Recesja wywołana przez pandemię spowoduje przetasowania pod względem zamożności. Polska zyska, ale stosunkowo niewiele.
DGP
Polska gospodarka zmaga się z kryzysem, ale przechodzi go lżej niż inne kraje. Taka mantra płynie z kręgów rządowych. Uwiarygodniają ją prognozy instytucji międzynarodowych wskazujące, że – owszem – doświadczymy w tym roku spadku produktu krajowego brutto, ale będzie on mniejszy niż gdzie indziej. Jak przełoży się to na naszą pozycję w światowej gospodarce? Odpowiedzi można szukać w najnowszych prognozach Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Przedstawiono je w ubiegłym tygodniu z okazji corocznego szczytu MFW i Banku Światowego.
„Powrót do wzrostu światowej gospodarki prawdopodobnie będzie długi, nierówny i niepewny. W porównaniu z naszą prognozą z czerwca w niektórych gospodarkach wschodzących i rozwijających się, w których szybko rośnie liczba zakażeń, perspektywy znacznie się pogorszyły. Nierównomierne ożywienie znacznie pogarsza perspektywy globalnej konwergencji poziomu dochodów” – stwierdziła Gita Gopinath, główna ekonomistka MFW.
Z prognoz wynika, że biorąc pod uwagę bezwzględne rozmiary gospodarki (czyli PKB przeliczony według bieżącego kursu dolara), w ciągu najbliższych trzech lat awansujemy o dwa „oczka”. Znajdziemy się na 21. pozycji wśród największych światowych ekonomii w 2022 r., wyprzedzając Iran, a rok później Tajwan. O dalszą szybką poprawę może być trudno. W 2024 r. bezpośrednio przed nami będzie Arabia Saudyjska, do której będzie nam jednak brakować 50 mld dol., a jeszcze wcześniej Turcja – do której dystans jest prognozowany na ponad 80 mld dol. (ale w 2022 r. będzie to tylko 30 mld dol. – w ostatnich latach turecka gospodarka ma duże problemy skutkujące m.in. spadkiem kursu lokalnej waluty).
Trochę inaczej sytuacja będzie wyglądać, jeśli PKB będziemy liczyć z uwzględnieniem parytetu siły nabywczej, czyli z poprawką na różnice w poziomie cen w poszczególnych krajach. W takim rankingu w ubiegłym i w tym roku znajdowaliśmy się na 20. pozycji, a w kolejnych dwóch będziemy się piąć po jednym schodku. W przyszłym roku wyprzedzimy Egipt, a rok później – Australię, która do tego roku była jedynym krajem Zachodu potrafiącym dłużej niż my unikać recesji (biorąc pod uwagę całoroczne wyniki gospodarek). Ale w 2023 r. znajdziemy się znów za rosnącą gospodarką Egiptu, a dwa lata później wyprzedzi nas jeszcze Tajlandia. Tak wrócimy na dzisiejszą pozycję. Przy czym wtedy coraz bliżej nas będą takie kraje, jak Wietnam, Filipiny czy Bangladesz.
Wielkość gospodarki ma wpływ na pozycję na arenie międzynarodowej – np. na członkostwo w „klubach”, takich jak G20 czy G7 (choć nie przesądza o takim członkostwie). O poziomie zamożności w większym stopniu świadczą wskaźniki w przeliczeniu na mieszkańca. Tu zaś wypadamy słabiej.
Pod względem PKB per capita przeliczonego według bieżącego kursu dolara w ubiegłym roku lokowaliśmy się na początku szóstej dziesiątki na świecie. W tym roku za sprawą kryzysu dojdzie do sporych przetasowań i wyprzedzimy takie kraje, jak Panama czy Oman. Do połowy lat 20. awansujemy w sumie jednak tylko o trzy pozycje. Jeśli dzisiejsze projekcie MFW się sprawdzą, to w 2025 r. będziemy na 49. miejscu. Cały czas tuż za Węgrami. Razem będziemy zmniejszać dystans do Grecji. Uciekać będą nam jednak Czechy czy Słowacja.
Wzięcie poprawki na różnice w poziomie cen sprawi, że pod względem poziomu zamożności zaczynamy wypadać nieco lepiej: Słowację czy Węgry zostawiamy w tyle, a ścigamy się z Portugalią (w tym roku ją wyprzedzamy, później Portugalczycy odzyskują pozycję, ale od 2023 r. to my będziemy górą) czy Kuwejtem – dziś PKB na mieszkańca tego arabskiego kraju jest o prawie jedną trzecią większy niż nasz, za pięć lat różnica będzie wynosiła 0,2 proc. W sumie do 2025 r. poprawiamy się o dwie pozycje i dochodzimy na 41. miejsce. W tym czasie Litwa i Hiszpania mają jednak zyskać po sześć „oczek”, a Słowenia cztery. Wszystkie te kraje będą wyżej od nas.