Doprowadzając do zawarcia umowy z Rosją, Polska zastosowała taktyczną rozgrywkę z Unią Europejską i zręcznie ominęła rafy prawne. Ale udało się. Dostawy do Polski zostaną zwiększone, nie musimy korzystać ze zmagazynowanych zapasów
Jutro zostaną podpisane polsko-rosyjskie porozumienia gazowe oraz kontrakt między Polskim Górnictwem Naftowym i Gazownictwem a Gazpromem. Brak gazu tej zimy nam nie zagraża. Dzięki finalizacji trwających półtora roku negocjacji z Moskwą Rosjanie prawdopodobnie już od przyszłego tygodnia zwiększą ilość gazu dostarczanego do Polski.

KE ma wciąż wątpliwości

Jeszcze we wtorek wydawało się, że podpisanie kontraktu może zablokować Komisja Europejska. Domagała się ona bowiem wglądu w treść umowy dotyczącej operatorstwa na gazociągu jamalskim, argumentując, że musi wiedzieć, czy nie zakłóca ona równego dostępu do gazociągu wszystkim zainteresowanym podmiotom.
Żądaniom Brukseli sprzeciwił się jednak stanowczo resort skarbu. I jak ustaliliśmy, porozumienie będzie zawarte nawet bez akceptacji Brukseli. Jak to możliwe?
– Umowa operatorska dotyczy tylko dwóch spółek, więc nie może być ujawniana – tłumaczą nam krótko w Ministerstwie Skarbu Państwa.
KE dostała list opisujący warunki umowy między EuRoPol Gazem zarządzającym polskim odcinkiem gazociągu jamalskiego a Gaz-Systemem, który zgodnie z unijnym prawem miał przejąć te kompetencje. Chciała jednak mieć wgląd do konkretnych zapisów umowy. Według Marlene Holzner, rzeczniczki komisarza ds. energii, bez tego trudno ocenić, czy faktycznie polsko-rosyjskie porozumienie będzie zgodne z unijnym prawem.
Bruksela za wszelką cenę chce zapewnić wszystkim zainteresowanym podmiotom równy dostęp do gazociągu jamalskiego. I jej obawy wobec naszej umowy z Rosją nie są nieuzasadnione. Dziś z infrastruktury jamalskiej korzystają wyłącznie PGNiG oraz Gazprom, czyli udziałowcy EuRoPol Gazu. Choć Gaz-System w wynegocjowanym z EuRoPol Gazem kontrakcie przejął jego kompetencje, to według naszych informacji o równym dostępie stron trzecich do gazociągu wciąż trudno mówić. – Porozumienie w sprawie obowiązków operatora ustanawia procedury wolnego dostępu do rury, ale tylko do jej wolnych mocy – wyjaśnia osoba znająca szczegóły negocjacji. Jednak wolnych mocy w tym rurociągu praktycznie nie ma.
Niemal 100 proc. możliwości przesyłowych gazociągu zostało zarezerwowane przez Gazprom. I tak będzie jeszcze co najmniej przez 9 lat. Dopiero w 2019 roku kończy się umowa na tranzyt rosyjskiego surowca przez Polskę. A to właśnie gaz przesyłany tranzytem niemal w 90 proc. wypełnia te rury. – Dla nowych operatorów nie ma praktycznie miejsca i nie wiadomo, czy znajdzie się ono nawet po 2019 roku – tłumaczy dalej nasz rozmówca.
W dodatku, jak nieoficjalnie się dowiedzieliśmy, w umowie jest zapis, który daje Gazpromowi możliwość dalszego wykorzystania dotychczasowych mocy magistrali aż do 2045 roku. Jednak oficjalnie nie udało nam się tego potwierdzić.
Resort gospodarki przyznaje natomiast, że strony umowy wyraziły wolę podpisania kontraktu umożliwiającego utrzymanie tranzytu gazu ziemnego przez terytorium Polski do 2045 r. – Temat ten mógłby być podjęty w przyszłym roku, gdy PGNiG rozpocznie rozmowy w sprawie renegocjowania formuły cenowej na całym kontrakcie jamalskim – zdradza nasz informator.

Umów się nie ujawnia

Nie wiadomo, jak KE zareaguje na polsko-rosyjską umowę gazową. Analitycy nie spodziewają się, by za zawarcie kontraktu gazowego bez zgody Brukseli komisja wystąpiła przeciwko Polsce na drogę prawną. – Żądania KE są bardzo nieformalne, bo wyrażane jedynie przez rzeczniczkę komisarza ds. energii. Gaz-System przyznaje, że nie dostał żadnego oficjalnego zapytania – mówi Andrzej Szczęśniak, ekspert rynku.
Według niego umożliwienie unijnym urzędnikom wglądu w umowę Gaz-Systemu z EuRoPol Gazem byłoby precedensem. – Wszędzie na świecie umowy handlowe są poufne, komisja nie ma podstaw, by domagać się poznania szczegółów kontraktu operatorskiego, dlatego nie sądzę, by złożyła skargę na Polskę do Trybunału Sprawiedliwości – podkreśla Szczęśniak.
Unia Europejska staje więc przed dylematem. – Albo wystąpi na drogę prawną, albo, co bardziej prawdopodobne, zapomni o całej sprawie – dodaje nasz rozmówca.
Jakie rozwiązanie KE wybierze, przekonamy się być może już za kilka dni. W piątek w Warszawie wicepremier Rosji Igor Sieczin oraz Waldemar Pawlak, wicepremier i minister gospodarki, podpiszą międzyrządowe porozumienie gazowe. Jednocześnie zawarty zostanie kontrakt na poziomie spółek. Jego treść PGNiG i Gazprom już ustaliły. Zakłada on, że Rosjanie będą dostarczać surowiec do 2022 roku. Polsce udało się wynegocjować zwiększenie ilości odbieranego paliwa z 7,45 do 10,27 mld m sześc. rocznie.

