Od czterech lat wojsko pozbawione jest 64 czołgów Leopard 2A4
Trafiły one do modernizacji, a żołnierze mieli je odebrać do końca roku. Jak do tej pory udało się to w przypadku pięciu sztuk. Równocześnie – z powodu nacisków państwowej zbrojeniówki – stanowiska potracili ludzie, którzy pilnowali jakości modernizacji.
Wojsko ma w sumie prawie 250 czołgów Leopard 2 (142 w wersji A4 i 105 w wersji A5). Pod koniec 2015 r. podpisano umowę na modernizację 128 sztuk A4 do wersji, która przewiduje m.in. wzmocnienie pancerza, poprawienie możliwości strzelania i optyki. Kontrakt został zawarty pomiędzy resortem obrony a konsorcjum, w skład którego wchodzą m.in. Polska Grupa Zbrojeniowa i Bumar Łabędy. Jego wartość wyniosła 2,5 mld zł. Strategicznym partnerem spółek został niemiecki Rheinmetall Landsysteme, który miał przygotować prototyp zmodernizowanego czołgu, wykonać pierwszych kilka sztuk, a później przekazać tę wiedzę Bumarowi. W czerwcu 2018 r. gdy ministrem obrony był już Mariusz Błaszczak, umowę aneksowano – zmodernizowanych miało być kolejnych 12 czołgów, a wartość umowy wzrosła o ponad 300 mln zł.
W 2016 r. pierwsze czołgi trafiły do Bumaru i zostały rozłożone na części (w sumie przemysłowi przekazano 64 sztuki). W tym samym roku zidentyfikowano pewien… problem. Zmodernizowane maszyny miały strzelać polską amunicją, a ta nie była certyfikowana przez Niemców. Co oznaczało, że nikt nie dawał gwarancji, iż sprzęt nie będzie zagrażał życiu. Dopiero trzy lata później, w 2019 r., w Inspektoracie Uzbrojenia (IU), który z ramienia resortu obrony nadzorował umowę, rozpoczęły się rozmowy między przedstawicielami producenta amunicji (wchodzącego w skład PGZ Mesko i niemieckiego Rheinmetall Waffe Munition).
Na początku tego roku ukończono wszystkie niezbędne testy i Niemcy zakwalifikowali amunicję. Nie obyło się bez przygód, bo na próbnym strzelaniu na poligonie w Drawsku Pomorskim w czołgu zrobiło się gęsto od dymu.
Wreszcie pod koniec maja Polska Grupa Zbrojeniowa ogłosiła, że „pierwsza partia Leopardów 2PL (tych zmodernizowanych – red.) przeszła odbiór przez Użytkownika na terenie Zakładów Mechanicznych „Bumar-Łabędy” S.A. w Gliwicach i pojazdy zostaną dostarczone do stacjonującej w Świętoszowie 10 Brygady Kawalerii Pancernej”. Do tej pory do żołnierzy trafiło pięć sztuk, choć w 2015 r. zakładano, że do końca 2020 r. będzie ich 128. Oprócz problemów ze spóźnionym prototypem czy certyfikacją amunicji olbrzymich trudności przysporzyło też tworzenie dokumentacji eksploatacyjnej czy warunków technicznych odbiorów. De facto żołnierze pomagali przemysłowi wykonać pracę, za którą spółkom zapłacił resort obrony.
– Prace przy modernizacji i przywracaniu stanu technicznego leopardów 2A4 pozwoliły naszym zakładom pozyskać nowe kompetencje. Zbudowaliśmy zaplecze logistyczne do prowadzenia napraw i obecnie pracujemy nad zabezpieczeniem dostaw części zamiennych oraz zwiększeniem poziomu „polonizacji” leoparda 2PL – mówiła w maju Elżbieta Wawrzynkiewicz, nowa prezes Zarządu Zakładów Mechanicznych „Bumar-Łabędy” S.A.
Prezesuje ona od lat również w Wojskowych Zakładach Motoryzacyjnych w Poznaniu. To jedyna prezes, która utrzymuje się na stanowisku w państwowej zbrojeniówce jeszcze od czasów rządów PO–PSL.
Równocześnie od czasu przyjęcia pierwszych czołgów pracę zaczęli tracić ludzie, którzy upierali się, że bez odpowiednich badań i dokumentów wojsko nie powinno obierać czołgów. 2 lipca oficjalnie pożegnano Pawła Mączkę, zastępcę szefa Inspektoratu Uzbrojenia (IU). – To jeden z najlepszych fachowców od zakupów uzbrojenia w Polsce. Jego problem polegał na tym, że zbyt często mówi to, co faktycznie myśli i nie chciał chodzić na skróty – mówi nam jeden z wojskowych znających kulisy sprawy. Z ramienia IU to właśnie Mączka prowadził proces modernizacji czołgów i podpadł prezes Wawrzynkiewicz i wiceministrowi obrony, wcześniej wiceprezesowi PGZ Sebastianowi Chwałkowi.
Ze stanowiskiem pożegnał się również kilka tygodni po odebraniu pierwszych czołgów płk dr inż. Marek Szudrowicz, który przez ostatnie osiem lat był dyrektorem Wojskowego Instytutu Techniki Pancernej i Samochodowej w Sulejówku. Nowy dyrektor objął funkcję tydzień temu. WITPiS testował modernizowane czołgi i według naszych rozmówców po prostu opisywał, co się działo, nie malował trawy na zielono. Dlatego testy trzeba było kilka razy powtarzać. Kilka tygodni temu ze stanowiskiem pożegnał się także szef Regionalnego Przedstawicielstwa Wojskowego na Śląsku, który był odpowiedzialny za bezpośredni nadzór ze strony wojska nad modernizowanymi czołgami.
– Doszło do tego, że to przemysł ustawia nam kadry w wojsku – mówi jeden z oficerów, z którymi rozmawialiśmy. Jasno wskazuje, że z powodu presji państwowej zbrojeniówki ci ludzie potracili stanowiska.
Wydaje się jednak, że to nie koniec kłopotów związanych z modernizacją leopardów. Wciąż trudno ocenić, kiedy Bumar realnie będzie w stanie je dostarczyć,, a fakt, że Wawrzynkiewicz prezesuje także w WZMot Poznań, może spowodować, że część prac będzie chciała przenieść do Wielkopolski, co modernizację znów wydłuży. Na sytuację wpływ może mieć także to, że niedawno zmarł wieloletni członek zarządu Rheinmetalla, który nadzorował modernizację czołgów. To jest spółka, która w przeszłości była w sporze z poznańskimi WZMot kooperującymi z głównym konkurentem Rheinmetalla, czyli koncernem Krauss Maffei Wegmann. Nowy człowiek na tym stanowisku może być znacznie mniej wyrozumiały.
W efekcie wojsko wciąż pozbawione jest prawie jednej czwartej swoich najlepszych czołgów.
Osoby, które nie chcą przyspieszyć odbiorów czołgów, tracą stanowiska