekonomiści dokonują korekt przyszłorocznego PKB. Zgodnie z uśrednioną prognozą sporządzoną dla „DGP” gospodarka będzie się rozwijać w tempie 3,71 proc. To już o 0,4 pkt proc. mniej od przewidywań sprzed dwóch miesięcy.
NBP i ekonomiści dokonują korekt przyszłorocznego PKB. Zgodnie z uśrednioną prognozą sporządzoną dla „DGP” gospodarka będzie się rozwijać w tempie 3,71 proc. To już o 0,4 pkt proc. mniej od przewidywań sprzed dwóch miesięcy.
Wśród ekonomistów panuje przekonanie, że w tym roku jakoś uda nam się utrzymać 4-proc. wzrost, głównie za sprawą dobrego pierwszego półrocza. Natomiast w 2012 r. grozi nam wiele czynników, które mogą jeszcze bardziej spowolnić nasz rozwój.
– Sądzimy, że w trzecim kwartale wzrost wyniesie tylko 3,8 proc. Wpływ na to będzie miało m.in. spowolnienie w eksporcie, osłabienie w inwestycjach, brak wyraźnego bodźca ze strony popytu wewnętrznego. W ostatnim kwartale zarówno konsumpcja, jak i eksport powinny znowu ruszyć. Liczymy także na poprawę w inwestycjach prywatnych – mówi Karolina Sędzimir, ekonomistka PKO BP.
Jej prognozę potwierdzają piątkowe dane GUS dotyczące koniunktury w przedsiębiorstwach. Wynika z nich, że tylko usługi trzymają się mocno. Firmy z branży przetwórstwa przemysłowego, choć jeszcze nie mówią o pogorszeniu, to mniej korzystnie niż w czerwcu oceniają portfel zamówień. Narzeka też budownictwo. Jednak najsłabiej wiedzie się przedsiębiorstwom handlowym. Pesymistyczne są zarówno prognozy, jak i oceny bieżącej sprzedaży. Handlowcy odczuwają też trudności z regulowaniem zobowiązań.
O tym, że przedsiębiorstwa gorzej niż w pierwszym kwartale oceniają przyszłą sytuację gospodarczą kraju, świadczą też wyniki ankiety przeprowadzonej przez NBP. Spodziewają się w drugim półroczu pogorszenia kondycji. Uważają, że zarówno popyt zagraniczny, jak i wewnętrzny zacznie spadać.
– Nie oczekiwałbym jakiegoś dramatycznego spadku konsumpcji w tym roku, raczej pozostanie na stabilnym poziomie. Natomiast zdecydowany problem mogą mieć eksporterzy – mówi Ignacy Morawski, ekonomista PBP. Tłumaczy, że spowolnienie eksportu związane będzie z sytuacją na rynkach światowych. PMI, tj. wskaźnik bieżącej i przyszłej koniunktury w przemyśle Chin, spadł do poziomu poniżej 50 pkt, czyli do bardzo złej oceny, a to spowoduje spowolnienie w eksporcie Niemiec. Tam wskaźnik PMI też spadł o 0,6 pkt do 54 pkt. A Niemcy są głównym odbiorcą produktów i półproduktów z Polski. Powinniśmy się więc w najbliższych miesiącach nastawić nawet na znaczy spadek wzrostu eksportu. Tym bardziej że wskaźniki koniunktury w przemyśle spadają także we Francji, u naszego drugiego partnera handlowego, a także w USA, które wywierają wpływ na całą Europę.
– Ta niepewność powoduje, że polskie przedsiębiorstwa się przyczaiły. Choć mają niewykorzystane moce produkcyjne i znaczne potrzeby inwestycyjne, to ich nie realizują. Czekają na rozwój wypadków – mówi Jakub Borowski, główny ekonomista Invest-Banku. – Nasza gospodarka jest mała, dlatego podatna na to, co się dzieje na świecie. Jeśli w przyszłym roku zwolni gospodarka Eurolandu, to i nasza będzie musiała pójść w jej ślady – dodaje.
Dlatego na przyszły rok ekonomiści wróżą znaczne spowolnienie wzrostu. Z uśrednionej prognozy wynika, że wyniesie on 3,71 proc. Najbardziej pesymistyczny jest NBP, który przewiduje wzrost na poziomie 3,2 proc. Spowolnienie wzrostu sygnalizuje także sam rząd. W ustawie budżetowej zapisano m.in., że w związku z zaplanowanymi działaniami konsolidacyjnymi w sferze finansów publicznych oczekuje się ograniczenia tempa wzrostu spożycia publicznego, czego konsekwencją będzie zerowy wpływ tej kategorii ekonomicznej na wzrost PKB. Dodatkowo w wyniku zakończenia cyklu inwestycyjnego publicznych projektów infrastrukturalnych, których kumulacja powinna mieć miejsce w 2011 r., w 2012 r. trzeba też, zdaniem resortu finansów, oczekiwać ograniczenia wartości inwestycji publicznych. A to będzie oznaczać, że wkład we wzrost PKB ze strony łącznego popytu generowanego przez sektor rządowy i samorządowy będzie ujemny – ok. minus 0,6 pkt proc. w porównaniu z plus 1,8 pkt proc. w 2011 r.
Jednak rząd liczy na to, że ruszą inwestycje prywatne. To powinno spowodować poprawę sytuacji na rynku pracy i wzrost płac, co ma przełożyć się na wzrost popytu konsumpcyjnego. To on ma właśnie łagodzić skutki niższych inwestycji publicznych. W ustawie budżetowej założono więc wzrost gospodarczy w przyszłym roku na poziomie 4 proc.
– W przyszłym roku w pełni odczujemy skutki zacieśniania polityki monetarnej przez RPP w Polsce i przez Europejski Bank Centralny w Eurolandzie. To może wpłynąć na ograniczenie wydatków gospodarstw domowych i inwestycji przedsiębiorstw – uważa jednak Marcin Mrowiec, główny ekonomista Pekao SA. I dlatego swoją prognozę przyszłorocznego wzrostu zmniejszył o 0,5 proc. do 3,5 proc.
Szansę na realizację prognozy rządu można upatrywać w tym, że konsumenci użyją oszczędności, aby zaspokoić swoje potrzeby. Tyle że może się to nie sprawdzić, bo w sytuacji niepewności i trudnego rynku pracy Polacy mogą nie ruszyć na zakupy.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama