Światowe malle zdejmują dachy, zamieniają się w miasteczka zakupowe. Tymczasem w Polsce galerie handlowe – po podbiciu metropolii – rozpoczynają ekspansję w kilkudziesięciotysięcznych ośrodkach
Supermarkety stały się fundamentem handlu w Polsce. Po dwudziestu latach przemian generują połowę wszystkich krajowych obrotów w handlu. Wśród nich najbardziej perspektywiczne są galerie: mimo kryzysu co roku buduje się średnio dwadzieścia nowych obiektów tego typu. Centra handlowe dokonały w Polsce konsumpcyjnej rewolucji, o której opowiada „DGP” socjolog Grzegorz Makowski.
Antropolog Roch Sulima pisał kilka lat temu, podsumowując pierwszą dekadę przemian, o tym, że w latach 90. w Polsce „człowieka bazaru” zastąpił „człowiek hipermarketu”. Dla pierwszego w zakupach ważniejsze jest miejsce: interakcje z innymi ludźmi, negocjowanie ceny. Człowieka hipermarketu zaś fascynują towary. Jak to jest z nami po kolejnej dekadzie?
W hipermarkecie pracuje się jak w fabryce i kupuje jak w fabryce. Klient hipermarketu jest nakierowany wyłącznie na zakupy: jak najtańsze. Stąd też przeciwstawienie hipermarketu i bazaru jest zasadne. Centra handlowe działają inaczej. Są podobne do bazarów. Idzie się tam czasem bez wyraźnego powodu, wizytę traktuje się jako formę spędzania czasu wolnego. Sprzedawcy w sklepach w centrum handlowym koncentrują się na indywidualnym kliencie. Tak jak na straganach targowiska. Ponadto, zgodnie z założeniami twórcy malli, architekta Victora Gruena, miały one naśladować klimat miasta, a zakupy miało się w nich robić niejako przy okazji. Do klienta mallu bardziej pasuje metafora spacerowicza niż człowieka hipermarketu.
Pierwsza setka hipermarketów została przekroczona w Polsce w 2000 roku. Potem wydarzenia nabrały tempa, dwusetny ruszył w 2003 roku, dziś jest ich blisko 400. Centrów handlowych zaś łącznie już ponad 300. Jedne i drugie rozwijają się ostatnio zdecydowanie wolniej. Polski rynek już się nasycił?
W krajach Unii Europejskiej na tysiąc mieszkańców przypada ponad 220 mkw. powierzchni w obiektach handlowych. W Polsce nasycenie tą przestrzenią jest dużo mniejsze i wynosi trochę ponad 180 mkw. Jeśli gospodarka się nie załamie, będzie więcej centrów. Podobnie jest z super- i hipermarketami. Dziś sieci handlowe inwestują w mniejsze ośrodki, które będą bardziej pod ręką mieszkańców miast. Stąd ofensywa Biedronki i Carrefoura.
Pamięta pan swoją pierwszą wizytę w hipermarkecie i centrum handlowym?
Hipermarket pierwszy raz zobaczyłem w 1987 roku w USA. Miałem wtedy 10 lat i przeżyłem szok. Dzieciak PRL wychowany w czasach wiecznych niedoborów odbierał to jak wizytę w bajkowej krainie. Mniej więcej w tym samym czasie pierwszy raz byłem w shopping-mallu. W latach 90. z powodów rodzinnych często jeździłem do USA. Tata w pracy, a ja w mallu – tam było bezpiecznie i ciekawie. Bez żadnych planów i większych pieniędzy można było spędzić w nim cały dzień. Fascynował mnie ten świat, później wróciłem do niego jako socjolog.
Pamiętam pierwszy hipermarket i pierwszy mall, bo jesteśmy dziećmi PRL, czy może wszędzie na świecie te „świątynie konsumpcji” robią na ludziach podobne wrażenie?
U nas na pewno sukces centrów handlowych po części jest efektem konsumpcyjnego wygłodzenia. Kiedy w latach 90. zaczęły powstawać pierwsze supermarkety, robiły wrażenie na ludziach, którzy pamiętali puste półki. Podobnie centra handlowe pełne eleganckich butików, fontann, kręgielni i kin. Ale nie jest tak, że tylko my z doświadczeniem postkomunistycznym tak reagujemy. W Stanach Zjednoczonych ludzie wciąż potrafią stać w wielogodzinnych kolejkach w oczekiwaniu na otwarcie nowego sklepu czy tratować się przy okazji premiery nowego produktu.



