Polska gospodarka nie obroniła się przed spadkiem PKB. Pocieszające jest to, że znaleźliśmy się wśród trzech krajów, w których załamanie koniunktury było najmniejsze.
To pierwsza recesja w Polsce od blisko trzech dekad. Udało nam się przed nią obronić podczas kryzysu finansowego w latach 2008–2009 i zadłużenia wywołanego problemami Grecji. Pandemia koronawirusa i związane z nią zakazy prowadzenia działalności gospodarczej dla wielu sektorów i branż silnie odcisnęły jednak piętno na koniunkturze. GUS podał właśnie wstępne dane o PKB za II kw., czyli okres, kiedy restrykcje były największe. Recesja sięgnęła 8,2 proc. w porównaniu z tym samym okresem 2019 r. Porównując zaś z pierwszymi trzema miesiącami tego roku – kiedy epidemia dopiero rozkręcała się w Europie – spadek PKB wyniósł 8,9 proc.

Eksport podciągnął PKB

GUS szczegóły swojego szacunku opublikuje dopiero za dwa tygodnie. Eksperci są jednak przekonani, że chociaż dane są lepsze od prognoz, to mocne, dwucyfrowe spadki zaliczyły zarówno konsumpcja, jak i inwestycje.
– Uważamy, że główną przyczyną mniejszej od naszych oczekiwań skali spadku PKB w II kw. był wyższy, niż prognozowaliśmy, wkład eksportu netto. Wsparcie dla takiej oceny stanowią opublikowane wczoraj dane o polskim bilansie płatniczym, które wskazały na rekordową nadwyżkę salda obrotów towarowych w czerwcu – komentuje Jakub Olipra, ekonomista banku Credit Agricole.
Takie głosy pojawiły się już wczoraj wraz ze statystykami bilansu płatniczego, z których wynika, że nadwyżka na rachunku obrotów bieżących – za ostatnie dwanaście miesięcy – sięgnęła rekordowych 2,3 proc. PKB. To też w dużej mierze efekt pandemii, która mocniej niż eksport ograniczyła import. Ten powinien się odbudowywać stopniowo wraz z ożywieniem koniunktury.
DGP
Szacunek PKB zrobiony przez GUS jest lepszy, niż jeszcze kilka tygodni temu przewidywał Narodowy Bank Polski. Zdaniem jego analityków PKB miał spaść o ponad 10 proc., a cały rok zamknąć się recesją na poziomie 5,4 proc. Teraz zaś ekonomiści zaczynają nieco optymistyczniej patrzeć na perspektywy rozwoju, chociaż dynamika wzrostu na plus w tym roku nie wyjdzie. Swoich przewidywań na razie masowo nie weryfikują, chcą poznać informacje o tym, co konkretnie odpowiada za taki wynik gospodarki.
– Uwzględniając dostrzegane przez nas wysokie ryzyko dla inwestycji w drugiej połowie roku, wyższa od naszych oczekiwań dynamika PKB w II kw. nie zmienia naszej prognozy, zgodnie z którą w całym 2020 r. polski PKB obniży się o 3,8 proc. wobec wzrostu o 4,1 proc. w 2019 r. – podkreśla Olipra.
O ile bowiem konsumpcja wraz ze znoszeniem restrykcji zaczęła odbijać, o tyle dno inwestycji nie zostało jeszcze najprawdopodobniej osiągnięte. Po zniesieniu lockdownu ogólnokrajowego i wprowadzeniu ograniczeń na poziomie powiatów koniunktura w III kw. powinna wyglądać już lepiej. Ekonomiści PKO BP uważają – patrząc na niestandardowe dane, jak zużycie prądu, transakcje kartami płatniczymi czy natężenie ruchu – że ożywienie nabrało wyraźnego tempa i gospodarka urośnie w porównaniu z II kw., a rok do roku spadki wyhamują do ok. 5 proc.

Międzynarodowe tło

Dane za II kw. są już znane dla większości krajów członkowskich Unii Europejskiej. Aż w dwunastu gospodarkach na dwadzieścia, z których znamy statystyki, spadki PKB były dwucyfrowe. Najmocniej poturbowana została Hiszpania, która zamknęła okres kwiecień–czerwiec z recesją 22,1 proc. Niewiele lepiej było we Francji, Włoszech czy w Portugalii, gdzie spadki w porównaniu z ubiegłym rokiem sięgnęły odpowiednio 19, 17,3 i 16,3 proc.
– Skala spadku aktywności gospodarczej w Polsce należała do jednych z najniższych w Europie, co związane jest m.in. z wysoką dywersyfikacją gospodarki i mniejszym znaczeniem sektorów, które najbardziej ucierpiały na pandemii, jak turystyka czy produkcja samochodów. Polska gospodarka najgorsze ma już za sobą i obecnie kluczowe jest to, jak szybko nastąpi odbudowa koniunktury – uważa Adam Antoniak, ekonomista Banku Pekao.
Średnio unijna gospodarka w II kw. skurczyła się w porównaniu z ubiegłym rokiem o 14,1 proc., a strefy euro aż o 15 proc.
Z tym, że kulminacja recesji miała miejsce w II kw., zgadza się główny ekonomista Pracodawców RP i były dyrektor departamentu polityki makroekonomicznej w Ministerstwie Finansów Sławomir Dudek.
– W Polsce najgłębszy spadek PKB najprawdopodobniej za nami, o ile nie przyjdą silna druga fala pandemii czy też wtórne wstrząsy z gospodarki światowej, ze świata finansów. Jednak z ogłaszaniem końca recesji należy poczekać – twierdzi.
Szczególnie że wciąż nie wiadomo, jak długo potrwają spadki inwestycji. Zdaniem NBP mogą potrwać dwa lata. Dodatkowa niepewność związana jest z tym, jak będzie wyglądał rynek pracy po odcięciu przedsiębiorców od finansowej kroplówki rządowej. To, ile osób straci pracę albo jak będą się kształtowały wynagrodzenia, będzie miało bezpośredni wpływ na skłonność gospodarstw domowych do wydatków konsumpcyjnych.
Tym bardziej że odbudowa aktywności nie będzie miała kształtu litery „V”, gdy po gwałtownym spadku przychodzi dynamiczne odbicie. Dzisiaj większość ekspertów widzi je raczej w kształcie logo firmy Nike.
– W nadchodzących kwartałach Polska gospodarka będzie odbijać, a skala osłabienia w Polsce dalej będzie jedną z najniższych na tle UE – uważa Jakub Rybacki, ekonomista z Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Jego zdaniem duża niepewność wiąże się z tym, w jakiej kondycji są i będą sektory usługowe oraz skłonność przedsiębiorców do inwestowania. Robione cyklicznie od wybuchu epidemii badania PIE i Polskiego Funduszu Rozwoju wskazują, że COVID-19 jest postrzegany przez firmy jako długotrwały problem, a to oznacza, że inwestycyjna recesja może się przedłużać.