Klienci firm introligatorskich mają najdziwniejsze życzenia, za które są gotowi słono zapłacić. Jedna z firm zażyczyła sobie oprawioną w skórę ustawę o VAT.
Klienci firm introligatorskich mają najdziwniejsze życzenia, za które są gotowi słono zapłacić. Jedna z firm zażyczyła sobie oprawioną w skórę ustawę o VAT.
Zbiór poezji pachnący konwaliami czy oprawiona w skórę ustawa o VAT. Nietypowe zamówienia i idące za tym duże pieniądze. Firmy zajmujące się artystyczną oprawą książek doskonale radzą sobie na rynku w czasach cyfrowej rewolucji, gdy biblioteki przenoszą się do internetu. Jedną z nich jest Wydawnictwo Artystyczne Kurtiak i Ley z Koszalina – choć za efekt pracy jego specjalistów trzeba wyłożyć nawet kilkanaście tysięcy złotych, chętnych nie brakuje.
Czterokondygnacyjny pałacyk z przełomu XIX i XX wieku stoi w centrum Koszalina. Z zewnątrz nieco zaniedbany, w środku marmurowe podłogi, kryształowe żyrandole i historyczne dekoracje, z tyłu park o powierzchni 4 tys. mkw. Kompleks jest od 1995 roku własnością Wydawnictwa Artystycznego Kurtiak i Ley. Wcześniej firma mieściła się na jednym z pięter miejscowego archiwum państwowego, jednak materiały do oprawiania książek – pergamin, skóra czy jedwab – z czasem zaczęły zajmować zbyt wiele miejsca i stanowić zbyt duże obciążenie dla stropów starego budynku. Dlatego podjęto decyzję o przeprowadzce. Teraz materiały potrzebne do oprawy, na które od początku działalności firma przeznaczyła już 800 tys. zł, zajmują piętro pałacu. Tym razem bez obaw, że podłoga runie pod ich ciężarem.
Specjalnością wydawnictwa są bibliofilskie edycje książek przygotowywane na indywidualne zamówienie. Realizacją zajmuje się 5-osobowy zespół. – Młodzi adepci są przez nas przyuczani do rzemiosła przez dwa lata – opowiada „DGP” Edward Ley. Nad procesem tworzenia książki czuwa jego żona Urszula Kurtiak, która studiowała m.in. w szwajcarskim Centro del bel libro w Asconie, uznawanym za najbardziej elitarną szkołę introligatorstwa artystycznego na świecie.
Koszt oprawienia jednej książki waha się od 500 zł do nawet kilku tysięcy złotych, w zależności od użytych materiałów. – Książki są ręcznie zszywane, oprawiane oraz zdobione. Dzięki temu każda jest inna, co ma duży wpływ na jej wartość – tłumaczy Edward Ley. Najdrożej sprzedaną pozycją, która wyszła spod ich ręki, są „Rady i wskazówki św. Jana od Krzyża”. Ukazało się zaledwie 50 sztuk, z czego 10 inkrustowano kamieniami szlachetnymi w złocie i srebrze. Pierwsze egzemplarze sprzedały się po 5 tys. zł, zaś ostatnie już po 25 tys. Z kolei wydany we wczesnych latach 90. „Ogień zielonych księżyców” Haliny Poświatowskiej, choć na początku kosztował zaledwie 120 zł, dziś w obrocie wtórnym jest wart 12 tys. – Dla wielu klientów jest to świetna lokata kapitału, jeśli chodzi o inwestycję w sztukę – twierdzi szef wydawnictwa.
Z usług jego firmy chętnie korzystają biznesmeni czy wielkie korporacje. Kilka lat temu wchodzący na polski rynek brytyjski bank HSBC zamówił dla kluczowych klientów 500 egzemplarzy książki „HSBC. Krótka historia” w cenie 400 zł za sztukę. Firma doradcza Ernst & Young zleciła wydrukowanie na papierze czerpanym i oprawienie w skórę ustaw o podatku od towarów i usług oraz o podatku akcyzowym. Właścicielem jednej z książek wydanych w Koszalinie jest były sekretarz generalny NATO Javier Solana. Prezydent Aleksander Kwaśniewski wręczył mu pozycję o tematyce militarnej w 1999 r. podczas rozmów na temat przystąpienia Polski do Sojuszu.