Bez rabatu?

Zwiększenie dostaw było głównym celem polskich negocjatorów. Nie udało się jednak narazie wydłużyć okresu obowiązywania wspomnianej umowy na tranzyt rosyjskiego gazu przez Polskę do 2045 roku zamiast, tak jak jest teraz, do 2019 r. Termin ten będzie jednak jeszcze negocjowany. Choć wcześniej strony zgodziły się na przedłużenie umowy, to ostatecznie zapis ten zniknął z treści kontraktu. Niejasny jest także los 10-proc. upustu ceny na dodatkowe ilości gazu, które PGNiG mogłoby zamawiać ponad te wynikające z kontraktu. Jeszcze kilka dni temu Waldemar Pawlak zapewniał, że rabat znalazł się w projekcie umowy gazowej. Deklaracje te podał jednak w wątpliwość rosyjski dziennik „Kommiersant”, który napisał, że Gazprom nie zgadza się na obniżenie ceny. – Wątpię, by była to prawda. Upust był przecież jednym z największych sukcesów negocjacyjnych – zaznacza Andrzej Szczęśniak.
Szacuje się, że dzięki rabatowi PGNiG na zakupach zaoszczędziłoby 50 mln dol. rocznie.

Jaki to właściwie gaz?

Eksperci ostrzegają, że podpisanie porozumienia gazowego może oznaczać początek problemów. Zdaniem Ryszarda Gileckiego z Agencji Rynku Energii, jeśli Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo podpisze nowy kontrakt na zwiększone dostawy gazu ziemnego z Rosji, złamie prawo. Będzie sprowadzać bowiem więcej surowca z tego kraju, niż dopuszcza rozporządzenie Rady Ministrów z 24 października 2000 roku. Zgodnie z nim maksymalny udział gazu importowanego z jednego kraju pochodzenia w stosunku do całkowitej wielkości gazu importowanego nie może być w przyszłym roku wyższy niż 70 proc. Tymczasem wyniesie on ponad 90 proc. Zdaniem prawników grozi za to nawet utrata koncesji przez PGNiG.
Strony kontraktu wiedzą jednak, jak ominąć prawo. – Rozporządzenie mówi o dostawach z jednego kraju, ale Federacja Rosyjska importuje rocznie 30 mld m sześc. gazu z krajów azjatyckich. Wcale nie jest powiedziane, że część tego importu, np. 3 – 4 mld m sześc., nie trafi właśnie do Polski. Jeśli na papierze będzie napisane, że Rosja dostarcza gaz azjatycki, to nikt nie będzie w stanie stwierdzić, jakiego pochodzenia jest on faktycznie – tłumaczy nasz informator.
Jak ustaliliśmy, wkrótce rozporządzenie będzie zmienione przy okazji prac nad nowym prawem gazowym. Według departamentu prawnego Ministerstwa Spraw Zagranicznych jest ono bowiem niezgodne z unijnymi przepisami.
Możemy odetchnąć. Gazu tej zimy w Polsce już na pewno nie zabraknie, będzie przesyłany bez zakłóceń
Maciej Kaliski, dyrektor departamentu ropy i gazu w Ministerstwie Gospodarki
Mówiło się, że jeśli do 20 października PGNiG nie podpisze nowego kontraktu z Gazpromem, w Polsce zimą zabraknie gazu. Umowa jest. Problemów zatem nie ma?
Nie ma i nie będzie, choć faktycznie była groźba, że 18 – 19 października dostawy surowca do punktów odbioru Wysokoje i Drozdowicze na granicy wschodniej mogły zostać wstrzymane. Proszę jednak pamiętać, że do końca roku w ramach obowiązującego kontraktu jamalskiego pobierane są jeszcze określone ilości gazu na innych punktach wyjścia gazociągu jamalskiego – we Lwówku i Włocławku. Strona rosyjska zgodziła się, by część tych dostaw przesunąć z Lwówka i Włocławka właśnie do Drozdowicz i Wysokoje, skracając okres poboru gazu na Jamale w tym roku.
Co to oznacza?
Dzięki temu polski system przesyłowy będzie mógł działać poprawnie, a gazu nie zabraknie nam do początku listopada. Jesteśmy więc bezpieczni, bo wcześniej, 29 października, podpisane zostanie międzyrządowe porozumienie i umowa między PGNiG a Gazpromem.
W rosyjskim dzienniku „Kommiersant” pojawiły się informacje, że Gazprom nie zgadza się na 10-procentowy upust ceny na dodatkowe ilości gazu, które PGNiG mogłoby zamawiać ponad te wynikające z kontraktu. Czy rzeczywiście ten zapis wypadł z treści porozumienia?
W porozumieniu nie ma mowy o żadnych wątkach komercyjnych, a więc o cenach gazu czy upustach. To sprawa kontraktu między firmami, PGNiG a Gazpromem, a nie porozumienia międzyrządowego, które ma stwarzać dobry klimat współpracy w sektorze gazu ziemnego.