Rozmawiamy z MARIANEM NOGĄ, członkiem Rady Polityki Pieniężnej - Rada Polityki Pieniężnej powinna przyjąć neutralne nastawienie w swojej polityce, czyli nie zmieniać stóp procentowych przynajmniej do końca roku.
● Dwie główne instytucje odpowiedzialne za system finansowy – Ministerstwo Finansów i Narodowy Bank Polski – znów się kłócą. Tym razem o zysk NBP. Co pan o tym sądzi?
– Ta sprawa w ogóle nie powinna być przedmiotem publicznej debaty. Minister finansów i Rada Polityki Pieniężnej to przecież dwie części jednej władzy monetarnej. Było mnóstwo spotkań między RPP a premierem czy ministrem finansów, gdzie można było te sprawy przedyskutować. A roztrząsanie tego w mediach nie jest wskazane. No, ale to nie my wywołaliśmy.
● A czy fakt, że to już kolejny spór, nie zagraża wiarygodności Polski i w efekcie nie wpłynie przypadkiem na wycenę ryzyka inwestowania np. w polskie obligacje?
– RPP i NBP wykazały już nieraz, że przestrzegają zasad bezpieczeństwa finansowego państwa. Bez zarzutu wywiązujemy się z zadania, jakie stawia przed nami konstytucja. Co do sporów – one się zdarzają w każdym systemie. Taka ocena, jaką pan przedstawił, idzie chyba za daleko, choć oczywiście publiczna dyskusja na temat zysku NBP to nic dobrego.
● Na razie rynek wysoko ocenia naszą wiarygodność. Widać to choćby po wynikach sprzedaży polskich obligacji za granicą. Dlaczego?
– Przede wszystkim ze względu na mocne fundamenty polskiej gospodarki. Spowolnienie jest głębokie, ale naprawdę trudno jest znaleźć segment, w którym nie byłaby zachowana równowaga. Weźmy choćby ostatnie dane o produkcji przemysłowej. Analitycy spodziewali się ponad 6-proc. spadków, a spadek wyniósł niewiele ponad 4 proc. Podobnie z bezrobociem – już dawno wieszczono, że stopa bezrobocia wyniesie 15–16 proc., a nie ma nawet 11 proc. Nie twierdzę, że to są dobre wskaźniki, ale polska gospodarka ma mocne fundamenty i jest zrównoważona. A to, co się z nią dzieje, jest wynikiem sytuacji na świecie.
● Złoty ostatnio się umacnia. Czy najgorsze na rynku walutowym mamy już za sobą?
– Z doświadczeń innych państw wynika, że waluta kraju, który oficjalnie zgłosił akces do strefy euro, zazwyczaj się umacnia. To pierwszy powód aprecjacji. Drugi to fundamenty, o których mówiłem wcześniej. A trzeci: dziś jesteśmy liderem wzrostu gospodarczego w Europie. To wszystko powoduje, że złoty się wzmacnia, choć ja bym tego procesu nie przeceniał.
● W ostatnich komunikatach Rada nie kładzie już tak dużego nacisku na kwestię ryzyka kursowego.
– My to ryzyko ciągle dostrzegamy. Choć teraz, gdy mamy tendencję aprecjacyjną, wpływ kanału kursowego na inflację jest mniejszy. Można nawet powiedzieć, że obecnie nie wywołuje ona żadnej presji na ceny.
● Złoty zyskuje, a mimo to sceptycznie pan podchodzi do szybkiego wprowadzania go do ERM2.
– Uważam, że mamy szanse wprowadzić złotego do korytarza w połowie 2011 roku. W takim scenariuszu w połowie 2013 roku bylibyśmy oceniani pod względem spełniania kryteriów konwergencji – i powinniśmy je wówczas spełniać. Całkiem realnie patrząc, 1 stycznia 2014 r. można by było dokonać konwersji złotego na euro.



● Z którym kryterium konwergencji będziemy mieli największy problem?
– Jeszcze półtora roku temu nikt nie sądził, że najtrudniej będzie spełnić kryterium fiskalne. Widać teraz, że zejście z deficytem finansów publicznych poniżej 3 proc. PKB może być najtrudniejsze. Bo jeśli chodzi o inflację, to wszystko wskazuje na to, że w 2010 roku powinna ona znaleźć się w celu NBP – czyli 2,5 proc. – i zakotwiczyć w pobliżu tej wartości.
● Kiedy dokładnie inflacja spadnie do celu NBP?
– Około kwietnia–maja 2010 r. Inflacja spada wolniej, niż się spodziewaliśmy. Ale jestem przekonany, że ona będzie się zbliżać do 2,5 proc. Chociażby ze względu na otoczenie zewnętrzne: w Unii Europejskiej mamy teraz deflację rzędu 0,2 proc.
● Czy nie ma ryzyka, że szukając w przyszłym roku dochodów przez wyższe podatki pośrednie, rząd wpłynie jednak na wzrost cen i ścieżka spadku inflacji zostanie zaburzona?
– Dochody z podatków pośrednich są bardzo ważnym źródłem finansowania budżetu. Polska nie jest tu żadnym wyjątkiem. Rzeczywiście, jeśli to źródło byłoby powiększane, to miałoby to pewnie też wpływ na ceny. I to na pewno należy brać pod uwagę w długofalowej polityce pieniężnej.
● Skoro inflacja ma spadać w kierunku celu – to co dalej z obniżkami stóp?
– Nastawienie w polityce pieniężnej powinno być neutralne. Nie ma dziś przestrzeni do zmian stóp. Przynajmniej do końca roku.
● Ta Rada nie powinna już zmieniać stóp?
– Tak sądzę. Chciałbym, aby nasi następcy odziedziczyli po nas sytuację, w której wskaźnik inflacji stabilnie obniża się w kierunku 2,5 proc. Gospodarka będzie jeszcze wtedy w stadium spowolnienia, ale powinniśmy już widzieć pierwsze oznaki wzrostu.
● A co ze stopą rezerwy obowiązkowej? Czy tu też wskazana jest wstrzemięźliwość?
– Ostatnio obniżyli stopę rezerw o 50 pkt bazowych do poziomu 3 proc. W tym przypadku naszym punktem odniesienia jest Europejski Bank Centralny, a tam stopa rezerw wynosi 2 proc. Mamy więc jeszcze miejsce na obniżkę o 100 pkt bazowych. Trzeba jednak pamiętać, że obniżka rezerw ma służyć zintensyfikowaniu akcji kredytowej. A sytuacja wygląda tak, że banki komercyjne są w stanie kupić na jedynym przetargu bony pieniężne NBP za 41 mld zł. Co oznacza, że pieniądze z dodatkowej płynności nie idą na akcję kredytową, tylko są inwestowane w inne instrumenty. Musimy najpierw sprawdzić, jak zadziałała pierwsza obniżka rezerwy. Jeśli tak, jak chcieliśmy – to wtedy dokonamy kolejnych obniżek. Na dziś widzę taką możliwość. Stopa rezerw może zostać obniżona o 100 pkt bazowych w jedynym ruchu albo w dwóch.
● MARIAN NOGA
profesor, był senatorem. Jest wykładowcą na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu