Z eurofunduszy na walkę z wirusem będziemy mogli przeznaczyć do 10 mld euro. Bruksela chce też pożyczać pieniądze na utrzymanie miejsc pracy.
Komisja Europejska zapowiada przekierowanie wszystkich funduszy strukturalnych na walkę z pandemią. Co to dokładnie oznacza dla Polski? Na politykę spójności w obecnym budżecie UE dostaliśmy łącznie 82,5 mld euro, z czego Warszawa zarządza kwotą 76,8 mld euro (resztą – KE). Ponieważ obecna perspektywa obowiązuje do 2020 r., większość pieniędzy już rozdysponowaliśmy.
Zakontraktowanych jest 83,5 proc. środków, jakie Polska dostała w tej siedmiolatce. Teoretycznie zostało nam więc 12,5 mld euro, ale jak słyszymy w resorcie funduszy i polityki regionalnej, na część z tych pieniędzy rozpisano już konkursy. Realnie mamy do wydania jeszcze maksymalnie 10 mld euro. – Nie do końca jednak wiadomo, co KE ma na myśli, że możemy teraz wydać wszystko na walkę z koronawirusem. Mamy zabrać z kolei, dróg, samorządów, by całość zainwestować w szpitale? Przecież pieniądze na inwestycje, które były już planowane, to też będzie pośrednio sposób na wyjście z kryzysu – mówi nam urzędnik zajmujący się funduszami.
Już wcześniej KE proponowała przekierowanie na walkę z koronawirusem środków z polityki spójności. W przypadku Polski było to 7,4 mld euro. Teraz nie tylko będziemy mogli skorzystać z dodatkowych miliardów, ale też wydawać je w sposób bardziej elastyczny. Możliwe będzie przekazywanie środków między funduszami, kategoriami regionów oraz celami polityki. Zaletą propozycji KE jest też zwolnienie z wkładu własnego. Do tej pory UE nie finansowała projektów w 100 proc., lecz musiał się do tego dorzucić ten, kto korzystał ze wsparcia. Teraz obowiązek zostaje zniesiony.
Minister funduszy Małgorzata Jarosińska-Jedynak pozytywnie zareagowała na te propozycje. „Wstępnie możemy powiedzieć, że idziemy w dobrym kierunku. KE uwzględniła sporo postulatów Polski i ma być bardziej elastycznie. Diabeł zawsze tkwi w szczegółach. Analizujemy te propozycje” – napisała na Twitterze. W ostatnich tygodniach w rządzie PiS dominowały krytyczne głosy na temat wsparcia z UE. Premier Mateusz Morawiecki 27 marca w Sejmie powiedział, że Unia nie dała jeszcze nawet eurocenta na walkę z koronawirusem.
To nie zostało dobrze odebrane w Brukseli. Komisja skierowała list do Jarosińskiej-Jedynak i marszałków województw z apelem o rzetelne informowanie na temat środków europejskich, w tym wsparcia, z jakiego rząd skorzysta w realizowaniu tarczy antykryzysowej. – Najpierw polskie władze mówiły, że UE nie daje nowych pieniędzy na walkę z koronawirusem, a potem premier stwierdził, że nie dała nic. To psuje klimat rozmów – komentuje rozmówca zbliżony do UE. Ale nie tylko Polska krytykowała KE. Uwolnienie środków z polityki spójności oznacza wsparcie jej największych beneficjentów, a nie państw najbardziej dotkniętych pandemią, jak Włochy, które będą mogły zagospodarować 2,3 mld euro, trzykrotnie mniej niż Polska.
Napięcia na linii Bruksela – Warszawa mogą nie ułatwić dalszych rozmów o pieniądzach, a te będą w nadchodzących miesiącach kluczowe. Szefowa Komisji Ursula von der Leyen zamierza uczynić budżet na kolejną siedmiolatkę „nowym planem Marshalla dla UE”, co oznacza, że szykuje się rewizja planów budżetowych. Bruksela chce przy tym zachować dotychczasowe priorytety. Nadal stawia na zazielenianie gospodarki i walkę ze zmianami klimatycznymi. Frans Timmermans, wiceszef KE i architekt Zielonego Ładu, podtrzymał zapowiedzi, by Unia do 2030 r. zmniejszyła ilość emitowanych gazów cieplarnianych o 50–55 proc. względem 1990 r.
Już teraz UE jest gotowa zainwestować 100 mld euro w ochronę miejsc pracy w ramach zaproponowanego przez von der Leyen instrumentu SURE. Pieniądze mają pochodzić z kredytów zaciąganych na rynkach finansowych przez KE, która następnie będzie udzielać poszczególnym stolicom pożyczek na korzystnych warunkach. W przypadku Polski mogłoby to być wsparcie przewidzianego w tarczy antykryzysowej postojowego. Jak informuje nas KE, wszystkie kraje planują wydatki publiczne na utrzymanie zatrudnienia. Wsparciem nowego instrumentu ma być system dobrowolnych gwarancji ze strony państw. Na ich udzielenie będą musiały się jednak zgodzić one same.