Towarzystwa ubezpieczeniowe spodziewają się, że po rekordowym ubiegłym roku, kiedy przez banki sprzedali polisy za 17,7 mld zł, w tym roku wyniki będą gorsze.
Rekordowe wartości składek przypisanych były głównie efektem sprzedaży polis inwestycyjnych przez banki, która w tym roku nie będzie miała takiej skali – mówi Małgorzata Knut, członek zarządu BRE Ubezpieczenia, podczas konferencji Sopot Summer Insurance and Reinsurance Days, której patronem medialnym była Gazeta Prawna.
Akurat spadek w tym segmencie nie martwi ubezpieczycieli, bo są to produkty dające bardzo mały zarobek. Były one traktowane tylko jak furtka otwierająca możliwość współpracy z bankami przy bardziej rentownych produktach ochronnych. Dodatkowo pojawiają się głosy, że angażowanie się w polisy inwestycyjne może powodować kłopoty.
– Ubezpieczycielom nie grozi kryzys podobny do tego, jaki uderzył w banki, dopóki nie będą oni angażować się w biznes typowy dla banków – mówi Michael Theilmeier, wiceprezes firmy reasekuracyjnej Gen RE.
Towarzystwa liczą, że teraz, gdy banki są w kryzysie, rozmowy będą łatwiejsze, bo bankowcy będą liczyli na przychody ze sprzedaży polis ochronnych i będzie im bardziej zależało na scedowaniu części ryzyk na ubezpieczycieli.
– Niestety, zaostrzenie polityki kredytowej przez banki spowodowało spadek wartości kredytów, do których można by dołączać ubezpieczenie – mówi Małgorzata Knut.
Z drugiej strony banki mogą do kredytów częściej i chętniej dodawać proponowane przez towarzystwa ubezpieczenia. Tym bardziej że aż 60 proc. banków przyznało, że żąda dodatkowych zabezpieczeń przy udzielaniu kredytów dla firm, a 30 proc. – dla klientów indywidualnych. Jedną z form mogą być polisy. Do tej pory banki bywały sceptyczne, bojąc się, że oferta obłożona ubezpieczeniami stanie się zbyt droga w stosunku do konkurencji.
– Gdy od stycznia 2007 r. do czerwca 2008 r. oferowaliśmy ubezpieczenie od wzrostu kursu franka szwajcarskiego, ani jeden bank nie skorzystał z tej oferty – mówi Tadeusz Hołyński, dyrektor Departamentu Ubezpieczeń Finansowych TU Europa.
Bankowcy, obserwując spadkowy trend kursu CHF, za którego trzeba było w tym okresie płacić 2,1–2,4 zł, nie chcieli oferować polisy, która zaczęłaby działać po przekroczeniu progu około 2,8 zł.
– Kilka miesięcy później okazało się, że jednak mieliśmy rację, wskazując, że warto zabezpieczyć siebie i klientów przez droższym frankiem – mówi Tadeusz Hołyński.
Przypomina, że równie sceptycznie bankowcy przyjmowali oferty ubezpieczenia spadku wartości nieruchomości.
Towarzystwa spodziewają się, że nauczeni doświadczeniem bankowcy będą chętniej zabezpieczali się za pomocą ubezpieczeń. Ale pojawiają się rozbieżności co do formy współpracy. Jedni twierdzą, że będą pojawiały się projekty podobne do BRE Ubezpieczenia, stworzonego przez BRE Bank do oferowania polis klientom banków z grupy, czy joint venture na wzór banku BZ WBK i grupy ubezpieczeniowej Aviva (do niedawna Commercial Union), które powołały własne towarzystwa ubezpieczeń. Ale są też głosy przewidujące tzw. otwartą architekturę współpracy, czyli kooperację nie z własnym, ale zewnętrznymi ubezpieczycielami.
– Bazylea II i Solvency II limitują sens ekonomiczny zintegrowanych modeli bankowo-ubezpieczeniowych. W Wielkiej Brytanii, w której w okresie 1995–2007 liczba aktywnych życiowych ubezpieczycieli zależnych od banków spadła z 15 do 4 – mówi Tadeusz Hołyński.
W uproszczeniu chodzi o to, że nowe zasady oceny bezpieczeństwa ubezpieczycieli i banków (podobne do tych, które działają u Brytyjczyków) będą oparte na ocenie ryzyka związanego z prowadzoną działalnością. Od tego będzie zależało, ile kapitału bank czy ubezpieczyciel będzie potrzebował. Może się więc okazać, że utrzymywanie ryzyka w ramach grupy finansowej będzie nieopłacalne i lepiej będzie scedować je na zewnętrzny podmiot.