Pierwsze supermarkety zaczęły się u nas pojawiać w połowie lat 90.
Pierwsze już na początku lat 90. Wraz z przemianami gospodarczymi natychmiast pojawiła się austriacka sieć Billa – choć tych sklepów nie było za dużo, jednak pozwoliły wielu Polakom po raz pierwszy zobaczyć, jak się handluje na świecie. Jednak rzeczywiście dopiero z wejściem na polski rynek w 1995 roku sieci Real i Geant, rok później Auchan i w 1997 roku Tesco hipermarkety rozsiały się po całym kraju. Później nadeszły centra handlowe.
Początkowo były one tworzone na modłę amerykańską, czyli na obrzeżach miast. Zakupy w nich stały się prawdziwą wyprawą.
Rodzinną, samochodem, w weekendy. Początkowo były to mało estetyczne, nudne bryły. Szybko zauważono, że budowanie centrów handlowych na przedmieściach przyczynia się do wyludniania centrów. Pewnym rozwiązaniem okazało się przeniesienie galerii handlowych do serc miast. Z czasem zaczęły powstawać bardziej wymyślne centra. Mall to po angielsku alejka, a w języku handlowym – skrzyżowanie domu towarowego, parku i centrum rozrywki. Pierwszym polskim mallem była otwarta w 2000 roku Galeria Mokotów i to w niej tak naprawdę poznaliśmy oblicze nowoczesnego konsumpcjonizmu. Naprawdę nowoczesnego, bo od razu tzw. trzeciej generacji.
Co to oznacza?
Centrami handlowymi pierwszej generacji były właśnie hipermarkety, czyli supermarkety, w których sąsiedztwie zbudowano kilkanaście butików. Kolejnym krokiem w rozwoju stała się rozbudowa liczby małych sklepów i dodanie restauracji i barów. W centrach trzeciej generacji supermarket spożywczy nie jest już najważniejszy – to po prostu jeden z wielu sklepów. Kiedy do malli dołączono kina, centra rozrywki, biura, pojawiła się czwarta generacja. Piąta to centra z lunaparkiem, zoo, a nawet stokiem narciarskim. W Galerii Mokotów novum było połączenie z multipleksem, kręgielnią i centrum gier. Od tamtej pory ruszyła lawina coraz bardziej wymyślnych i rozbudowanych centrów, z katowickim Silesia City Center na czele. Ma ono nawet kaplicę na swoim terenie. Brakuje mu tylko wesołego miasteczka, żeby być centrum piątej generacji.
Co może być dalej? Jak będą wyglądały malle szóstej generacji?
Można oczywiście iść w kierunku, jaki wyznaczają centra handlowe w Chinach czy w Dubaju – czyli ogromnych, sięgających 1 mln mkw. miasteczek zakupowych. Ale jest też inny trend. Kryzys gospodarczy doprowadził do tego, że duże centra są dzielone na mniejsze, zdejmuje się dach i otwiera je. Powstają partnerstwa publiczno-prywatne między samorządami a deweloperami, polegające np. na tym, że są w nich umieszczane urzędy lub biblioteki. Zupełnie nowy pomysł mają też twórcy West Edmonton Mall – sławnego centrum handlowego z Edmonton w Kanadzie. Zakupili kilkadziesiąt hektarów lasów i budują ekologiczne centrum handlowe Lac Mirabel, łączące przyjemność obcowania z przyrodą z zakupami.
Co czeka nas w Polsce, też takie megamalle?
U nas malle pojawiły się od razu w formie całkiem nowoczesnej. Poznański Stary Browar połączony jest z galerią sztuki, a łódzka Manufaktura powstała w odrestaurowanych budynkach fabrycznych. I to w taką pomysłową architektonicznie i użytkowo formę idą kolejne galerie handlowe. Raczej więc gigantomanii nie będzie, bo na to nie ma wystarczająco dużo miejsca w centrach miast, a przyzwyczailiśmy się do tego, by tam akurat galerie działały. Zamiast tego zaczną one podbijać coraz mniejsze miasta. Teraz biorą na cel miasta – od 50 do 100 tys. mieszkańców. Tam wciąż jest ogromny rynek, który aż się prosi, by w niego wejść. I to rynek pełen ludzi, którym ich miejscowości nie mają wiele rozrywek do zaoferowania. Tam galerie, gdy powstaną, na pewno staną się świątyniami konsumpcji.