W tle zapowiadanego przez szefa brytyjskiego rządu planu zazielenienia transportu są spory o finansowanie polityki klimatycznej.
Prawdopodobnie to właśnie dziś Boris Johnson przedstawi swój 10-punktowy plan na rzecz zielonej odbudowy kraju. Wystąpienie premiera, które ma zapoczątkować przyspieszenie w brytyjskiej polityce klimatycznej, wzmacniając tym samym pozycję kraju na rok przed COP26 w Glasgow, było już kilkukrotnie przekładane. Według nieoficjalnych doniesień to efekt nie tylko skupienia uwagi na walce z pandemią i doraźnych rozwiązaniach antykryzysowych, lecz także wewnętrznych sporów i przedłużających się negocjacji w łonie rządu – przede wszystkim między kancelarią szefa rządu oraz resortami finansów i gospodarki, które obawiają się kosztów propozycji Johnsona. Jednakże konserwatywny gabinet krytykowany jest przez organizacje ekologiczne i think tanki, które zarzucają mu, że rządowe zapowiedzi są dalece niewystarczające dla osiągnięcia celów klimatycznych – według jednego z nich, Instytutu Badań Polityk Publicznych (IPPR), dotychczasowe zielone inwestycje rządu są prawie 10 razy za małe w horyzoncie neutralności klimatycznej.
Budzącym największe kontrowersje elementem programu Johnsona ma być przyspieszenie wycofywania z rynku aut z silnikami spalinowymi. Nowe samochody tego typu miałyby zostać wycofane ze sprzedaży już w 2030 r. Towarzyszyć temu ruchowi ma wsparcie publiczne dla pojazdów elektrycznych oraz technologii wodorowych. To już kolejny przyjęty w ostatnim czasie termin wygaszania przez Brytyjczyków silników konwencjonalnych w segmencie samochodów pasażerskich. W lutym premier mówił, że proces ten ma się rozpocząć w 2035 r., o pięć lat szybciej niż zakładał to cel przyjęty przez rząd Theresy May w 2017 r.
Jednym z potencjalnych problemów dla budżetu związanych z przyspieszeniem klimatycznym jest szacowany na nawet 40 mld funtów ubytek dla budżetu związany z utratą środków z akcyzy paliwowej. Dlatego równolegle do planowanej deklaracji dotyczącej wygaszania paliw kopalnych w transporcie w rządzie rozważane są propozycje wypełnienia dziury przez wprowadzenie nowej opłaty drogowej. Według części komentatorów to dobre rozwiązanie, które przyczyniłoby się nie tylko do poprawy stanu finansów publicznych, lecz także do pożądanego zmniejszenia intensywności ruchu samochodowego. Krytycy wskazują, że opłata najmocniej uderzy po kieszeniach najmniej zarabiających obywateli i klasę średnią, czyli obywateli mieszkających poza wielkimi miastami. Niektórzy postulują, by zamiast tego zwiększyć opodatkowanie największych majątków. Pomysł drogowej daniny był już przed laty rozważany przez gabinet Tony’ego Blaira. Z projektu wycofano się jednak po tym, jak napotkał na szeroki opór społeczny, a pod petycją przeciwko niej zebrano ponad milion podpisów.
Jakie efekty przynieść może zwiększenie obciążeń dla właścicieli samochodów bez jednoczesnego wzmocnienia alternatywy dla indywidualnego transportu czy wsparcia dla gorzej uposażonych mieszkańców prowincji pokazał przykład Francji. Zwiększenie opodatkowania paliwa stało się jednym z głównych czynników, które przyczyniły się do rewolty ruchu żółtych kamizelek.
Swoje cele w zakresie bez emisyjnego transportu przyjęło już wiele krajów europejskich. Do 2030 r. zakazać sprzedaży lub rejestracji nowych aut spalinowych chcą m.in. Irlandia, Holandia czy Słowenia, a jeszcze wcześniej Norwegia. Własne regulacje mające ograniczyć wykorzystanie konwencjonalnych samochodów wprowadzają też władze regionów i miast, m.in. Amsterdamu, Aten, Barcelony, Kopenhagi, Londynu, Oslo, Düsseldorfu, Frankfurtu, Monachium czy całego regionu Brukseli. Do tej pory podobnego celu nie określiła Polska. O konieczności jego przyjęcia przekonują we wspólnym raporcie WWF Polska i Fundacja Promocji Pojazdów Elektrycznych. Według ich rekomendacji, aby sektor transportu wpisał się w cel neutralności klimatycznej do 2050 r., potrzebna jest w Polsce dyskusja nad zakazem rejestracji nowych pojazdów spalinowych od 2035 r. Jeszcze wcześniej, już w 2025 r. – jak przekonują – należy rozpocząć wycofywanie z transportu autobusów na gaz. Autorzy raportu postulują także obłożenie specjalnym, uwzględniającym emisyjność, podatkiem akcyzowym aut sprowadzanych do Polski z zagranicy, wprowadzenie dopłat do zakupu samochodów elektrycznych, rozwój sieci ładowania pojazdów, a jednocześnie – doinwestowanie i uprzywilejowanie transportu zbiorowego i kolei.
DGP