Inwestycje, ustawa o inwestorze strategicznym i mikrotarcze dla najbardziej zagrożonych branż – tak będzie wyglądała kolejna odsłona polityki gospodarczej rządu w obliczu COVID-19 – mówi DGP wicepremier i minister rozwoju Jadwiga Emilewicz
/>
W jakim miejscu jesteśmy, jeśli chodzi o likwidację ekonomicznych skutków epidemii?
O tym będzie można mówić, gdy zagrożenie zniknie, a my ciągle żyjemy w cieniu koronawirusa. Nie wiemy, czy jesienią nie przyjdzie kolejna fala zakażeń. Nadal jesteśmy na froncie i – choć patrzymy z umiarkowanym optymizmem na koniec tego roku – to nie ma powodów do wyciągania szampana.
Do tej pory rząd podawał gospodarce kroplówkę czyli tarczę, czy ta strategia będzie kontynuowana?
Te masywne, powszechne programy powoli się kończą. Chodzi o postojowe, zawieszenie opłacania składek na ZUS przez mniejsze firmy, czy pomoc z tarczy finansowej PFR, w której znalazło się 100 mld zł. Teraz od tarczy przechodzimy do „miecza”. Firmy będą wspierane nie bezpośrednio przez transfery, a przez działania rozkręcające koniunkturę tak, by miały zlecenia i mogły normalnie pracować. Optymistyczny jest ostatni odczyt wskaźnika PMI. Widzimy także wzrost zamówień za granicą - w Niemczech czy we Francji. Wreszcie, są też optymistyczne dane z centralnej ewidencji podmiotów gospodarczych – na dziś mamy zarejestrowanych ponad 45 tys. podmiotów więcej, niż na początku marca. Widać, że gospodarka się budzi. Ale to nie znaczy, że zagrożenie minęło, czekamy na kolejne prognozy w następnych tygodniach.
Czyli główne programy pomocowe oparte o transfery się kończą.
Główne tak, ale przygotowaliśmy punktowe „mini tarcze” dla niektórych branż szczególnie dotkniętych przez COVID-19. Po długich i trudnych dyskusjach wytypowaliśmy kilka. Zdajemy sobie sprawę z tego, że wielkie imprezy czy koncerty szybko nie wrócą, w hotelach, które żyją z obsługi biznesu, długo jeszcze nie będzie obłożenia. Branża autokarowa - a to 26 proc. rynku europejskiego – nie pracuje nawet na 50 proc. swoich możliwości. Wiem o firmie, która ma 70 autokarów, zatrudnia 200-300 kierowców i prosi o przedłużenie postojowego. Inna forma pomocy to dalsze zawieszenie składek na ubezpieczenia społeczne. Wsparcie musi być jednak punktowe, przy merytorycznym dialogu z tymi branżami.
W jakim sensie merytorycznym?
Branża autokarowa poprosiła o wsparcie, argumentując, że do niedawna dużą część obrotów zapewniali jej turyści z Chin. Zaproponowałam, że wydłużymy wsparcie, ale czasowo. Przedsiębiorcy muszą zastanowić się, co się stanie, jeśli ci turyści nie wrócą przez 2-3 lata. Przecież w różnych krajach odnawiają się ogniska wirusa, a ludzie zmieniają przyzwyczajenia i nie podróżują już tak dużo, jak wcześniej.
Mowa o restrukturyzacji branży?
Na kolejnych spotkaniach rozmawiamy o punktowym przedłużeniu pomocy, ale jednocześnie proszę o przygotowanie planów naprawczych na wypadek trwałej zmiany sytuacji. Przecież - na przykład - to nie rząd zakazuje zamieszkiwania w hotelach, które obsługują biznes, to wszystkie światowe koncerny zakazują swoim pracownikom udziału w większych eventach do końca tego roku. A jeśli ten zakaz zostanie utrzymany, to co dalej?
Jak kosztowne będą instrumenty w mini tarczach i ile ich może być?
W tej chwili analizujemy takie instrumenty dla branż przewozów autokarowych, pilotów wycieczek i przewodników turystycznych, agentów turystycznych, organizatorów targów, kongresów i wystaw. ZUS liczy koszt przedłużenia tego wsparcia. Dodatkowo zachęcamy do korzystania z pożyczek czy gwarancji w ARP. To ogólnodostępne instrumenty.
