W ubiegłym roku produkcja mocnych alkoholi w Polsce zwiększyła się o ponad 11 proc. Ostatni raz taki wynik zanotowano sześć lat temu.
Od stycznia do grudnia 2019 r. we wszystkich polskich fabrykach wytworzono 1,05 mln hl wódki. Poziom produkcji zbliżył się do rekordowego z 2013 r. Wówczas z taśm zakładów koncernów spirytusowych zjechało 1,15 mln hl – wynika z najnowszych danych GUS.
Jednocześnie spożycie wódki w kraju utrzymało się na podobnym poziomie. Choć nie ma jeszcze oficjalnych danych Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, branża szacuje, że było ono zbliżone do tego z 2018 r., kiedy to wyniosło 3,3 l na osobę. Eksport też nie zanotował drastycznego odbicia. Dane dostępne w GUS do października wskazują na kilkuprocentowy spadek pod względem ilości i 10-proc. wzrost pod względem wartości.
Skąd zatem wzrost produkcji? – To efekt zapowiedzianej podwyżki akcyzy na alkohole od tego roku. Koncerny chciały wytworzyć jak najwięcej, by zaoszczędzić na nowym podatku. Zresztą tak samo było w 2013 r., kiedy to akcyza na wyroby spirytusowe poszła w górę o 15 proc. – tłumaczy Ryszard Woronowicz ze Związku Pracodawców Polski Przemysł Spirytusowy.
Producenci przyznają, że fabryki w ostatnich miesiącach ubiegłego roku pracowały pełną parą. Można mówić o zwiększeniu mocy o 20–30 proc. – Pierwsze doniesienia o podwyżce pojawiły się latem. Jednak wówczas była mowa o 3-proc. wzroście podatku. Producenci uznali, że podołają temu wyzwaniu i w związku z tym produkcja szła zwykłym trybem. Zwrot akcji nastąpił na jesieni, kiedy to rząd ogłosił podniesienie akcyzy o 10 proc. Taka skala wzrostu jest odczuwalna dla producentów, stąd decyzja o zwiększeniu mocy – tłumaczy Krzysztof Kouyoumdjian, dyrektor ds. relacji zewnętrznych w CEDC.
W grudniu 2019 r. produkcja w gorzelniach wrosła o 60 proc.
Jak wynika z danych GUS, jeszcze w sierpniu produkcja rok do roku była na minusie, a we wrześniu na tym samym poziomie. Potem z każdym kolejnym miesiącem zaczynała nabierać tempa, najpierw o 12 proc, potem o 14 proc., by w grudniu zwiększyć się o niemal 60 proc.
Tempo rosło wraz z lawiną zamówień składanych przez dystrybutorów i sieci handlowe. Odbiorcy również chcieli zdążyć przed styczniową podwyżką, która według wyliczeń resortu finansów miała przełożyć się na wzrost cen w przypadku 0,5 l butelki wódki o 1,47 zł.
– Nie mogliśmy być pewni tych wyliczeń. Zwłaszcza że branża wciąż zmaga się z rosnącymi kosztami surowców czy pracy. Poza tym każdy wzrost cen przekłada się na sprzedaż. Chcieliśmy w związku z tym zapewnić naszym klientom jak najdłużej produkt po starej cenie – mówi przedstawiciel jednej z sieci handlowych.
Wyniki cieszą, ale i martwią producentów wódki. Mają oni świadomość, że w pierwszych miesiącach tego roku mogą nie otrzymać żadnego zamówienia. Liczą się z tym, że w tym roku produkcja spadnie. – Będzie to na pewno trudny rok dla branży. Liczymy się nawet z tym, że konsumpcja wódki na osobę po raz pierwszy od lat zmaleje – mówi jeden z producentów.
Posucha będzie trwać, dopóki dystrybutorom wystarczą zrobione zapasy. Producenci zadają sobie pytanie, co będzie później. Jak zachowają się konsumenci: czy pogodzą się z podwyżką cen, czy będą szukać tańszych alkoholi w szarej strefie?
Poza tym w branży głośno jest o kolejnych pomysłach rządu na opodatkowanie kategorii mocnych alkoholi. – Mowa o podatku od trunków w małych opakowaniach, czyli potocznie mówiąc małpek. Najpierw pojawiła się propozycja, by wprowadzić opłatę 1 zł od takiego produktu. Dziś już mowa jest o 1 zł od każdych 100 ml. To oznacza, że wódka w tzw. małych formatach zdrożeje o 2 zł. To znajdzie odzwierciedlenie w popycie – mówi Ryszard Woronowicz.
Branża spirytusowa uważa, że zyska na tym segment piwa. Jego cena stanie się jeszcze bardziej atrakcyjna, zwłaszcza w zestawieniu z małpkami. Dzięki temu produkcja piwa może wrócić na ścieżkę wzrostu. W ubiegłym roku bowiem zmalała o 3,5 proc. do 39,7 mln hl. W 2018 r. wzrost wyniósł 2,6 proc.