Po kwietniowym załamaniu sprzedaż detaliczna wyraźnie odbija w maju. Ale na radość za wcześnie.
Sprzedaż detaliczna była w kwietniu o 22,9 proc. mniejsza niż rok wcześniej – podał w piątek Główny Urząd Statystyczny. Ekonomiści zakładali raczej, że spadek nie przekroczy 20 proc. Najgorzej miały się sklepy tekstylne. Tam obroty były o 63,4 proc. mniejsze niż w kwietniu 2019 r. Sprzedaż aut spadła o ponad połowę.
Zaskakująco duża była skala kwietniowego załamania w przemyśle: produkcja spadła o 24,6 proc. w skali roku. Niektóre branże – jak motoryzacyjna – praktycznie przestały działać (tam spadek wyniósł aż 78,9 proc. w porównaniu z kwietniem 2019 r.). Polski przemysł pod względem poziomu sprzedaży cofnął się tym samym o siedem lat. Choć na tle Europy Zachodniej czy USA, gdzie mamy powrót do 2009 r., nie był to najgorszy wynik.
Fason trzymają jedynie firmy budowlane. Produkcja budowlano-montażowa co prawda w kwietniu też spadła, ale tylko o 0,9 proc. Wiele wskazuje na to, że branża korzysta na rządowych inwestycjach – na budowach tzw. obiektów inżynierii lądowej i wodnej (np. mosty czy drogi) ruch był o 9,3 proc. większy niż rok temu.
Wychodzimy z szoku
Analitycy bacznie przyglądają się zwłaszcza danym o sprzedaży detalicznej, które wskazują, jaka jest kondycja popytu konsumpcyjnego. Przed pandemią to właśnie konsumpcja napędzała popyt krajowy, a ten – wzrost gospodarczy. Eksperci liczą na jej szybką odbudowę, co pozwoliłoby zmniejszyć rozmiary tegorocznej recesji.
– Nie przywiązywałbym się do danych o sprzedaży z kwietnia. One robią wrażenie, podobnie jak te z przemysłu, ale pamiętajmy, że to bezpośrednia reakcja na szok, jakim był lockdown. A my teraz z tego szoku wychodzimy – mówi Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium. I dodaje: w kolejnych miesiącach będzie już dużo lepiej, odbicie w sprzedaży zobaczymy już w maju. Dowód? Dane z transakcji kartami płatniczymi.
– One pokazują wyraźny wzrost transakcyjności i to w szerokim zakresie. Przede wszystkim dóbr trwałego użytku, których konsumenci zwykle nie kupują, gdy ich sytuacja dochodowa się pogarsza. Zakupy mebli, wyposażenia mieszkania czy elektroniki – w tych przypadkach średnie wartości płatności kartami są nawet większe niż przed pandemią – mówi Maliszewski.
Według danych jego banku w drugim tygodniu maja wydatki na buty i ubrania (opłacone kartami) były o ponad 6 proc. większe niż przed pandemią. Bank porównuje średnie tygodniowe, w tym przypadku z okresu 11–16 maja do średniej ze stycznia i lutego. Wartość wydatków na sprzęt elektroniczny w drugim tygodniu odmrażania gospodarki była o 34,2 proc. wyższa od okresu sprzed pandemii. W zakupach mebli i wyposażenia mieszkań zanotowano wzrost o 46,8 proc.
Te same trendy w płatnościach kartowych widzą ekonomiści PKO BP. Urszula Kryńska, ekonomistka banku, zastrzega, że nie należy na tej podstawie wyciągać wniosków o dynamice sprzedaży w tym segmencie w całości handlu. Bo wcześniej dane z kart pokazywały znacznie głębszy spadek sprzedaży odzieży, niż to ostatecznie uwidoczniło się w piątkowym raporcie GUS.
Rośnie e-commerce
Większy ruch w stacjonarnych sklepach widać też w danych Polskiego Standardu Płatności (PSP), operatora systemu Blik.
– Liczba transakcji Blikiem w terminalach płatniczych w okresie od 1 do 20 maja wzrosła o 43 proc. w stosunku do takiego samego okresu w kwietniu – mówi Dariusz Mazurkiewicz, prezes PSP. W porównaniu do pierwszych dwódziestu dni lutego wzrost liczby transakcji w terminalach opłacanych Blikiem wynosił 10 proc.
Mazurkiewicz podkreśla przy tym, że rola e-commerce w handlu pomimo ponownego otwarcia stacjonarnych sklepów wcale nie osłabła. Co prawda w maju liczba transakcji jest o 4 proc. mniejsza niż w kwietniu (kiedy e-commerce przejął dużą część obrotów w wyniku zamrożenia gospodarki), niemniej jednak o jedną trzecią większa niż przed pandemią.
– Najbliższe miesiące pokażą, czy duża część zakupów na stałe przeniosła się do sieci. Dziś wiele na to wskazuje. Mogą to potwierdzać decyzje dużych detalistów – np. LPP – którzy decydują się na likwidację dużej liczby sklepów stacjonarnych i przenoszenie sprzedaży do sieci – zauważa Dariusz Mazurkiewicz.
Odbudowa przed nami
Ekonomiści radzą, aby nie przeceniać „postodmrożeniowego” odbicia w majowej sprzedaży. Po pierwsze konsumpcja dotyczy nie tylko towarów, ale też usług, a tu odblokowywanie gospodarki przebiega wolniej. Po drugie wiele zależy od tego, jak będzie wyglądał rynek pracy.
– Średnioterminowe perspektywy konsumpcji nie są aż tak pozytywne, jak się to teraz może wydawać. Tak jak nie należy popadać w nadmierny pesymizm po danych z kwietnia, tak i teraz nie wolno zbyt optymistycznie podchodzić do pierwszych informacji z maja – mówi Grzegorz Maliszewski.
– W usługach zapaść była dużo większa niż w handlu, odbicie też następuje wolniej. Spodziewamy się, że w II kwartale konsumpcja spadnie o 14,5 proc. w skali roku. Na pocieszenie można powiedzieć, że to powinien być już dołek, a przed nami mozolna odbudowa – dodaje Urszula Kryńska.
Ekonomiści radzą, by nie przeceniać odbicia w majowej sprzedaży