A jakie rząd planuje działania makro?
Najważniejsze będą inwestycje publiczne. Opozycja może sobie robić żarty z CPK, ale największym wyzwaniem jest to, by te duże projekty realnie i szybko uruchomić. Nie ma lepszego sposobu na wychodzenie z kryzysu, a do tego naprawdę tych inwestycji potrzebujemy. Dopóki nie da się w półtorej godziny dojechać do Warszawy z każdego miejsca w Polsce, trudno mówić o dalszym rozwoju kraju. Moim marzeniem byłoby to, żeby CPK ogłosił zamówienia na składy kolejowe do odebrania w 2027 roku. Wtedy – przykładowo - Newag czy Pesa mogłyby wystartować w przetargu i szykować zamówienia na kilka lat naprzód. Na świecie tak to wygląda. Nasza gospodarka potrzebuje teraz przede wszystkim impulsu do rozwoju.
CPK to jednak kwestia kilku lat, a co zrobić, żeby chronić inwestycje w najbliższych dwóch-trzech?
Na pewno ważne jest to, żeby nie spadło tempo inwestycji zagranicznych. Jeśli Google komunikuje, że od stycznia zacznie zatrudniać 2 tys. informatyków, to jest to ważny konkret. Walczymy o dużą inwestycję koreańską. W przypadku takich projektów, efekty finansowe widać praktycznie od razu. Pracujemy właśnie nad ustawowym rozwiązaniem inwestora strategicznego, takie prawo mają Słowacy i Węgrzy, a Czesi opracowali szereg ułatwień w zakresie zarządzania gruntami. Przedsiębiorca, który spełnia pewne warunki, będzie mógł liczyć na poza materialne wsparcie strategicznych projektów inwestycyjnych o dużym znaczeniu dla polskiej gospodarki. Przyjmą one postać ułatwień proceduralnych, gwarantujących sprawne przeprowadzenie procesu inwestycyjnego. Obecnie, każdego dnia staramy się wspierać inwestorów w ich działaniach na różnych szczeblach administracji, tak by te procedury trwały jak najkrócej, w granicach obowiązujących przepisów prawa. Ustawa pozwoli nam na systemowe rozwiązanie problemów w zakresie różnych standardów obsługi, długich terminów czy zawiłości postępowań.
A jaki ma być ten pułap?
To nie będzie wyłącznie prosta kalkulacja finansowa i określony pułap kwotowy – to tylko jeden z czynników. W ocenie brane będą pod uwagę również inne elementy. Takie, jak np. branża inwestora (tak, by nie wspierać konkurencji dla polskich branż strategicznych), a w procesie analiz będzie uczestniczyła także PAIH czy specjalne strefy ekonomiczne.
Rząd przeznaczy na Fundusz Inwestycji Lokalnych kwotę 6 mld zł. Na jakie efekty liczycie?
Na ten rok gminy i powiaty zaplanowały inwestycje o wartości ponad 55 mld zł. Gdyby wycofały się z choćby 10% tych planów, wówczas w bilansie mielibyśmy 5-6 mld na minusie. Dzięki naszemu Funduszowi, który wspomoże inwestycyjne zamierzenia władz lokalnych, mamy z powrotem zapewnione tych 5-6 mld zł w obrocie gospodarczym. Bardzo bym chciała, by ten Fundusz obowiązywał nie tylko na czas COVID-19, ale został z nami na dłużej, na unijną perspektywę finansową 2021-2027. Ważne jest to, aby była możliwość wsparcia samorządów w pozyskiwaniu wkładu własnego przy inwestycjach, bo jednak dysproporcja między możliwościami małych i dużych gmin jest ogromna. Wystarczy spojrzeć choćby na gminy z chronionymi obszarami typu Natura 2000. Co z tego, że są fundusze europejskie, skoro tego typu jednostki nie będą miały pieniędzy na wkład własny? Dlatego Fundusz powinien zostać na dłużej niż dwa lata wychodzenia z pandemii.
