Rosyjski monopolista gazowy nie wytrzymuje konkurencji rywali. Na początku tego roku po raz pierwszy jego dostawy do Europy były o 300 mln metrów sześciennych niższe niż suma dostaw z Kataru i Norwegii
W lutym, czyli najważniejszym miesiącu z punktu widzenia kraju kupującego, rosyjski koncern dostarczył Europie 11,3 mld m sześc. gazu. Norwegowie i Katarczycy sprzedali w sumie 1,6 mln m sześc.
Tak wynika z najnowszych danych Międzynarodowej Agencji Energii. Przed kryzysem, w lutym 2008 r., Rosjanie mieli nad nimi 44 proc. przewagi.
– To początek końca ekspansji Gazpromu – przewiduje w rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną” rosyjski ekonomista Michaił Dielagin, dyrektor Instytutu Problemów Globalizacji. – Jeszcze przez rok koncern będzie próbował utrzymać pozycję poprzez modernizację infrastruktury. Ale za kilka lat będzie tylko jedną z wielu firm dostawców – przewiduje.

Spóźniony traci więcej

Spadek konkurencyjności koncernu wynika przede wszystkim z ceny. Gazprom zbyt późno zareagował na problemy zachodnich odbiorców wynikające z kryzysu gospodarczego. Norweski StatoilHydro szybko umożliwił uelastycznienie długoterminowych kontraktów – zaoferował zniżki i większą zależność od ceny surowca na rynku spotowym, czyli niezależnym od kontraktów długoterminowych. W efekcie – jak wynika z obliczeń Michaiła Korczemkina z East European Gas Analysis – średnia cena gazu w drugim kwartale 2010 r. za gaz z Rosji wynosi 295 dol. za 1 tys. m sześc. Norweski gaz kosztuje ok. 240 dol., a katarski poniżej 200.
Rosjanie obniżyli ceny dla Europy dopiero w tym roku – i to pod znaczną presją zachodnich odbiorców. Według nowych zasad niemiecki E.ON, francuski GDF Suez i włoski Eni 15 proc. gazu mogą kupować po cenach spotowych. Turecki Botas dodatkowo uzyskał 25-proc. obniżkę zakontraktowanych objętości gazu, dzięki czemu może sprowadzić mniej surowca bez konieczności płacenia kar za nieodebraną nadwyżkę.



30-proc. rabat cenowy otrzymała z kolei Ukraina, choć w tym przypadku przyczyny leżą po stronie politycznej, a nie ekonomicznej. Renegocjacji od Gazpromu domaga się też coraz więcej mniejszych partnerów, w tym niemiecki Wintershall i litewski Lietuvos Dujos. Każde ustępstwo Rosjan pogarsza bowiem ich pozycję w rozmowach z kolejnymi odbiorcami, co grozi lawiną roszczeń. Firma Gazprom Eksport utrzymuje, że problemy są przejściowe, zaś poziom dostaw wróci do normy do 2012 r. Jednak zdaniem Dielagina to mydlenie oczu.
– W przyszłości w ogóle spadnie znaczenie gazu tłoczonego rurociągami. Katar już dziś wysyła do Europy swój surowiec w postaci LNG – tłumaczy nam Dielagin. Kolejne kraje Europy, w tym Polska, Chorwacja, Holandia i Ukraina, budują lub planują budowę nowych terminali regazyfikacyjnych. – Ukończenie ich budowy całkowicie zmieni nasze relacje z monopolistą – przewidywał w rozmowie z „Kommiersantem-Ukraina” ukraiński deputowany Ołeksandr Hudyma. Dziś podobne terminale w UE posiadają Belgia, Francja, Hiszpania i Wielka Brytania. Znaczny może być też potencjał złóż gazu łupkowego, do eksploatacji których państwom europejskim wciąż jednak brakuje technologii.
Olbrzymią rolę może odegrać energia odnawialna. W Danii powstała komisja zrzeszająca przedstawicieli władz, biznesu i nauki, która ma opracować plan całkowitej rezygnacji z paliw kopalnych na rzecz energii wiatrowej, atomowej i pochodzącej z biomasy. – Konkretną datę poznamy we wrześniu, ale będzie to pewnie 2045 lub 2050 r. – mówi nam Nikolaj Lomholt Svensson z ministerstwa klimatu i energii.

Unia pójdzie w ślady Danii

Duński Dong podpisał co prawda kontrakt na odbiór 600 mln m sześc. gazu rocznie z budowanego właśnie Gazociągu Północnego, ale sami przedstawiciele firmy przyznali w rozmowie z „DGP”, że umowa ma charakter tymczasowy, zaś gaz z Rosji nie jest w żadnym wypadku traktowany jako długoterminowa alternatywa. Kopenhaga od zawsze jest uznawana za ekologiczną awangardę, jednak w jej ślady może wkrótce pójść cała Unia. – Rynek energii odnawialnej w UE rośnie rocznie o kilkanaście procent – zauważa Svensson. Rośnie kosztem ropy i gazu.
Dla Rosji powolna utrata znaczenia firmy to porażka także natury politycznej. Władze w Moskwie przed kryzysem ochoczo używały firmy do realizacji własnych celów politycznych w stosunkach z republikami byłego ZSRR. Głośno mówiono o chęci uczynienia z Gazpromu pierwszej firmy o kapitalizacji równej 1 bln dol. Kryzys pokrzyżował plany ekspansji.