Niejednokrotnie wydanie książki w oryginalnej, artystycznej oprawie wiąże się z wnikliwym śledztwem. Zbiera się informacje na temat autora konkretnego dzieła lub osoby, do której dany egzemplarz ma trafić jako prezent. – Chodzi o to, by jak najbardziej odzwierciedlał osobowość jego przyszłego właściciela – tłumaczy Ley. Wspomina sytuację, w której prezes Polskich Linii Lotniczych LOT poprosił wydawnictwo o przygotowanie prezentu dla Jana Pawła II. Właściciele firmy przystąpili do studiowania życiorysu Karola Wojtyły. Po długich poszukiwaniach odkryli, że jako młody człowiek dostał w prezencie „Dzieła” św. Jana od Krzyża. XVI-wieczny hiszpański karmelita stał się ulubionym autorem młodego Wojtyły, który nawet zaczął się uczyć starohiszpańskiego, by móc go czytać w oryginale. – Powstała książka składająca się z pojedynczych arkuszy ręcznie czerpanego papieru, których nie zszywaliśmy, lecz umieściliśmy w kasetce wysadzanej bursztynami w srebrze – opowiada Edward Ley. Stworzono tylko pięć egzemplarzy, zaś w nocie redakcyjnej wymieniono nazwiska wszystkich posiadaczy.
Jeszcze więcej czasu i pracy kosztowało przygotowanie bibliofilskiego wydania „Ognia zielonych księżyców” Haliny Poświatowskiej. – Pojechaliśmy m.in. do Krakowa, gdzie rozmawialiśmy z mamą i siostrą poetki, byliśmy także w Ameryce, gdzie studiowała – mówi Ley. Efektem tych podróży była książka oprawiona w zielony jedwab (z tym kolorem rodzina kojarzy poetkę), która w dodatku pachnie konwaliami – ulubionymi kwiatami Poświatowskiej.
Nasz rozmówca wspomina, że sporo kłopotów sprawiło wydanie dzieła Owidiusza „O kosmetyce twarzy dla pań”. Było za krótkie, by wydać je jak normalną książkę – liczyłoby zaledwie kilka stron. Dlatego podjęto decyzję o wydaniu poematu w formie zwoju papirusowego, tak jak robiono to w starożytności. Chcąc dowiedzieć się jak najwięcej o zwojach, małżeństwo zwiedziło najważniejsze europejskie muzea oraz Egipt. W żadnym jednak nie znaleźli pełnego zwoju – wyłącznie pojedyncze arkusze. – Musieliśmy zasięgnąć dodatkowej wiedzy na temat zwojów papirusowych ze starożytnych opracowań, m.in. „Historii naturalnej” Pliniusza Starszego – opowiada właściciel firmy.
W Polsce introligatorstwem artystycznym zajmuje się kilkanaście dużych pracowni. Trudno na tym niszowym rynku mówić o rywalizacji, gdyż sami jego uczestnicy wolą nie używać słowa „konkurent”. – Choć zajmujemy się artystyczną oprawą książek, nasza działalność nieco różni się od tego, co robią Leyowie – tłumaczy „DGP” Jadwiga Tryzno z łódzkiego Muzeum Książki Artystycznej. – Oni głównie przygotowują książki na życzenie klienta, mają jasno wytyczony profil działalności, która jest pożyteczna, bo nadaje czytelnictwu duży prestiż – dodaje.
Wydawnictwo rodziny Tryznów, utrzymując się przede wszystkim z reklam wystawowych sponsorów, oprawia książki, które potem są eksponatami w muzeach czy są prezentowane na wystawach. Jak mówi Tryzno, w związku z nadchodzącą prezydencją Polski w UE rośnie zapotrzebowanie zagranicznych instytucji kulturalnych na polskie dzieła literackie. Jest szansa, że część nich zostanie wystawiona w Parlamencie Europejskim. Ostatnio podwarszawskie wydawnictwo Rosikon Press poprosiło Tryznów o zaprojektowanie specjalnej edycji albumu historyka Normana Daviesa pt. „Od i do” o najnowszych dziejach Polski.
Żmudna praca, jaka wiąże się z trudnym rzemiosłem, nie przeszkadza zarówno rodzinie Tryznów, jak i małżeństwu Kurtiak i Ley. – Robimy to, co kochamy. Jesteśmy fachowcami – mówi o swojej działalności Edward Ley. – Co prawda miliarderem nie zostanę, ale przynajmniej nie muszę zajmować się niczym innym poza literaturą i sztuką – dodaje. Jego zdaniem książka jest idealnym prezentem, szczególnie gdy jest jedyna w swoim rodzaju. – Książka zostanie na zawsze, a po dobrej szkockiej – tak często wręczanej jako upominek – jedynie kac – śmieje się.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama