Dla Polski pomysł nie jest jednak korzystny, bo zwiększone wydatki na naukę musiałyby zostać wykrojone z funduszy strukturalnych i dopłat rolnych, których dziś jesteśmy największym beneficjentem (10 mld euro netto).

Nauka ponadnarodowa

– Duże kraje rolnicze nie mają już własnej, narodowej polityki dla wsi. Powinniśmy się kierować taką samą ambicją wobec nauki – powiedział Barnier, jeden z najbliższych sojuszników politycznych prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy’ego. Podobny pomysł – okrojenia polityki spójności i rolnej na rzecz nauki i innowacji – prezentują przedstawiciele grupy płatników netto do budżetu UE, m.in. Niemcy i Skandynawowie.
Jak wynika z opublikowanego 9 czerwca raportu Komisji Europejskiej poświęconego innowacyjności, Unia nie jest w stanie zmniejszyć zaległości w badaniach naukowych w stosunku do USA i Japonii i jest doganiana przez Chiny. W 2010 r. nakłady na badania w krajach Dwudziestkisiódemki wyniosły 2,1 proc. PKB, podczas gdy celem Brukseli od lat jest osiągnięcie progu 3 proc. Ten wynik i tak zawyżają cztery kraje przeznaczające najwięcej na badania (Szwecja, Dania, Finlandia i Niemcy), podczas gdy takie państwa jak Polska i Włochy z trudem przeznaczają na ten cel 1 proc. dochodu narodowego.
Program Europa 2020, który w założeniu ma poprawić konkurencyjność europejskiej gospodarki, zakłada zatrudnienie w ciągu 9 lat dodatkowo miliona nowych naukowców (dziś jest ich 1,5 mln w UE). Michel Barnier przekonuje, że nie będzie to możliwe bez zbudowania zintegrowanej wspólnej polityki naukowej.

Rolnicwo ocaleje

Takie rozwiązanie mogłoby jednak oznaczać poważne straty dla Polski. W grudniu przywódcy Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii zaapelowali o zamrożenie budżetu UE do 2020 r. realnie na obecnym poziomie (wzrost wydatków nie byłby większy niż wskaźnik inflacji). Co prawda w minionym tygodniu Parlament Europejski zapowiedział, że będzie walczył o niewielki (5 proc.) realny wzrost budżetu, jednak żadne porozumienie nie będzie możliwe bez jednomyślnej zgody wszystkich krajów UE.
W praktyce oznacza to, że wydatki na naukę zostaną zwiększone kosztem nakładów na rolnictwo (dziś 41 proc. budżetu) i fundusze strukturalne (36 proc.). Grunt pod taki rozwój sytuacji już zresztą sygnalizuje dyrektor generalny KE ds. budżetu Herve Jouanjean.
– Priorytetem nowego budżetu muszą być poprawa konkurencyjności i szybszy wzrost europejskiej gospodarki – podkreślił w rozmowie z „DGP”. – W miarę jak nowe kraje Unii doganiają poziomem rozwoju państwa zachodnie, wielkość nakładów na fundusze strukturalne będzie spadać – dodał. Cięcia w nakładach na rolnictwo wydają się mniej prawdopodobne, bo w ich obronie z niezwykłą determinacją staje w szczególności Francja.
Już dziś 7. ramowy program badań naukowych jest trzecią pozycją w budżecie Unii na lata 2007 – 2013 (55 mld euro). To także ta część budżetu Wspólnoty, która rośnie najszybciej (14 proc. w 2011 r.). Dostęp do tych środków mają wszystkie kraje UE. Konkursy o dotacje wygrywają jednak przede wszystkim te kraje, które mają wysokiej jakości placówki naukowe i których koncerny masowo inwestują w najnowsze technologie, np. Niemcy. W Polsce tak nie jest, a Warszawa jest w ogonie państw beneficjentów środków na badania i innowacje.