Samorządowcy cieszą się z tych pieniędzy, ale zwracają uwagę, że to kolejny centralnie zarządzany fundusz, w którym o środki trzeba aplikować. Dlaczego po prostu nie zwiększycie udziału gmin w PIT i CIT albo nie podzielicie się z nimi wpływami z VAT?
Przy tworzeniu tego funduszu, zależy nam na jednej rzeczy – inwestycjach samorządowych. To, że pieniądze z Funduszu mogą być wydane tylko na inwestycje, powoduje, że samorządy zaczynają inaczej myśleć o budżecie. A pieniądze wydawane na inwestycje, szczególnie te dobre, od razu przekładają się na wzrost gospodarczy.
Czyli boicie się, że jeśli to nie będzie pieniądz “znaczony”, władze lokalne przejedzą te dodatkowe pieniądze, np. na wydatki bieżące.
Na przykład na pensje. Oczywiście nie jest to bezzasadne, ale skoro teraz wychodzimy z kryzysu, to priorytety są inne. Pieniądze mają być na inwestycje i to jedyne kryterium, samorząd sam zdecyduje o tym, co chce wybudować. Nie ma tu żadnej uznaniowości z naszej strony.
Do tej pory wręczaliście jedynie promesy włodarzom. Kiedy pieniądze realnie do nich trafią?
Środki są zabezpieczone, mechanizm ich dystrybucji również. Myślę, że na przełomie lipca i sierpnia pieniądze popłyną do samorządów.
Jaki może być impuls netto wszystkich proinwestycyjnych działań rządu?
Poza działaniami, o których wspomniałam, premier mówił jeszcze o estońskim CIT, a my dorzucimy do tego ulgę na automatyzację, zapewne na podobnych zasadach, jak ulga na badania i rozwój. Liczymy na to, że znajdzie to odzwierciedlenie w naszym PKB. Wcześniejsza ulga na badania i rozwój przyniosła wzrost wydatków na ten cel w firmach o niemal 100 proc. W normalnych okolicznościach liczylibyśmy na podobną skalę wzrostu, ale w sytuacji pandemii, musimy być ostrożniejsi w szacunkach.
Czy w przypadku nawrotu epidemii jesienią bierzecie pod uwagę kolejny lockdown państwa?
Raczej nastawiamy się na to, że wrócimy do tych ograniczeń, które obywatele już znają, czyli: maseczki, rękawiczki, płyny dezynfekujące, być może ograniczenia ilościowe.
Ile w tej puli inwestycyjnej będzie pieniędzy z unijnego Funduszu Odbudowy?
Nadal trwają uzgodnienia, i w tej układance jest wiele niewiadomych. Dziś mówimy o budżecie Funduszu Odbudowy w wysokości 750 mld, z których Polsce może przypaść ponad 60 mld euro. O budżecie będą jednak decydować szefowie UE-27. Teraz ważne jest jednak to, żeby zmienić logikę podejścia do tych funduszy. Chodzi o to, by efektywnie je zainwestować. Musimy więc wskazać konkretne projekty, 20-30 lokomotyw rozwoju - inwestycji i reform, które wzmocnią odporność gospodarki i będą wspierać transformację. My w naszym stanowisku podnosimy też konieczność zaangażowania w te inwestycje wszystkich partnerów i publicznych, i prywatnych. I znów niech również PSE, Gaz System przedłożą wszystko to, co jest już zaprojektowane i „schowane w szufladach”. Pokażmy Komisji Europejskiej, co chcemy realizować, Komisja powie “tak” i przystępujemy do pracy.
A co z finansowaniem eurodotacjami infrastruktury gazowej? Komisja wciąż patrzy na to sceptycznie?
