Litewska inwestycja Orlenu zaliczyła kolejny cios. Ministerstwo energetyki w Wilnie przyjęło przepisy, które umożliwią częściowe magazynowanie obowiązkowych rezerw paliw poza granicami tego kraju.
Regulacje sprzyjają importerom, w tym rosyjskiemu Łukoilowi oraz firmom białoruskim. Na zmianach ucierpi kontrolowana przez Orlen rafineria w Możejkach.
Nowe rozporządzenie o obowiązkowych zapasach paliw litewskie ministerstwo energetyki przyjęło pod koniec zeszłego tygodnia. Wejdzie w życie za miesiąc.
Dla Litwy oznacza ono rewolucję – nawet 30 proc. rezerw można będzie gromadzić poza terytorium Litwy. Zdaniem pytanych przez nas analityków może przepełnić to czarę goryczy i skłonić ostatecznie polski koncern – największego inwestora zagranicznego w tym kraju – do wycofania się z Litwy. Co na to Ministerstwo Skarbu Państwa, główny rozgrywający w Orlenie?
– Decyzja o przyszłości Możejek jest wyłącznie decyzją biznesową Orlenu; nie ma w tej sprawie żadnych podtekstów politycznych – powiedział „DGP” Aleksander Grad, minister skarbu.

Łukoil skorzysta

Dominującym graczem w krajach bałtyckich jest Łukoil. Według nieoficjalnych informacji to właśnie on lobbował w Wilnie za zmianą przepisów. Nic dziwnego, bo to on na tym najwięcej skorzysta. Zdjęcie bariery związanej z obowiązkiem tworzenia zapasów na Litwie sprawia, że rosyjski koncern będzie mógł czerpać paliwo ze swoich zapasów łotewskich, co obniży koszty jego działalności.
Na rynku mogą się pojawić też nowi konkurenci z Rosji i Białorusi.
– Ułatwienie importerom utrzymywania zapasów poza granicami Litwy powoduje obniżenie bariery wejścia na ten rynek, co w oczywisty sposób pogarsza pozycję Orlenu – twierdzi nasz rozmówca proszący o zachowanie anonimowości.
Orlen nie komentuje tych informacji. Wiadomo jednak, że nie skorzysta z możliwości przechowywania rezerw za granicą, np. w swoich polskich magazynach, bo Litwa nie ma z Warszawą zawartej stosownej umowy o zapasach. Wilno współpracuje natomiast w tej sprawie z Łotwą.
Analitycy dziwią się, że Litwa postanowiła zmienić przepisy o rezerwach, skoro litewska państwowa agencja paliw ma pod Wilnem ogromny terminal i żyje z wynajmowania zbiorników firmom naftowym. – Zwiększenie możliwości trzymania części rezerw za granicą spowoduje, że należące do państwa zbiorniki będą stały puste. Rząd utraci więc część wpływów budżetowych – twierdzi nasz rozmówca.

Możejki tracą

Orlen już od kilku miesięcy mocno traci udziały w rynkach bałtyckich. To efekt bezpardonowej walki konkurencyjnej z importerami. Od stycznia do kwietnia tego roku udział oleju napędowego, produkowanego w Możejkach, zmalał na łotewskim rynku o połowę. Jeszcze w zeszłym roku Orlen był tam dominującym graczem, dziś ma zaledwie 24,9 proc. Obecnie najwięcej sprzedaje się diesla z białoruskich rafinerii (38,6 proc.).
Orlen Lietuva, litewska spółka PKN-u, nie ma większych szans, by wygrać rywalizację z importerami na Łotwie. Jacek Komar, rzecznik Orlenu Lietuva, powiedział gazecie „Lietuvos Rytas”, że konkurencję uniemożliwia fakt, iż importerów wspiera rząd. – Importerzy w tym państwie dostają ulgi, jeżeli paliwa z biododatkami komponują na Łotwie. My takich możliwości nie mamy, dlatego nasz diesel jest droższy – tłumaczy.



Pasmo kłopotów

Także na Litwie Orlen może stracić poważną część rynku hurtowego (w detalu ma zaledwie 5 proc.). Łukoil, dotychczas największy klient rafinerii w Możejkach, zaczyna szukać nowych źródeł zaopatrzenia. Mniej kupuje w rafinerii Orlen Lietuva, a więcej sprowadza, m.in. tankowcami.
Do tego nowe przepisy o zapasach będą sprzyjać zwiększaniu ilości importowanych produktów po niższych cenach. Według Dainiusa Janenasa, prezesa związku firm sprzedających paliwo na Litwie, import białoruskiego wkrótce wzrośnie. Leonid Korsak, rzecznik firmy Bialoruskaja Neftianaja Kompanija, przyznaje, że eksport diesla na Litwę i Łotwę jest priorytetem spółki.
Sytuacja Orlenu na Litwie staje się coraz bardziej skomplikowana.
– Od początku ta inwestycja była skazana na niepowodzenie. Decydowały o niej względy polityczne, a nie biznesowe – twierdzi osoba, która brała udział w transakcji.
Pierwszym poważnym sygnałem, że przejęcie Możejek mogło być błędem, był zły stan techniczny rurociągów doprowadzających rosyjską ropę do litewskiej rafinerii. Rosjanie zawiesili dostawy surowca i do tej pory Możejki muszą sprowadzać go droższą drogą morską.
Kluczowe dla rentowności rafinerii stały się też rosnące opłaty za przewozy produktów naftowych ponoszone na rzecz kolei państwowych. W rozwiązanie tych problemów włączyło się Ministerstwo Skarbu Państwa. – Analizując warunki brzegowe tej transakcji sprzed lat, wyraźnie widać, że przyjęto pewne założenia dla tej inwestycji, które opierają się o konkretne działania i decyzje również po stronie rządu litewskiego. Ponieważ Orlen nie był w stanie ich wyegzekwować, w pewnym momencie włączyliśmy się w rozmowy – tłumaczy Aleksander Grad.
MSP zwróciło się do Wilna m.in. o odbudowę torów kolejowych z rafinerii do granicy z Łotwą. Bezskutecznie.
Orlenowi pomieszała również szyki zależna od Wilna spółka Kłajpedos Nafta, zarządzająca terminalem. Bez wypowiedzenia warunków umowy uniemożliwiła Orlenowi eksport paliwa lotniczego.
Co więcej, infrastruktura w Kłajpedzie służąca do eksportu została wykorzystana do importu. Kłajpedos Nafta zmodernizowała ją na własny koszt, choć jedyną firmą, która sprowadza paliwa przez Kłajpedę, jest Łukoil.
Nic dziwnego, że od ponad roku spekuluje się na temat wyjścia Orlenu z Litwy. Wśród głównych kandydatów do przejęcia Możejek wymieniany jest Łukoil.