Wart ponad miliard złotych przetarg na samoloty szkolno-bojowe dla armii wchodzi w decydującą fazę. Oferty mają spłynąć do 29 lipca. Rozstrzygnięcie pod koniec roku.

Polonizacja to nowy wymóg, który Ministerstwo Obrony Narodowej włączyło do rozesłanych koncernom zbrojeniowym ostatecznych warunków technicznych przetargu na samoloty. – Takie uzupełnienie offsetu w większym stopniu zrekompensuje nam zakup uzbrojenia poza granicami kraju – mówi Marcin Idzik, wiceminister obrony narodowej. Chodzi też o zabezpieczenie armii pod kątem serwisu i dostaw części w przyszłości. Zyskają również zakłady zbrojeniowe, które od dawna zabiegały o udział w projekcie.

– Intencja jest dobra, ale przy zakupie 16 samolotów polonizacja nie będzie wielka – uważa Paweł Soroka, koordynator Polskiego Lobby Przemysłowego. Sądzi, że resortowi uda się najwyżej wynegocjować montaż samolotów w kraju i produkcję mniej istotnych elementów. Aby polskie zakłady zostały włączone do prac nad nową maszyną, kontrakt musiałby być dwukrotnie większy.

Wiadomo, że wstępne zainteresowanie kontraktem wyraziło pięć firm: brytyjski BAE Systems, koreański KAI (kooperujący z amerykańskim Lockheed Martinem), włoska Alenia Aermacchi, czeskie Aero Vodochody oraz fińska Patria Aviation.

– Wszystko wskazuje na to, że nowe wymagania zamieszczone w specyfikacji warunków zamówienia spełnia tylko koreański T-50 – mówi przedstawiciel jednego z koncernów. Finów wyklucza wymóg, że samolot ma być fabrycznie nowy, bo oferowali używane. Brytyjczycy i Czesi nie mają systemu cyfrowego sterowania lotem fly-by-wire, a Włosi radaru i zintegrowanego uzbrojenia.

Idzik przyznaje, że o kontrakcie zapomnieć mogą Finowie. Ale w tym przypadku trudno mieć pretensje do rządu, że chce kupić nowoczesną konstrukcję z 30-letnim okresem przydatności. Fińskie maszyny trzeba byłoby modernizować już za 10 lat.

Odpowiada: – Firmy wiedziały doskonale, o co nam chodzi, i miały czas na przygotowanie ofert. Wbrew opiniom, że kryteria przetargu zawężają listę uczestników do KAI, uważa, że w konkursie wezmą udział dwa, a być może trzy koncerny. Dodaje też, że bez wyposażenia, o którym mówi część przedstawicieli branży, zakup samolotów nie ma sensu. – Tak naprawdę nie kupilibyśmy samolotu kompatybilnego z F-16 – mówi Idzik. A MON chodzi o maszyny, które mają nie tylko umożliwić przygotowanie pilotów do latania na myśliwcach, ale też w razie potrzeby wesprzeć je w walce. Mają zastąpić bowiem Iskry, które będą wycofane z eksploatacji.

Idzik podkreśla, że w konkursie nie będzie żadnych czarów. Wygra ten, kto nie tylko zaoferuje samolot zgodny z wymaganiami technicznymi polskiego wojska, ale też zaoferuje najlepszą cenę za samolot wraz z jego kosztem utrzymania na trzydzieści lat oraz najlepsze warunki offsetu i polonizacji.