O różne rzeczy możemy się spierać z KE, ale jeśli nie uzna, że gaz jest nam przejściowo potrzebny, to nie będzie zgody. Dostrzegam jednak pewną ewolucję dotychczasowego stanowiska na poziomie UE - więc warto wciąż powtarzać nasze argumenty. Poza tym musimy wypracować w tej sprawie polityczną zgodę u nas. Jeśli zaproponujemy coś pozytywnego w sprawie neutralności klimatycznej, sceptycyzm wobec gazu osłabnie. W naszym stanowisku staramy się przekonać, że inwestycje w gazociągi są przyszłościowe, bo kiedyś będzie mógł nimi popłynąć wodór. Tak jak dzisiaj robią Niemcy, którzy wyciągają spod ziemi stare rury i instalują nowe, wodorowe. To droższa inwestycja, ale skoro pojawiają się pieniądze, to czemu nie skorzystać. Mamy ponad 270 lokalnych ciepłowni węglowych, które mogą działać do 2025 roku. Coś musimy z nimi zrobić, będą musiały być na gaz i Komisja Europejska musi to zrozumieć.
Wspomniała pani o konieczności osiągnięcia zgody politycznej na naszym podwórku co do tych kwestii. To gdzie na dziś jest problem?
Na linii koalicyjnej. Premier Sasin otwiera farmę wiatrową PGE, na uroczystości fuzji Orlen-Lotos zapowiada, że to będzie ta grupa, która pomoże nam przejść zieloną transformację energetyczną. To znaczy, że w PiS nie ma wątpliwości, co do kierunku działań. Jednak inaczej na sprawy patrzy nasz drugi koalicjant.
Te różnice między wami mogą zagrozić negocjacjom 700 mld zł pochodzących z nowego rozdania unijnych funduszy i związanych z nimi nowych instrumentów?
Musimy dążyć do zgody politycznej, bo kwestia transformacji energetycznej jest i tak priorytetowa dla większości państw członkowskich.
A jesteśmy w stanie powiedzieć “tak” dla neutralności klimatycznej do 2050 roku?
Już dziś nie kwestionujemy tego celu na poziomie europejskim, kłopotliwe jest jednak odniesienie go do naszej gospodarki. Po raz kolejny podkreślam też konieczność zrozumienia po stronie naszych partnerów w UE, że na okres przejściowy Polsce potrzebne są potężne inwestycje gazowe. To jest rozsądny wybór, ze względu na konkurencyjność polskiej gospodarki, przemysłu i inwestorów. Dzisiaj nie możemy mówić przedsiębiorcom, że będą płacić za prąd więcej niż w Niemczech, we Francji czy we Włoszech. A nowi inwestorzy pytają, czy będą mogli nakleić zieloną naklejkę na swój produkt. Jeśli my im nie damy pozytywnej odpowiedzi, to nie będą wybierać Polski jako miejsca do inwestowania.
Co wybór Andrzeja Dudy oznacza dla wewnętrznych układów w koalicji?
Przed nami trzy lata bez wyborów. W obrębie władzy wykonawczej jest współpraca. Jeśli mówimy o Zielonym Ładzie, mnóstwie ustaw do przeprowadzenia i projektach, które pomogą nam przejść przez pandemiczne morze, to aktualna sytuacja jest zdecydowanie korzystna. Na pewno druga kadencja to więcej możliwości działania dla Pałacu Prezydenckiego. A skoro mówimy o pewnych napięciach programowych pomiędzy koalicjantami, to prezydent może być ośrodkiem, który te napięcia będzie rozładowywał.
A co z samym Porozumieniem? PiS ma dużo pretensji do Jarosława Gowina o przesunięcie majowych wyborów.
Majowe wybory nie mogły się odbyć, nawet gdyby Jarosław Gowin nie postawił tej sprawy „na ostrzu noża”. Ze względów technicznych. A jeśli by się odbyły, to wybór prezydenta w takich okolicznościach byłby kwestionowany. Na dziś wydaje się, że koalicja jest stabilna, ma większość w Sejmie i nie ma powodu do obaw o pozycję Porozumienia. I my, i Solidarna Polska jesteśmy “mniejszymi braćmi” w obozie Zjednoczonej Prawicy, czasem pojawiają się spory, jest pewna nerwowość po wyborach, ale to naturalne i w przyszłość patrzę z optymizmem.
A co z szykowaną rekonstrukcją rządu?
Poczekajmy na decyzje, liderzy będą o tym rozmawiać. Myślę, że niezależnie od tego, jaki ostatecznie kształt obierze rekonstrukcja, partyjni liderzy szybko dojdą do porozumienia w tej sprawie.