Arabia Saudyjska – największy na świecie producent ropy naftowej – będzie dążyła do obniżenia cen surowca o 20 – 30 proc. Jej zdaniem obecny poziom jest zbyt wysoki, bo skłania kraje Zachodu do pilnego poszukiwania innych źródeł energii.
Arabia Saudyjska – największy na świecie producent ropy naftowej – będzie dążyła do obniżenia cen surowca o 20 – 30 proc. Jej zdaniem obecny poziom jest zbyt wysoki, bo skłania kraje Zachodu do pilnego poszukiwania innych źródeł energii.
– Nie chcemy, aby Zachód sobie poszedł i znalazł alternatywy. Im wyższa będzie cena ropy, tym większą mają motywację do ich szukania – powiedział we wczorajszym wywiadzie dla stacji CNN saudyjski książę Alwaleed bin Talal, bratanek króla Abdullaha. Dodał on, że dla Saudyjczyków optymalny poziom to 70 – 80 dolarów za baryłkę lekkiej ropy (West Texas Intermediate). W piątek jej cena na giełdzie NYMEX (New York Mercantile Exchange) wynosiła 100,70 dolara.
Cena ropy naftowej – która drożała od połowy zeszłego roku – gwałtownie przyspieszyła na początku bieżącego. Złożyły się na to niespokojna sytuacja w krajach Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu oraz będące ich konsekwencją nerwowość na rynkach i transakcje spekulacyjne. W efekcie baryłka lekkiej ropy na NYMEX dochodziła w kwietniu do poziomu 110 dolarów, a ropy brent na giełdzie ICE (Intercontinental Exchange) przekroczyła 125 dolarów.
Wysokie ceny ropy oznaczają wprawdzie zwiększone zyski dla państw eksportujących surowiec, ale tylko do pewnego poziomu. Pod koniec zeszłego roku państwa OPEC ustaliły, że będą dążyć do utrzymania przez cały 2011 r. cen baryłki Brent w granicach 90 dolarów. Eksperci przestrzegali bowiem, że pokonanie poziomu 100 dolarów może spowodować nawrót recesji na świecie. Jej konsekwencją byłoby zmniejszenie zapotrzebowania na ropę i mniejsze dochody dla producentów. Po wybuchu na początku roku arabskich rewolucji cena skoczyła jednak znacznie powyżej 100 dolarów, co przekreśliło wcześniejsze ustalenia OPEC. To może też spowodować efekt poważniejszy niż czasowy spadek popytu.
Praktycznie wszystkie koncerny motoryzacyjne pracują nad samochodami elektrycznymi lub hybrydowymi (w USA, które są największym światowym konsumentem ropy, około 70 proc. jej zużycia przypada na transport drogowy i lotniczy), a rządy państw zachodnich – zwłaszcza europejskich – na wszelkie sposoby wspierają rozwój energii odnawialnej.
Szczególnie dla Arabii Saudyjskiej to, czy ropa naftowa pozostanie kluczowym surowcem, jest kwestią być albo nie być. Ropa naftowa stanowi 90 proc. jej eksportu, zapewnia budżetowi 75 proc. dochodów, zaś sektor naftowy wytwarza 45 proc. PKB. Na dodatek kraj ten pozostaje w tyle za np. Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi czy Katarem, które już kilka lat temu zaczęły dostosowywać swoje gospodarki do epoki postnaftowej, rozwijając usługi finansowe, handel czy turystykę.
Jako najbardziej wpływowy kraj OPEC Arabia Saudyjska ma spore możliwości przekonania pozostałych członków kartelu do zwiększenia produkcji, co przełoży się na spadek cen. Sam Rijad ma zresztą duże rezerwy techniczne. Obecnie produkuje on 10,3 miliona baryłek dziennie, a zdolność produkcyjna jest szacowana na 12 milionów. Również analitycy podkreślają, że tegoroczny wzrost cen nie był związany z realnym spadkiem podaży – Libia odpowiada za zaledwie 2 proc. światowej produkcji – więc ropa w ciągu kilku czy kilkunastu tygodni potanieje.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama