Skarb Państwa waha się, czy oddać firmę energetyczną Kulczykowi. Fiasko negocjacji może zachwiać kursem spółki.
Jedna z największych prywatyzacji zaplanowanych na ten rok ciągle nie jest rozstrzygnięta. O 51 proc. akcji Enei, która dostarcza prąd do 2,5 mln klientów, walczy firma najbogatszego polskiego biznesmena Jana Kulczyka.
Przedstawiciele Ministerstwa Skarbu twierdzą, że trwa analiza dostarczonych w ubiegłą środę dokumentów. W zeszłym tygodniu Aleksander Grad, minister skarbu, mówił, że rząd chce sprawdzić źródła finansowania przedstawione przez Elektron – spółkę, która złożyła ofertę na Eneę na mocy gwarancji udzielanych jej przez Kulczyk Holding.
Z naszych informacji wynika, że wątpliwości Skarbu Państwa budzą źródła finansowania dla pozostałych 49 proc. akcji Enei, które mogą zmienić właściciela w trakcie prywatyzacji. Rząd postanowił bowiem, że transakcja powinna odbyć się przez ogłoszenie wezwania na 100 proc. akcji. Potrzeba na to nawet 11 mld zł.
Na rynku aż huczy od plotek na temat źródeł potężnego finansowania transakcji. Przedstawiciele Kulczyk Investments zdecydowanie zaprzeczają pogłoskom, według których część gotówki miałaby pochodzić z libijskiego funduszu inwestycyjnego.

Zarobi Vattenfall

Nie jest do końca jasne, po co w ogóle Skarb Państwa zmusza inwestora do ogłoszenia wezwania aż na 100 proc. akcji. Nasi rozmówcy sugerują, że może to być wynik troski o akcjonariuszy mniejszościowych, w tym pracowników spółki, którzy mają ponad 9 proc. udziałów grupy.
– Jedna cena dla wszystkich nie dyskryminuje drobnych udziałowców – mówi Kamil Kliszcz z DI BRE. Według niego sprzedaż wszystkich akcji jest przejrzysta z punktu widzenia wszystkich akcjonariuszy.
Do tego – ponieważ unika się prawnych i majątkowych komplikacji związanych z dzieleniem majątku spółki – można ją szybko przeprowadzić. A Skarbowi Państwa zależy na czasie, ponieważ pieniądze z Enei chce mieć jeszcze w tym roku.
Na wezwaniu na 100 proc. akcji zyskają przede wszystkim Szwedzi z Vattenfalla. Koncern posiada ponad 18 proc. akcji Enei, ale teraz wycofuje się z Polski i chętnie pozbędzie się pakietu. Szwedzi płacili dwa lata temu za jedną akcję Enei około 20 zł, teraz mogliby liczyć na około 25 zł.
– Nie wiadomo również, czy Skarb Państwa nie obiecał jakiemuś mniejszemu, ale poważnemu graczowi, np. któremuś z OFE, które objęło kilkuprocentowy pakiet akcji, że w przypadku prywatyzacji na pewno nie straci – mówi nam inny rozmówca. Z naszych informacji wynika, że decyzja dotycząca Enei zapadnie dzisiaj.

Rozczarowani inwestorzy

Według analityków fiasko prywatyzacji może negatywnie wpłynąć na kurs firmy. Paweł Puchalski, szef działu analiz DM BZ WBK, uważa, że kurs może spaść maksymalnie o kilka procent, a to oznacza zniżkę o 1 – 1,5 zł na akcji. Wczoraj na zamknięciu za jeden papier płacono 23,90 zł.
– Nie spodziewam się jednak gwałtownej reakcji kursu Enei na potencjalne zakończenie negocjacji fiaskiem – mówi Paweł Puchalski.
W ciemniejszych barwach sprawę widzi Kamil Kliszcz.
– Inwestorzy grali na szybkie ogłoszenie wezwania. Jeśli do niego nie dojdzie, mogą zareagować bardziej nerwowo – mówi analityk. Kliszcz przypomina, że nadzieje na wykup energetycznej grupy po atrakcyjnej cenie wywindowały od wakacji kurs Enei z poziomu poniżej 20 zł za jeden walor.
Gdyby umowa ze spółką Jana Kulczyka nie została zawarta, resort skarbu mógłby wrócić do rozmów z pozostałymi inwestorami, którzy złożyli wiążące oferty. Ci jednak powoli się wykruszają. Według niepotwierdzonych informacji swoją ofertę wycofał jeden z francuskich graczy. O spółkę starali się EdF oraz GDF Suez. Czesi z Energeticky a Prumyslovy Holding już wcześniej ogłosili, że nie uczestniczą w przetargu.