Zarówno ropa naftowa, jak i towary rolne w stosunku do marca zeszłego roku bardzo silnie zyskały na wartości. Indeks cen żywności FAO wzrósł o 37%, ropa notowana w Nowym Jorku o 27%, a w Londynie o prawie 50%. Wzrosty te częściowo odzwierciedlają krótkoterminowe czynniki, których oddziaływanie w najbliższym czasie powinno minąć. Jednak w znacznym stopniu jest to skutek poważniejszych problemów na tych rynkach, które będą wpływały na ceny w ciągu najbliższych kilku lat.
Dynamiczny wzrost cen towarów rolnych, który nastąpił od lata zeszłego roku jest w dużej mierze skutkiem kataklizmów, które nawiedziły kraje eksportujące żywność, takie jak Rosja (susza) czy Australia (powódź). Wzrost cen takich towarów jak pszenica, soja czy kukurydza jest także spowodowany zainteresowaniem inwestorów, którzy dostrzegli w nich potencjał znacznie wykraczający poza możliwość przypadkowych skoków cen. Wielką popularnością cieszą się fundusze ETF, za pośrednictwem których można ulokować środki w koszyk kilkudziesięciu towarów rolnych nie troszcząc się specjalnie o analizę poszczególnych rynków, patrząc tylko na o dobre fundamenty całej klasy aktywów.
Inwestorzy dostrzegają, że sektor rolny jest na świecie mocno niedoinwestowany. W krajach rozwijających się przez ostatnie dwadzieścia lat trwała migracja do miast, w których rozwijał się przemysł korzystający z zachodnich technologii. Ceny płodów rolnych zaś w latach 1990-2005 w ujęciu realnym stały w miejscu. Od rolnictwa więc uciekano, kierując środki ku bardziej dochodowym przedsięwzięciom. Wzrost gospodarczy w Ameryce Południowej i w Azji przyniósł jednak, wraz ze wzrostem zamożności, zmianę preferencji żywieniowych. Ludzie chcą jeść więcej mięsa, co wymusza przeznaczenie części areałów pod uprawę pasz.
Do tego dołożyć trzeba rosnący popyt na biopaliwa związany z drożejącą ropą naftową oraz ograniczone możliwości wzrostu produkcji rolnej poprzez zwiększanie powierzchni upraw (prawie cała ziemia na świecie, która dobrze nadaje się do uprawy roli, jest już uprawiana). Szybciej rosnący od podaży popyt od kilku lat, jedynie z przerwą na recesję 2008-2009, wywołuje presję na wzrost cen.
Podobna sytuacja ma miejsce w przypadku ropy naftowej. Tu również mamy do czynienia z krótkoterminowymi czynnikami, które doprowadziły cenę ropy WTI powyżej 105 dolarów za baryłkę, a cenę ropy Brent nawet powyżej 120 dolarów. Rewolucyjna fala w Afryce Północnej oraz krwawo tłumione protesty na Półwyspie Arabskim spowodowały pojawienie się premii za ryzyko sięgającej kilkunastu dolarów. Odzwierciedla ona obawy, że oprócz Libii jakiś inny kraj w regionie będzie zmuszony do zaprzestania eksportu ropy naftowej, co spowoduje konieczność jeszcze bardziej drastycznej podwyżki cen sprowadzającej mało elastyczny popyt do poziomu, na którym znajdzie się podaż.
We wzroście cen ropy naftowej także niemałą rolę odegrali inwestorzy. Wiedząc, że w kolejnych latach światowe wydobycie tylko dzięki rosnącym cenom będzie w stanie zaspokoić popyt ze strony krajów rozwiniętych, zajmują długie pozycje na kontraktach na ropę naftową. Liczba otwartych pozycji jest już dwukrotnie wyższa niż w 2008 roku, kiedy to cena ropy ustanowiła historyczny rekord 146 dolarów za baryłkę.
Sytuacja fundamentalna nie jest jednak aż tak trudna jak w analogicznym okresie 2008 roku, co daje nadzieję spadek cen w najbliższym czasie. Popyt na ropę w krajach rozwiniętych, które wciąż odpowiadają za ponad połowę światowego zużycia jest wciąż poniżej poziomu sprzed recesji i ze względu na bardziej ekonomiczne jej wykorzystanie zapewne nigdy już do tamtych wartości nie powróci. Jego dalszy spadek także nie jest wykluczony, gdyż ceny paliw w Stanach Zjednoczonych znalazły się niedawno na poziomach, które trzy lata temu wywołały bardzo silne ograniczenie zakupów na stacjach.
O ile ceny ropy być może rzeczywiście zabrnęły o kilkanaście dolarów za daleko, to korekta nie przyniesie wyraźnego spadku cen na dłużej niż kilka miesięcy. Podobnie towary rolne pozostaną względnie drogie, a gwałtowne skoki cen konieczne dla zrównoważenia rynków będą nam towarzyszyć najpewniej jeszcze przez kilka lat. Fundamentalne problemy są bowiem na tyle poważne, że rynek nie poradzi sobie z nimi szybko.
Prędzej czy później jednak powinno to nastąpić. Drobne rodzinne gospodarstwa rolne w Azji będą stopniowo zmieniać się w towarowe farmy podobne do tych w Ameryce Południowej i USA. Choć to powolny proces, nie zawsze popierany przez władze, obawiające się milionów rolników pozostających przejściowo bez zajęcia, to wysokie ceny w końcu go wymuszą.
Złagodzenie sytuacji na rynku ropy naftowej, wobec niewielkich możliwości dalszego zwiększania wydobycia, może zostać osiągnięte tylko na drodze ograniczania popytu. Pomóc w tym może technologia hybrydowa, przede wszystkim w odniesieniu do samochodów ciężarowych (do tej pory praktycznie nieobecna w tym ważnym segmencie rynku) oraz wzrost wydobycia i zastosowania w transporcie gazu ziemnego.
To paliwo, dzięki coraz lepiej rozwiniętej technologii jego upłynniania i transportu może za kilka lat stanowić realną konkurencję dla ropy naftowej. W Stanach Zjednoczonych, które przodują w wydobyciu gazu łupkowego są już setki stacji, które sprzedają skompresowany gaz ziemny (CNG) po cenach dwukrotnie niższych od benzyny. Technologia ta jest już na tyle powszechna, że niektóre firmy samochodowe wypuściły na amerykański rynek pojazdy zasilane wyłącznie CNG. Rewolucja w transporcie jest więc bliżej niż się wydaje. Długo oczekiwana przez niektórych inwestorów cena ropy na poziomie 200 dolarów za baryłkę może nigdy się nie pojawić.