Spodziewane wzrosty kosztów reasekuracji nie muszą podwyższyć cen ubezpieczeń mienia. Aby cena polisy nie wzrosła, firmy muszą poprawić np. zabezpieczenia przeciwpożarowe. Ubezpieczenie mienia na dwa, trzy lata może obniżyć roczne koszty polisy nawet o 20 proc.
Zbliża się sezon odnowień umów ubezpieczeń przedsiębiorstw oraz podpisywania umów na programy reasekuracyjne między ubezpieczycielami a reasekuratorami. W zamian za podzielenie się składkami biorą oni na siebie część ryzyka powstania szkód, szczególnie tych dużych. Z ostatniego raportu Komisji Nadzoru Finansowego (KNF) wynika, że może to być pierwszy od kilku lat sezon, kiedy mogą wzrosnąć koszty reasekuracji. Pocieszające jest, że pytani przez GP eksperci nie wierzą, iż przełoży się to na masowe podwyżki stawek za polisy dla firm i klientów indywidualnych.
– Zakłady ubezpieczeń mogą obawiać się podniesienia stawek reasekuracyjnych z uwagi na czerwcowe i lipcowe podtopienia oraz powodzie w Polsce i w Czechach, czy takie zdarzenia jak pożar zakładów mięsnych JBB w Łysych – czytamy w raporcie KNF.
Według ostatnich danych zebranych przez nadzór do tej pory już wypłacono niemal 100 mln zł odszkodowań za powodzie i podtopienia w Polsce, a na spodziewane kolejne 144 mln zł towarzystwa utworzyły rezerwy.
– Szkoda w Łysych będzie kosztowała cały sektor ubezpieczeń około 100 mln zł – szacuje Andrzej Klesyk, prezes Grupy PZU, która była głównym ubezpieczycielem zakładu.
Eksperci dodają, że nieco mniejszych, ale wciąż znaczących szkód było w tym roku kilka.



Presja na podwyżki

– Te zauważalne szkody o charakterze katastroficznym, czyli powodzie, huragany, grad oraz kilka dużych szkód ogniowych, to dodatkowy element, który przesądzi o wzroście kosztu reasekuracji na naszym rynku – mówi Marek Czerski, prezes Polskiego Towarzystwa Reasekuracji.
Wyjaśnia, że znacznie istotniejszym czynnikiem powodującym wzrost stawek jest większy koszt kapitału wynikający z kryzysu. Oznacza to dwie rzeczy. Po pierwsze, reasekuratorzy będą żądali większych stawek za udostępnienie swojego kapitału ubezpieczycielom. Po drugie, zakłady ubezpieczeń będą bardziej dbały o rentowność swojego biznesu.
– W związku z tym, że w obliczu kilkunastomiesięcznej bessy zyski z działalności inwestycyjnej są mniej pewnym składnikiem ostatecznego wyniku, uwaga wszystkich zarządzających skupia się na podstawowej działalności operacyjnej. Portfele ubezpieczeniowe muszą być rentowne – mówi Marek Czerski.
Z tym coraz gorzej. Od 2003 roku rentowność ubezpieczeń mienia od żywiołów regularnie rosła, żeby na koniec 2008 roku znacznie spaść. Jeśli ten trend się utrzyma, można się spodziewać, że towarzystwa będą bardziej pracowały nad rentownością biznesu. Taką politykę widać było już w ostatnich miesiącach w PZU.
– Świadomie nie przedłużaliśmy umów ubezpieczeniowych z nierentownymi klientami z sektora korporacyjnego – mówi Andrzej Klesyk.
W praktyce można się spodziewać, że firmy, które notują lub potencjalnie mogą zanotować duże szkody, będą jedynymi, które będą ponosiły wyższe koszty związane z zabezpieczeniem się przed zdarzeniami losowymi.
– W podwyżki stawek dla wszystkich klientów nie wierzę, bo konkurencja jest zbyt ostra. Ale przedsiębiorcy muszą być przygotowani na ostrzejsze wymogi dotyczące np. zabezpieczeń przeciwpożarowych, a to kosztuje, szczególnie jeśli zmiany trzeba wprowadzać w istniejącej już firmie – mówi Marcin Z. Broda, wiceprezes firmy Ogma monitorującej rynek ubezpieczeniowy.
Dodaje, że takie firmy albo wprowadzą zmiany, albo będą płaciły więcej za polisę.
– Podwyżki mogą być punktowe i dotyczyć głównie branż czy firm, których konstrukcja budynków niesie ze sobą większe ryzyko np. pożaru – mówi Rafał Tokarz, dyrektor ubezpieczeń korporacyjnych w Warcie.
Dodaje, że chodzi głównie o łatwopalne hale magazynowe czy obiekty handlowe, np. takie jakie ostatnio strawił ogień w Wólce Kosowskiej. Tradycyjnie jako kandydat do podwyżek jest wymieniania też branża drzewna.
– Przy ocenie ryzyka równie istotne będzie to, z jakiej branży jest firma oraz jaka jest konstrukcja budynku i jakość zabezpieczeń – mówi Rafał Tokarz.
Przypomina, że już rok temu tuż po wybuchu kryzysu słychać było mocne głosy, że koszty reasekuracji wzrosną, ale gdy przyszło do podpisywania konkretnych umów, stawki pozostawały na niezmienionym poziomie.
– Ale to też nowość, bo do tej pory spadały co roku – mówi Rafał Tokarz.



Może być taniej

Taka sytuacja przedkłada się na niechęć firm do zawierania umów na dwa–trzy lata, po to, żeby uzyskać niezmienione warunki umowy. Negocjując co rok, dostawały coraz niższe oferty. Tylko firmy, które muszą organizować przetargi, decydują się na takie rozwiązanie, żeby nie powtarzać procedury co roku.
– Ci, którzy nie mają takiego obowiązku, co roku wybierają ubezpieczyciela, licząc na niższe stawki i stąd umowy na dwa, trzy lata w tym segmencie to rzadkość – mówi Rafał Tokarz.
Zwraca jednak uwagę, że obecnie to rozwiązanie może być opłacalne, bo pozwala zagwarantować niezmienności składek na dwa, trzy lata.
– Ubezpieczyciel, chcąc pozyskać klienta na dłuższy czas, może być bardziej skłonny do upustów sięgających 10–20 proc. w stosunku do umów jednorocznych – mówi Marcin Z. Broda.
W przypadku ubezpieczeń korporacyjnych nie będzie to regułą, bo zależy to od preferencji towarzystwa oraz profilu ryzyka samej firmy.
– Umowy roczne są dla towarzystwa bezpieczniejsze ze względu na duże prawdopodobieństwo zmian okoliczności warunkujących ryzyko. Dlatego poza umowami długookresowymi, które wynikają z przetargów, na pozostałe niechętnie się zapatrujemy – mówi Rafał Kiliński, dyrektor zarządzający ds. Klienta Korporacyjnego w PZU.