Choć pieniędzy na inwestycje w szybki internet i drogi nie brakuje, przez lata zaniedbań legislacyjnych wciąż jesteśmy w tych dziedzinach w ogonie Europy. Zmiany w prawie mają to zmienić.
Pełniący obowiązki prezydenta marszałek Sejmu Bronisław Komorowski podpisał ustawę o wspieraniu rozwoju usług i sieci telekomunikacyjnych – poinformował wczoraj resort infrastruktury. Ustawa ma pozwolić na szybsze pozyskiwanie pieniędzy z UE na budowę sieci szybkiego internetu, czyli rozwiązać jedno z największych zapóźnień Polski. „Polska pod wieloma względami jest krajem analogowym” – podsumował w raporcie międzyresortowy zespół ds. realizacji programu Polska Cyfrowa.
Na koniec 2009 roku 51 proc. gospodarstw domowych w Polsce miało dostęp do szerokopasmowego internetu. Wprawdzie sytuacja poprawia się całkiem szybko (wzrost o 30 proc. w dwa lata), ale jednak ten wynik na tle innych państw Europy jest słaby. Wyprzedzają nas choćby kraje regionu, jak Czechy, Węgry czy Estonia. Co gorsza, w sporej części domostw w Polsce internet, ze względu na niewielkie przepustowości, szerokopasmowy jest tylko z nazwy. Wciąż dostępu do niego nie ma prawie połowa Polaków.
Zmienić ma to podpisana właśnie ustawa o rozwoju szybkiego internetu. Plany są ambitne – do 2011 roku Polska ma dogonić pod względem dostępności szybkiego internetu średnią unijną, która na koniec ubiegłego roku wynosiła 56 proc. Zdaniem wielu ekspertów ten plan będzie jednak bardzo trudny do wykonania.
– Dobrym wynikiem będzie dogonienie średniej unijnej w 2013 roku – mówi „DGP” Tomasz Kulisiewicz, ekspert rynku telekomunikacyjnego i teleinformatycznego firmy doradczej Audytel.
Według niego podpisana właśnie ustawa ma wprawdzie przyśpieszyć ten proces, znosząc wiele absurdów hamujących inwestycje. Skraca np. czas oczekiwania na decyzje administracyjne, a nawet nakazuje zakładom energetycznym i wodociągowym udostępnianie swojej infrastruktury operatorom, a na deweloperów nakłada obowiązek instalowania kabli.
– Brzmi to pięknie, ale wszystko zależy teraz od implementacji tej ustawy. Musi być szybka i sprawna. Największą barierą są dziś procedury, a nie brak pieniędzy. Tych mamy bardzo dużo i obyśmy zdążyli je wydać – dodaje Tomasz Kulisiewicz.
Na razie idzie to kiepsko. Tylko na rozwój lokalnych i regionalnych sieci Polska ma do dyspozycji 1 mld euro (w sumie do wzięcia jest 1,5 mld euro), ale wykorzystała zaledwie 18 mln euro.



Pieniędzy nie brakuje również w transporcie – do wykorzystania jest aż 19,6 mld euro. Najpierw ich wydawanie hamowało złe prawo środowiskowe i ciągnące się w nieskończoność procesy przygotowawcze inwestycji, prawdziwa pięta achillesowa branży. Przyjęta w 2008 roku specustawa drogowa wiele rzeczy poprawiła. Jednak ciągle jest sporo do zrobienia.
– Zrobiono dwa kroki, a powinniśmy zrobić od razu dziesięć – mówi przedstawiciel jednej z firm budowlanych. Branża mówi, że pilnie potrzebne są kolejne zmiany i przepisy. Na przykład pozwalające szybko i sprawie regulować relacje między inwestorem (rządem) a wykonawcą, gdy zmieniają się warunki prowadzenia inwestycji, a podpisane umowy wymagają korekt.
Obecnie jednak pod względem infrastruktury transportowej jesteśmy co najmniej dwie dekady za Europą Zachodnią. Trzeba to szybko zmienić – mówią ekonomiści i eksperci – bo Polska rozwija się z tego powodu znacznie wolniej, niż by mogła.
Poza tym takie zapóźnienie kosztuje – i to sporo. W 2009 roku eksperci ZDG TOR i Forum Obywatelskiego Rozwoju wyliczyli, że od początku transformacji brak autostrad i szybkich kolei kosztował nas nawet 90 mld zł. Na tak olbrzymią kwotę składają się głównie decyzje inwestorów zagranicznych, którzy rezygnowali z ulokowania nad Wisłą kapitału, ale także koszty społeczne wynikające choćby z korków.
– Pod względem infrastruktury transportowej pozostajemy zaściankiem Europy – ocenia Adrian Furgalski, dyrektor w Zespole Doradców Gospodarczych TOR.
Sieć autostrad, którymi dysponuje Polska, to zaledwie 7 proc. tego, z czego na co dzień korzystają Niemcy. A dystans, zamiast maleć, tylko się powiększa. Od 2005 roku nasi zachodni sąsiedzi wybudowali 2,5 tys. km nowych autostrad. My zaledwie 400 km.
Jeszcze gorzej ma się u nas kolej. Żeby w tej dziedzinie nadgonić Zachód, potrzebujemy 50 mld zł i – przy obecnym tempie prac – kilkudziesięciu lat.