W czasie pandemii koronawirusa wiele firm wynajduje nowe sposoby na dostawę trunków klientom. Jednak resort zdrowia nie zmienia zdania i nie planuje nowelizować przepisów, by to ułatwić.
Wiele lokali gastronomicznych oraz browarów zostało przejściowo zamkniętych w związku z pandemią COVID-19. Obecnie zaś, mimo ograniczania restrykcji, wciąż mają kłopoty z powodu małej liczby klientów. Szukają więc sposobu, by dostarczać klientom napoje alkoholowe do domu. Ogłaszają np. na stronach internetowych albo w mediach społecznościowych „czasową możliwość zamówień alkoholu w związku z pandemią” albo reklamują dostawy „niewykorzystanego stanu magazynowego”. Rzecz w tym, że sprzedaż alkoholu przez internet jest w Polsce niedozwolona. Ustawa z 26 października 1982 r. o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi (t.j. Dz.U. z 2019 r. poz. 2277; dalej: u.w.w.t.p.a.) nie przewiduje bowiem w ogóle możliwości sprzedaży na odległość. Niezgodność z prawem prowadzenia sprzedaży napojów alkoholowych w sieci potwierdzają wyroki Naczelnego Sądu Administracyjnego z 21 kwietnia 2016 r. (sygn. akt GSK 2566/14) oraz z 16 października 2018 r. (sygn. akt II GSK 212/18).
Kreatywny pomysł
Firmy próbują jednak znaleźć sposób, by dostarczać alkohol, a jednocześnie nie narazić się na ewentualne sankcje. Niedawno jeden z większych spożywczych e-sklepów zaczął oferować na swojej witrynie alkohol należący do powiązanej z nim spółki X, która uzyskała w jednej z podstołecznych gmin zezwolenie na sprzedaż alkoholu do spożycia poza miejscem sprzedaży (a więc typowe zezwolenie, jakie uzyskuje np. sklep). W regulaminie e-sklepu widnieje informacja, że umowa na sprzedaż alkoholu jest zawierana ze spółką X, a produkty na życzenie klienta są odbierane z należącego do niej stacjonarnego sklepu przez współpracujących dostawców bądź kurierów i następnie są dowożone do miejsca wskazanego przez klienta. Ten patent naśladują obecnie inne tego typu placówki. Adwokat Alicja Wasielewska z kancelarii Walczak Wasielewska Adwokaci tłumaczy, że część sklepów internetowych, legitymizując swe działania, wykorzystuje argument, że alkohol nabywany przez kupującego jest odbierany za jego zgodą przez pełnomocnika z punktu sprzedaży. Faktyczne wydanie towaru kupującemu działającemu przez pełnomocnika odbywa się więc w punkcie lokalizacyjnie odpowiadającym wskazanemu w zezwoleniu. Tym samym umowa sprzedaży alkoholu przeznaczonego do spożycia poza miejscem sprzedaży finalizuje się w miejscu dozwolonym przez ustawę (mimo że kupujący wchodzi w jego posiadanie dopiero w chwili odebrania go od pełnomocnika – kuriera).
Takie podejście jest zgodne z prawem, jak wynika z wyroku Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Krakowie z 8 sierpnia 2018 r. (sygn. akt III SA/Kr 493/18). WSA orzekł, że jeśli zamówienia składane telefonicznie lub za pośrednictwem strony internetowej są realizowane w punkcie sprzedaży wymienionym w zezwoleniu, to należy przyjąć, że tam właśnie znajduje się miejsce sprzedaży alkoholu. „(...) na podstawie przepisów kodeksu cywilnego brak podstaw, aby kwestionować, że zawarcie umowy sprzedaży następuje w innym miejscu, niż wynika to z zawartej przez strony umowy, mającej formę wzorca umownego, jakim jest regulamin witryny internetowej wykorzystywanej do komunikacji pomiędzy sprzedawcą a kupującym” – wskazał sąd. Wyrok został jednak zaskarżony do Naczelnego Sądu Administracyjnego i do dziś pozostaje nieprawomocny.
– Orzeczenie WSA jest bardzo kontrowersyjne. A bezrefleksyjne przenoszenie opisanego w nim stanu faktycznego na inne sprawy może być traktowane przez organy nadzoru jako zbyt kreatywne obejście ustawy. Wątpliwości budzi również szerokie rozumienie opisu zezwolenia jako umożliwiającego sprzedaż napojów alkoholowych do spożycia poza konkretnym punktem wskazanym w danym zezwoleniu – ocenia radca prawny dr Michał Koszowski. Jego zdaniem obecnie powszechnie akceptowany jest wymóg sprzedaży i podawania napojów alkoholowych wyłącznie w miejscu, do którego przypisane jest zezwolenie. – Nie oznacza to, że klient nie może zarezerwować przez witrynę internetową napoju alkoholowego od podmiotu mającego odpowiednie zezwolenie. Odbiór towaru musi się jednak odbyć w miejscu jego sprzedaży – podkreśla dr Koszowski.
Bez planów zmian
O pilną nowelizację przepisów apelują w ostatnich tygodniach przedstawiciele przedsiębiorców, np. Polska Izba Handlu czy Forum Dialogu Gospodarczego. Jednak resort zdrowia jest nieugięty. Odpowiada konsekwentnie, że celem ustawy jest ograniczenie spożycia alkoholu, a nie ułatwienie dostępności. I argumentuje, że umożliwienie sprzedaży trunków na odległość ułatwiłoby nabywanie ich przez osoby nietrzeźwe bądź poniżej 18. roku życia (co jest sprzeczne z art. 15 ust. 1 u.w.w.t.p.a.).
(Nie)wielkie ryzyko?
Co grozi przedsiębiorcom za sprzedaż niezgodną z warunkami zezwolenia na sprzedaż alkoholu? W pierwszej kolejności – cofnięcie zezwolenia i zablokowanie możliwości starania się o nowe przez trzy lata. W praktyce wszystko zależy jednak od podejścia danej jednostki samorządowej, która wydała zezwolenie. Ponadto, zgodnie z art. 43 ust. 1 u.w.w.t.p.a., podmiot naraża się na odpowiedzialność karną usankcjonowaną grzywną. Artykuł 43 ust. 2 natomiast sankcjonuje odpowiedzialność „kierownika zakładu handlowego lub gastronomicznego”.
A czy podmiot wykorzystujący współpracę z powiązaną spółką naraża się na jakąkolwiek odpowiedzialność? Doktor Michał Koszowski ma wątpliwości. – Pod uwagę można brać odpowiedzialność karną z art. 43 ust. 1 lub 2 u.w.w.t.p.a. za sprzedaż bez zezwolenia. Literalnie czytając przepis, na grzywnę można skazać osobę wydającą towar lub jej przełożonego w danym punkcie sprzedaży, a nie np. zarząd spółki. W tym drugim przypadku trzeba by wykazać pomocnictwo, podżeganie czy kierownictwo czynu zabronionego – stwierdza prawnik. I dodaje, że w Polsce jest wciąż spory kłopot z egzekwowaniem tego przepisu karnego. – Zawiadomienie do prokuratury składa co do zasady organ gminy prowadzący kontrolę stosowania się do warunków udzielonego zezwolenia. Bez aktywności ze strony administracji samorządowej rzadko kiedy organy ścigania podejmują działania z własnej inicjatywy w takich sprawach – przyznaje dr Koszowski.