Bydgoski producent taboru kolejowego liczy nawet na 20-proc. wzrost przychodów w tym roku. Portfel krajowych i zagranicznych zamówień Pesy przekroczył 2,5 mld zł.
Największy kontrakt to dostawa 186 niskopodłogowych tramwajów dla Warszawy. Pierwszy z nich właśnie zjeżdża z taśmy montażowej bydgoskiego producenta. Tramwaj przeznaczony do testów trafi do stolicy ok. 17 maja. Do końca 2010 r. Pesa dostarczy w sumie 33 pojazdy – po ok. sześć miesięcznie. Resztę: w 2011 i 2012 roku.
Zwycięski wyścig po megakontrakt wart 1,5 mld zł brutto to najjaśniejsza perła w koronie polskiego producenta. Pesa znokautowała zachodnią i krajową konkurencję, dyktując cenę o 300 mln zł poniżej budżetu zarezerowanego przez miasto. Z tego powodu może mieć jednak kłopoty z wypracowaniem odpowiedniego zysku.
Już ubiegły rok nie był najlepszy dla bydgoskiej firmy. Po raz pierwszy od kilku lat o blisko 100 mln zł spadły przychody spółki.
– Wbrew pozorom nie było to efektem kryzysu finansowego – mówi „DGP” Tomasz Zaboklicki, prezes Pesy.
Według niego na spadek przychodów złożyła się przede wszystkim restrukturyzacja PKP, przede wszystkim oddanie samorządom Przewozów Regionalnych oraz wyhamowanie zakupów i modernizacji taboru dofinansowanego z Unii Europejskiej.
– W tej chwili objęte dofinansowaniem programy w zakresie infrastruktury i taboru ruszają, więc i tendencje, i prognozy są zwyżkujące – mówi Tomasz Zaboklicki.
Według szacunków Pesy przychody w 2010 roku mogą wzrosnąć o 10–20 proc. W najbardziej optymistycznym wariancie do kasy producenta wpłynie więc niemal 750 mln zł. Firma nie chce podawać prognoz zysku netto, ale wiadomo, że marża w branży wynosi obecnie ok. 3 proc. W 2010 roku Pesa może zarobić nawet 22,5 mln zł.



Stanie się tak także dzięki realizacji coraz większej liczby zamówień z zagranicy. Milowym krokiem dla spółki był kontrakt na dostawę 13 spalinowych pociągów dla włoskich kolei regionalnych w Bari w czerwcu 2006 r. Od tamtego czasu Tomasz Zaboklicki upolował jeszcze kolejne dwa zamówienia z Włoch oraz po jednym z Węgier, Litwy i Ukrainy.
Z tego powodu eksperci coraz śmielej porównują Pesę do Solarisa. Bolechowski producent autobusów także rozpoczynał swoją działalność od małych zwycięstw na krajowym podwórku, by w końcu podbić rynki eksportowe. Obecnie około 50 proc. wyprodukowanych pod Poznaniem pojazdów jest eksportowanych, a solarisy jeżdżą w 18 krajach Europy. Firma dostarczyła także 225 autobusów miejskich do Dubaju.
– Do osiągnięcia takiej pozycji Pesa potrzebuje jeszcze kilku lat i ciągłego rozwoju – zastrzega Adrian Furgalski, analityk rynku infrastruktury.
Szansą na rozwinięcie skrzydeł będzie gigantyczny przetarg na 70 pociągów elektrycznych, który Przewozy Regionalne chcą ogłosić jeszcze w tym roku. Plany zakupu maksymalnie 30 składów ma także PKP Intercity. Będzie się o co bić, bo wartość obu kontraktów szacuje się na ok. 500 mln euro.
Decyzja PKP Intercity pokaże, kto się liczy
Na polskim i zagranicznym rynku Pesa musi walczyć z uznanymi na całym świecie markami, przede wszystkim z tzw. wielką czwórką, czyli francuskim Alstomem, francusko-kanadyjskim Bombardierem, niemieckim Siemensem i szwajcarskim Stadlerem. Wśród konkurencji na krajowym podwórku największym rywalem Pesy jest nowosądecki Newag, należący do Zbigniewa Jakubasa, jednego z najbogatszych Polaków. Wszystkie te firmy starają się o zwycięstwo w przetargu na 20 szybkich pociągów dla PKP Intercity. W walce o gigantyczne zamówienie warte nawet 450 mln euro niektórzy rywale postanowili połączyć siły. Bombardier zaprosił do współpracy Pesę, a Newag startuje wspólnie z włoskim koncernem Ansaldobreda. PKP Intercity zapowiadają, że zwycięzcę poznamy jeszcze w tym roku, pod warunkiem że spółka pogrążona w kryzysie uzbiera brakujące 200 mln euro.
DGP